27. Noc wyznań

264 12 11
                                    

Murphy został odesłany do Arkadii, aby razem z Arkijczykami omówić problem Allie, ale każdy z członków wyprawy, podświadomie czuł, że tym razem nie skończy się bez ofiar. Stworzona przez człowieka, sztuczna inteligencja, zbyt wiele obiecywała, nie żądając prawie nic w zamian. Zagrażała mu, a przecież  to on ją stworzył. Nowy, jasny i klarowny cel wyprawy rozpłaszczył się przed nimi, niczym jakaś płachta, nie pozwalając zapomnieć o swojej obecności. Znowu wszystko okazało się znacznie trudniejsze, niż wyglądało na początku, ale Clarke powinna przecież do tego przywyknąć. Lecąc statkiem na Ziemię, sądziła, że od tak po prostu będzie mogła na niej zamieszkać, da znać Arce, że jest zdatna do użytku, jej rodzina, przyjaciele i reszta bliskich do nich dołączy i wszystko się unormuje. Jednak gdy tylko wylądowali, byli zmuszeni walczyć o przetrwanie, najpierw z środowiskiem, a potem z jego prawdziwymi mieszkańcami - Ziemianami. Tak o to strach przerodził się w prawdziwy krwawy konflikt, w którym z Setki, która przyleciała, przeżyło zaledwie czterdziestu paru. Podczas długich tygodni poznała Finna, zdążyła się w nim zakochać, stała się przywódcą młodocianych przestępców, dyplomatą, nadającym rytm politycznym wydarzeniom, morderczynią... aż trudno jej było w głowie pomieścić te wszystkie tytuły. Wielu z nich pragnęła się pozbyć, ale przylgnęły do niej, niczym przerażone pisklę do swojej ptasiej mamy i chowały się pod jej skrzydłem. Nie mogła się ich nigdy wyprzeć, nie mogła zaprzeczyć, że zabiła ludzi z Mount Weather ani, że zabiła Finna... Finn. To imię echem odbiło się w jej głowie i nagle zapragnęła aby nigdy się nie pojawiło. Każdego ranka przed twarzą stawał jej jego obraz tego, jak wbijała nóż w to kochające ją serce. Jeśli mogła kiedykolwiek powiedzieć, że coś się jej udało, to z całą pewnością to, że jej bliscy umierali przy niej w zastraszającym tempie.

Z zamyślenia wyrwały ją kroki i po chwili, tuż koło niej na ziemi usiadła Lexa, oplatając ramionami nogi. Musiała skończyć drugą wartę, która z reguły przypadała na sam środek nocy i teraz po cichu zmieniał ją, obudzony wcześniej Lincoln. Clarke nadal jeszcze nie spała, wpatrzona szeroko otwartymi oczami w niebo i zadręczała się myślami, a Heda doskonale o tym wiedziała. To nie była jej pierwsza, bezsenna noc, ale podczas żadnej z nich nigdy się nikomu nie zwierzała.

- O czym myślisz? - odcień głosu, którego użyła, sprawił, że przez ciało Clarke przebiegł dreszcz, powodując również zbieranie się przyjemnego ciepła w podbrzuszu.

Odwróciła lekko głowę w jej kierunku, aby móc ją lepiej widzieć i tylko dlatego dostrzegła, że ona również spoziera na nią uważnie, a za tymi zielonymi tęczówkami kryła się troska i nieme pytanie. Wiedziała, że brązowowłosa zrozumie co ją męczy, ale to była najmniej odpowiednia chwila, aby ją zadręczać swoimi własnymi sprawami...

- Myślę o Finnie - sama nie wiedziała dlaczego taka odpowiedź opuściła jej gardło.

Lexa pokiwała głową ze zrozumieniem. Sama, dawno temu straciła kogoś jej bliskiego, a Clarke nawet sobie nie wyobrażała jak musiała się czuć, gdy zobaczyła w swoim własnym łóżku głowę ukochanej. Pomimo, że reprezentowały tak skrajne podejścia do wielu spraw, były do siebie bardzo podobne i niosły niemalże ten sam bagaż doświadczeń. Clarke nagle poczuła jak język, przedtem zawiązany na supeł, odwiązuje się, zupełnie niespodziewanie.

- Kochałam go - wychrypiała. - I choć byliśmy ze sobą ten jeden, jedyny raz, to mam wrażenie, jakby były to całe wieki. Byliśmy tacy niewinni, kiedy wylądowaliśmy na ziemi. Ten dzień wyobrażałam sobie zupełnie inaczej, ale to, co zastaliśmy po wylądowaniu... to nas zabiło, Lexa. Zabiło tych, którzy nie potrafili się przystosować i przetrwać. Kilka ciał na sam początek... - głos ugrzązł jej w gardle. Dziewczyna siedząca obok, tylko delikatnie dotknęła jej dłoni, aby zaznaczyć swoją obecność i fakt, że słucha jej uważnie. - Uśmierciło też dzieci, które wciąż gdzieś w nas tam tkwiły, a stało się to ostatecznie, gdy po raz pierwszy musieliśmy splamić swoje ręce krwią, aby dać szansę na życie innym. Jestem kryminalistką, Lexa, przynajmniej byłam nią dla moich ludzi przez dłuższy czas, ponieważ odważyłam się poprzeć ojca, który powiedział, że ludzie powinni znać prawdę o tym, że tlen na Arce się kończy i w końcu kiedyś umrzemy. Tylko dlatego, że byłam nieletnia, to uniknęłam wyroku śmierci. Surowe zasady pozwalały nam przetrwać i nie powinny mnie szokować te, które poznałam po przybyciu na ziemię... jednak... - przełknęła z trudem ślinę. - Tam nie musiałam nikogo zabijać aby wszystkich uratować, nie potrzebowałam sprawdzać po kilka razy otoczenia, czy ktoś nie czyha na mnie, aby zadać mi śmiertelny cios. Nigdy nie musiałam wybierać pomiędzy miłością swojego życia, a jutrem, a jednak to zrobiłam. Zabiłam Finna, aby wszyscy pozostali mogli dojrzeć następnego świtu.

Dwunasty klan - The 100 (Bez korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz