19. Brak wyjścia

232 12 9
                                    

- Jak to możliwe? - zdumiał się Rufus, po czym dodał oburzony. - To jest akt wojny! Próbował zabić Wanhedę!

- To nie wszystko - dodał Lincoln i oparł się ciężko o ścianę Arki. - Nie było mnie tyle czasu, ponieważ próbowałem doprowadzić Clarke do Polis - rzucił Lexie przepraszające spojrzenie. - Próbowałem ją odwieść od zabicia ciebie, ale po wkroczeniu do Polis, nie miałem już na to większego wpływu.

- Przechodź do rzeczy! - rozkazała mu.

Clarke chciała usiąść, ale Komandor przyszpiliła się do łóżka. Zaglądając jej prosto w oczy, pokręciła głową. Ukochana posłuchała, ale niechętnie. Przeniosła spojrzenie na Lincolna, który był teraz w centrum uwagi.

- Dobrze, Heda - odparł z szacunkiem. - Ostatnie dni spędziłem na flankach armii Ludzi Lodu i dowiedziałem się co planują. Otrucie Wanhedy, twój wyjazd... to wszystko jest ich sprawką. Musieli się upewnić, że znikniesz z zasięgu Polis i gdy tylko się to stanie, to król Roan wkroczy na czele wojsk jako nowy, samozwańczy Heda i wypowie wojnę Skaikru.

- Cholera... mać! - zaklęła Raven, a Abby rzuciła jej pretensjonalne spojrzenie. - No co?! Człowiek na chwilę się odwraca plecami, podczas gdy jacyś debile od razu próbują wbić nam nóż w plecy!

- Od kogo się tego dowiedziałeś? - zwróciła się do Trikru.

- Podsłuchałem jednego z głównych dowódców, Heda. - wzruszył ramionami. - Myślę, że już co najmniej od kilku godzin okupują Wieżę.

Marcus Kane spojrzał na nią w napięciu i zbliżył się do niej. Widziała zmartwienie w jego oczach i chęć ocalenia czegokolwiek, co udało im się wypracować poprzez negocjacje. Nie dziwiła się, w końcu to wszystko kosztowało obie strony potężne zasoby energii.

- Lexa - zaczął. - Nie możemy na to pozwolić...

- Wiem na co mogę pozwolić, a na co nie - przerwała mu. - Taki obrót spraw na nowo może zepsuć stosunki między Skaikru, a pozostałymi Klanami. Na to właśnie nie mogę pozwolić, ponieważ dojdzie do kolejnych rozlewów krwi. Pokój jest jeszcze zbyt kruchy.

Reszta spojrzała na nią, jakby mogła uratować całą sytuację jednym słowem. Była przyzwyczajona do takiego ciężaru, złożonego na jej barkach. Dobry przywódca musiał podejmować nieraz trudne decyzje, które mogły poważnie zachwiać jego kręgosłupem moralnym, ale tym samym miał szansę udowodnić, że jego ludzie są dla niego ważni. Być może dziś musiała odpuścić, aby w przyszłości sięgnąć po coś więcej i zapewnić nie tylko pokój, ale i synchronizację całych Klanów. Tworząc jeden...

- Chyba nie przewidzieli jednego - oznajmiła cicho Clarke. Wszyscy niemalże rzucili się w jej kierunku, jakby dopiero teraz zauważyli, że do nich wróciła.

- Hej, hej! - zawołała Abigail Griffin, odpychając ich od swojej córki. - Dajcie jej oddychać!

Cofnęli się z westchnieniem ulgi, a Lexa nadal nie zmieniła swojej pozycji, klęcząc przy Clarke i czekając na jej dalsze słowa. Odpowiedziała jej spojrzeniem pełnym miłości i na moment przymknęła oczy. Po chwili kontynuowała nieco mocniejszym głosem.

- Ludzi Lodu przed atakiem powstrzymało dołączenie naszych ludzi jako Trzynastego Klanu. Ten fakt jest niezaprzeczalny, jak to, że jeśli jeden zaatakuje drugi, będący na tych samych prawach co każdy inny, to wszystkie pozostałe mają obowiązek wesprzeć w każdy możliwy sposób ten Klan, który jest zmuszony do obrony. Czy mam rację, Komandorze? - zapytała Lexę, którą zalała nie pierwsza i zapewne nie ostatnia fala potężnych uczuć wobec dziewczyny. Gdy przytaknęła, Clarke kontynuowała. - Jeśli więc Roan chce wypowiedzieć nam wojnę, to wszystkie pozostałe Jedenaście Klanów powinno opowiedzieć się po naszej stronie.

- W teorii, owszem - odparła łagodnie. - W praktyce dobrze wiemy jak to wygląda. Wpływy i sympatie rozkładają się na prawdę różnie.

- Jesteś ich Hedą! - wypaliła Raven. - Przecież możesz im rozkazać!

- Nie, Rave. - mruknęła Abby. - To nie takie proste.

Lexa zgodziła się z jej słowami w duchu i wstała, splatając dłonie za sobą. Spojrzenia wszystkich znowu były utkwione w niej, a ona musiała podjąć decyzję. Teraz.

- Kanclerz Skaikru może ich prosić o wsparcie na naradzie wojennej, która zapewne się odbędzie, a ja jedynie mogę poprzeć jej słowa. Jeśli Roan już jest na Wieży... cóż. Przestałam być panią w własnym domu - przyznała szczerze. - Jako okupanta, mam prawo go zabić, ale to jest polityka, w którą wy dopiero się wdrażacie. Możecie wszystko pogorszyć.

- Chyba, że ugryziemy to z innej strony - oczy Marcusa nagle rozbłysły.

- Co masz na myśli, Dowódco Straży? - uniosła brwi.

- Nie od dziś wiadomo - uśmiechnął się. - że jeśli dowódca ma za sobą armię, ale ma przede wszystkim lud, to pokona każdego okupanta, choćby nie wiadomo jak licznego. Jeśli, Komandor, uzyskasz wsparcie ludu wszystkich Dwunastu Klanów oraz ich poszczególnych, najbardziej wpływowych dowódców, to...

- Mogę za ich pomocą pokonać Ludzi Lodu i raz na zawsze ich ukarać - zrozumiała tok myślenia Marcusa. - Nawet nie muszę doprowadzać do zbrojnej walki. Owszem, to by zadziałało, gdybyśmy nie byli tym, kim jesteśmy. Jesteśmy Ziemianami, Kane. A my nigdy się nie poddajemy bez walki. Środek dobry, ale nie dla tego środowiska.

Otworzył usta, chcąc zaprotestować, ale zamknął jej zaraz potem i wbił spojrzenie w podłogę. Zapadła ponura cisza, wśród której każdy po cichu rozważał dostępne opcje. Nie było ich wiele, a większość z nich skończyłaby się tylko w jeden sposób, z którego nikt nie byłby zadowolony. Clarke odwróciła głowę w stronę ściany i zamknęła oczy. Musiała być wyczerpana i Lexa wcale się jej nie dziwiła. Powinna odpoczywać.

- Omówimy to jutro - oznajmiła. - Do tego czasu niech wszyscy odpoczną i poczynią odpowiednie przygotowania do możliwej, nadchodzącej wojny.

Wszyscy pokiwali głowami, bez sprzeciwu przyjmując jej rozkaz. Kane powiedział coś cicho do Raven i oboje opuścili pomieszczenie. Rufus uparł się, że będzie pilnował Wanhedy. Lexa kazała mu jeszcze pozbyć się ciała Cloahima, aby nie raził wszystkich swoim wyglądem. Abby zapewniła, że poprosi kogoś, aby wyczyścił krew i pozwoliła Lexie zostać przy Clarke. Gdy drzwi wreszcie zamknęły się za ostatnią osobą, odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że mogła zostać sama z śpiącą Wanhedą. Dziś była tak blisko tego, aby ją stracić... co by się stało, gdyby sprawy przybrały najgorszy obrót? Nie tylko straciłaby szanse na szczęśliwe życie u boku ukochanej osoby, ale również jedyny klucz do zwycięstwa. Być może wreszcie nadszedł czas, aby odsłonić wszystkie karty, przynajmniej przed Clarke. Postanowiła, że porozmawia z nią o tym, gdy tylko będzie miała wystarczająco dużo sił, aby chociaż przejść parę kroków. Nie miała innego wyjścia. Wszystkie możliwe chwyty już dawno zostały wykorzystane.


Dwunasty klan - The 100 (Bez korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz