8. Wyrok śmierci

287 16 1
                                    

Clarke przyglądała się zbiorowisku ludzi, którzy zebrali się, aby obejrzeć egzekucję Pike'a. Być może to za dużo powiedziane, ponieważ śmierć trzystu cięć, bynajmniej nie była egzekucją, a tym bardziej szybką śmiercią. Jednak w oczach mężczyzny tlił się ogień furii, który nie gasł i nie mówił tylko dlatego, że ktoś wcześniej zakneblował mu usta. Gdzieś w tłumie mignęła jej Octavia, ale zaraz zniknęła. Bellamy, nadal nieprzytomny, leżał w jednym z apartamentów, pod opieką jej mamy. Kane stał nieco niżej, poza podwyższeniem, ale wciąż dobrze widoczny i rozpoznawalny. Próbował nie dopuścić do tego całego widowiska, ale było już za późno. Jak zwykle.

Lexa również z spokojem, nieporuszona, obserwowała całe zamieszanie. Clarke patrzyła na nią przez moment, nadal wspominając pocałunek sprzed kilku chwil. Nie wiedziała jak bardzo tego pragnie, dopóki Komandor jej nie pocałowała. Teraz, odpowiedziała jej spokojnym spojrzeniem i wróciła do przyglądania się Pike'owi. Clarke odetchnęła z trudem, wiedząc, że mają sporo do omówienia. Być może, gdy skończy się wojna, to będą mogły być razem, ale teraz... Ktoś próbował zabić Lexę, a najprawdopodobniejszym podejrzanym był jeden z Ludzi Lodu. Wojna trwała nadal, ale jeśli chcieli ją wygrać, to musieli się pozbyć maruderów takich jak Pike. Indra podeszła do Hedy, kłaniając się głęboko.

- Ludzie są gotowi, pani. - odparła. - Pozwól nam wymierzyć karę.

- Zaczynajcie! - powiedziała mocnym głosem, który echem poniósł się przez plac. - Krew za krew!

- Krew za krew! - odparł rykiem tłum, a razem z nim Ambasadorowie.

Krwawy spektakl rozpoczął się. Ściągnięto knebel z ust Pike'a, który wrzasnął z wściekłości. Pierwszy zbliżył się niepozorny chłopak, z haczykowatym ostrzem w dłoni i przejechał nim przez brzuch mężczyzny. Ten spiął się, jęknął, ale nie zrobił nic ponad to. Zapadła absolutna cisza, przerywana posapywaniem i jękami bóli Pike'a gdy kolejne cięcia zdobiły jego ciało. Clarke liczyła je pieczołowicie, czując swego rodzaju satysfakcję, ale też smutek. Kolejny człowiek, którego musiała stracić w imię pokoju. Czy to się kiedykolwiek skończy? Kane stał przed nią, z dłońmi splecionymi za sobą i tylko dlatego widziała, jak mocno je zaciska. Dla niego też nie było to łatwe. Po dwudziestu pięciu cięciach, Pike powoli zaczął tracić przytomność. Podniósł głowę z trudem i spojrzał prosto w oczy Clarke.

- Wanheda! - szepnął. - Prawdziwa Komandor Śmierci. Zabije nawet własnych ludzi, aby to udowodnić.

Zawył z bólu, gdy pięćdziesiąte cięcie wykonała sama Indra, z płonącymi oczami.

- Wanheda chroni swoich ludzi i naszych! - powiedziała ostro. - Ale ty tego nie zrozumiesz.

Clarke przełknęła ślinę, czując nagłą słabość. Czy rzeczywiście musieli iść po trupach? Już chciała chwycić Lexę i powiedzieć jej, aby to powstrzymała, gdy Pike zatrząsł się gwałtownie, westchnął raz głęboko i oddał swój wydech. Dziewczyna, która miała zadać następne cięcie, rzuciła sztylet na ziemię i odwróciła się w kierunku pobratymców.

- Krew została przelana! - oznajmiła. - Zemsta dokonana!

Gromki ryk wydarł się z setek gardeł. Lexa uniosła ramię, a wszyscy zamilkli.

- Krew została przelana. - powtórzyła, wodząc po nich wzrokiem. - Nie dopuśćmy, aby przelało się jej więcej!

Wojownicy podnieśli bojowy okrzyk, a Clarke nagle poczuła niepokój.

- Lexa! - syknęła jej do ucha. - Co planujesz?

Spojrzała na nią.

- Chciałaś, dawno temu, abym ci zaufała w sprawie twoich ludzi. Teraz ty zaufaj mi w sprawie moich.

Dwunasty klan - The 100 (Bez korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz