20

741 24 1
                                    


Niall

Minęło już wiele godzin i nadal nie było żadnych wiadomości. Siedziałem nie spokojnie na fotelu i patrzyłem na zegar. Na sofie siedziała Kate. Siedzieliśmy w ciszy było słychać jedynie stukanie zegara. Kiedy słyszałem dzwoniący telefon,szybko się podniosłem i podbiegłem po niego, by odebrać. Zanim odebrałem sprawdziłem numer. Nieznany.

- Halo? 

- Dobry wieczór, z tej strony porucznik Watson. Chciałem poinformować, że znaleźliśmy pannę Amelię. - powiedział policjant. Serce zaczęło mi bić szybciej. Znaleźli ją. Znaleźli moją Amelie. Policjant podał mi w jakim szpitalu leży. Nic więcej mnie nie interesowało. Rozłączyłem się, wziąłem buty z kurtką i wybiegłem z domu, zostawiając tam osłupioną Kate. Wsiadłem szybko do auta i ruszyłem pod wskazany adres. Jechałem szybko, przejechałem na kilku czerwonych światłach, ale to jest teraz nieważne. Najważniejsza jest moja kobieta. Muszę szybko się do niej dostać. Docisnąłem pedał gazu, przez co jechałem szybciej. Jeszcze kilka minut i będę pod szpitalem. W jednym momencie usłyszałem sygnał policji za sobą. Spojrzałem w lusterko i zauważyłem jadący za mną radiowóz. 

- Nie teraz do cholery. - powiedziałem pod nosem, cały czas przyspieszając. Muszę ich zgubić. Skręciłem na rondzie w prawo, oni za mną. Rozejrzałem się. Znam tą uliczkę. Spojrzałem jeszcze raz w lusterko. Radiowóz już nie był tak blisko, jednak cały czas jechał za mną. Skręciłem szybko w lewo. Śmietniki. Ukryłem się za nimi, zgasiłem światła i silnik. W ślepej uliczce było ciemno jak nigdy a śmietniki jeszcze bardziej pomogły ukryć samochód. Nasłuchiwałem. Radiowóz był coraz bliżej, ale w pewnym momencie wyłączyli koguty. Trzask drzwi. Otworzyłem okno do szeroka, żeby usłyszeć w razie, gdyby coś zaczęli mówić. 

- Gdzie cholera on mógł pojechać?

- Skąd wiesz, że to był facet? - zaczęli rozmawiać. Jeśli mnie zobaczą, to po mnie.

- Bo kobieta tak nie potrafi jeździć. - powiedział jeden.

- Gdyby to twoja żona usłyszała...

- Ani słowa. Jedziemy dalej, natkniemy się na niego po drodze. - znowu trzask drzwi. Pojechali, jednak poczekałem kilka minut zanim i ja będę mógł wyruszyć. Wyjechałem z ślepej uliczki i ruszyłem w dalszą drogę. Po niecałym dziesięciu minutach byłem już pod szpitalem. Zaparkowałem na wolnym miejscu, wysiadłem z auta, które zamknąłem na klucz i szybko zacząłem biec do szpitala. Wszedłem do recepcji, zapytałem się gdzie leży Amelia. Oczywiście kobieta musiała się spytać, czy jestem kimś z jej rodziny. Odpowiedziałem, że jestem jej narzeczonym. Niechętnie podała mi pieto i numer sali. Nie dziękując poleciałem od razu na schody i wbiegłem na odpowiednie piętro. Szybciej schodami niż windą. Numer sto pięć... Znalazłem jej sale. Leżała tam z zamkniętymi oczami. Boże, co ten bydlak jej zrobił. Podszedłem do niej i chwyciłem ja za rękę. Była cała pobita. 

- Amelia, kochanie jestem tu już. - powiedziałem powstrzymując łzy. 

- Obiecuje, ci że nigdy cie już nie zostawię. - kontynuowałem. Ścisnąłem delikatnie jej dłoń.

- Kocham cie... Pamiętaj - pocałowałem ją w czoło. 

Nagle do sali ktoś wszedł. Lekarz.

-Doktorze, jaki jest jej stan? - zapytałem szybko.

- Pan jest...?

- Narzeczonym. - odpowiedziałem szybko. Doktor pokiwał głową.

- Panienka Paris została mocno pobita. Ma połamane żebra i uraz głowy. Wpadła w śpiączkę i nie wiemy, kiedy może się obudzić. -  powiedział. Podziękowałem za informację. Kiedy lekarz sprawdził maszyny, wyszedł z sali. Oni nie wiedzą, kiedy się obudzi, ale ja wiem jedno. Będę przy niej cały czas, nie zostawię jej nawet na minutę. 



Znalazłem cię skarbieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz