Chapter 10.

5.6K 307 23
                                    

Boston, 
Massachusetts, USA. 

          W momencie lądowania w Bostonie dziwnie się poczułem. Nie lubiłem tam przyjeżdżać, a od pogrzebu Marcusa bywałem incydentalnie. Westchnąłem i skierowałem się po bagaż. Miałem zamiar się napić, zanim pojadę do rodziców.

          Godzinę później, po wypiciu kilku drinków poszedłem na postój taksówek. Postanowiłem, że przed wizytą u nich odwiedzę grób Marcusa i Kristel. Skoro już byłem w mieście, to doszedłem do wniosku, że tam pojadę. Poprosiłem taksówkarza o kurs na cmentarz. Nie miałem zamiaru długo tam zabawić, dlatego kazałem mu czekać pod bramą. Szedłem z dwoma świeczkami w rękach. Najpierw poszedłem na grób Kristel. Stały przy nim świeże kwiaty, co oznaczało, że nie dawno ktoś tam był. Postawiłem obok świeczkę i ją zapaliłem. Spojrzałem na nagrobek, wypuszczając powietrze. Chwilę później odszedłem. Kilka minut później stałem przed nagrobkiem Marcusa. Zapaliłem świeczkę, zaczynając wygłaszać wewnętrzny monolog do przyjaciela. Wróciłem wspomnieniami do lat, kiedy wspólnie pracowaliśmy. Wydawało mi się, że to było w innym  życiu. Teraz miałem zupełnie inne priorytety i nie miały one nic wspólnego z moją pracą w policji. No może trochę... Zawiadywałem centrum, które zbierało informacje na temat handlarzy dziećmi. Temat był mi znany sprzed lat, dlatego to ja wpadłem na pomysł założenia tego centrum. Pain Riders pomagali... Dumnie to zabrzmiało.

           Kwadrans później siedziałem już w taksówce, która zmierzała do domu moich rodziców. Byłem zdenerwowany, ale nie wiedziałem czym bardziej. Spotkaniem z nimi czy faktem, że ojciec nic mi nie powiedział. Zakląłem pod nosem i próbowałem się uspokoić. Przed laty byłem bardziej opanowany, ale z biegiem czasu nie było mi to potrzebne, dlatego na siłę nie tłumiłem wybuchów gniewu. Tak to wyglądało....

          Kiedy podjechaliśmy pod dom rodziców, dałem kierowcy banknot i poleciłem mu, żeby zachował resztę. Facet stał w zimnie pod cmentarzem, więc nie miałem wątpliwości, że należy mu się napiwek. Wyciągnąłem torbę z bagażnika i skierowałem się do drzwi. Wziąłem dwa wdechy i zadzwoniłem. Po kilku sekundach usłyszałem kroki. Drzwi się otworzyły, a przed nimi stanął mój ojciec. Nie widziałem ich rok. W tym wieku, czas biegnie szybciej. Widać było, że się zmienił przez ten czas.

- Troy- powiedział spokojnie ojciec- Wejdź synu.

- Cześć- podałem mu dłoń. Wszedłem do domu, stawiając torbę na podłodze w hallu.

- Zdążyłeś na obiad. Mama właśnie skończyła robić pierogi.

- Nie powinna się przemęczać.

- Robi je na siedząco. Poza tym za chińskiego boga nie się przekonać, że nie może tego robić- staruszek zaśmiał się, idąc do kuchni. Czułem zapach gotowanych pierogów, które uwielbiałem.

- Mamo- odezwałem się, kiedy zobaczyłem matkę siedzącą przy stole.

- Synku! Bardzo za Tobą tęskniłam- powiedziała matka, wstając od stołu. Podeszła, mocno mnie przytulając. 

- Ja też mamo. 

- Siadaj synku, zjedz obiad, a później będziemy rozmawiać.

- Dobrze. Dziękuję za pierogi, ale nie powinnaś się przemęczać. Musisz odpoczywać- powiedziałem stanowczo, siadając do stołu.

- Siedzeniem nikt się nie zmęczył- zaśmiała się moja rodzicielka- ojciec robił ciasto.

- Miałem w tym swój cel. Musiałem mieć pewność, że na kilka się załapię- dodał ojciec, wybuchając śmiechem. Mimowolnie uniosłem kąciki ust w górę, bo tekst staruszka mnie rozbawił.

The Pain Riders  MC # 2- Chopper.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz