Chapter 29.

4K 286 28
                                    

Kilka dni później...
Boston, Massachusetts.

           Jechałem samochodem do siedziby federalnych. Leo prowadził auto, a ja starałem się zachować spokój. Czułem, że jak zobaczę Todda to nie wytrzymam. Nie nakręcałem się, ale moja podświadomość podsuwała mi różne pomysły. Z jednej strony denerwowałem się, a z drugiej byłem spokojny. Todd miał spędzić resztę życia za kratkami, a ja ze swoją rodziną. To było coś czego nikt nie mógł mi odebrać. 

- Jesteśmy- powiedział Knife. Spojrzałem przed siebie. Duży betonowy gmach wyrósł przed moimi oczami.

- Idziemy- zarządziłem. Powoli wysiadałem z samochodu. Opuściłem szpital dwa dni przed terminem, na własne żądanie. Musiałem załatwić tą sprawę. 

            Wyszliśmy z auta, kierując się do budynku. Zanim weszliśmy do środka, zostaliśmy sprawdzeni przez funkcjonariuszy ochrony. Czekaliśmy przed szklanymi drzwiami na Dave'a. Po chwili zszedł do nas.

- Witam- podał nam rękę- Zapraszam na górę. Ptaszek już na Ciebie czeka, Troy.

- Co z procedurą?- pytałem lekko zaskoczony.

- Powiedzmy, że.... Delikatnie możemy ją nagiąć.

- Dobra wiadomość- dodał Leo.

- Najlepsza... Idziemy?- powiedziałem do Dave'a.

           Szliśmy schodami na drugie piętro. Kiedy weszliśmy do wydziału, Dave pokierował na do pokoju, w którym było lustro weneckie. Staliśmy od drugiej strony, widząc to, co działo się w pokoju przesłuchać. Przy stole siedział Todd, a na przeciwko niego stał policjant. 

- Nic nie mówi, odmawia zeznań- powiedział Dave- Nie pomagają żadne argumenty.

- Pozwól mi wejść do niego- zażądałem. 

- Twoja obecność tutaj jest nagięciem przepisów.

- Wiem, ale mogę się z Tobą założyć, że ja wyciągnę z niego zeznania. Do tej pory tylko mnie powiedział część prawdy.

- Masz pięć minut i nie muszę Ci mówić, że nie możesz go dotykać- dodał federalny. Pokiwałem głową. Dave odwołał policjanta, a ja wszedłem do środka. Todd popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Posłałem mu pogardliwe spojrzenie.

- Pasują Ci te bransoletki- zaśmiałem się szyderczo, wskazując brodą na kajdanki. Czułem satysfakcję widząc go w takiej sytuacji- Role się odwróciły, co? Teraz to ja jestem po drugiej stronie. Jak się czujesz Todd?

- Pierdol się Anderson!- huknął.

- Będę, jak wrócę do Orlando. Czeka na mnie zajebista kobieta.

- Kolejna dziwka do kompletu?- wiedziałem do czego dąży. Postanowiłem nie dać się sprowokować.

- Mówisz o swoich panienkach? Nic z tych rzeczy.

- Taka jak Twoja żona? Słodka Krissy- parsknął.

- Krissy nie dorastała jej do pięt. Maya to bogini seksu- zacząłem swoją grę, chciałem podpuścić tego skurwiela. 

- Widać, że dobrze nie znałeś w swojej żony. Nawet w łóżku potrafiła Cię oszukiwać. Była jedną z lepszych które przewinęły się przez moje łóżko Anderson.

- Pamiętasz, jak pojechałem z Marcusem na Twój rozkaz? Nie byłem święty. Codziennie pieprzyliśmy inne panienki, a trójkąt na dzień przed wyjazdem to był kosmos. Więc nie mów mi, że Kristel była dobra w łóżku, bo tak nie było- stek kłamstw, który wypowiedziałem zaskoczył nawet i mnie. Bez mrugnięcia powieką, patrząc mu w oczy mówiłem coś co nigdy nie miało miejsca.

The Pain Riders  MC # 2- Chopper.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz