Chapter 25.

3.6K 265 27
                                    

Colorado Springs,
California, USA.

           Po wypiciu połowy butelki whisky mogłem zacząć myśleć. Byłem cholernie zmęczony, ale nie potrafiłem zasnąć. W głowie miałem kompletny mętlik. Za kilka godzin miałem dostać portret pamięciowy szefa całej siatki. Nie potrzebowałem tego rysunku. Wiedziałem kto to był. Rick opisał mi jego twarz, a ja upewniłem się. Z początku myślałem, że to nie możliwe. Jednak fakty mówiły same za siebie.

- Kurwa!- warknąłem pod nosem. Nie chciałem obudzić Leo, dlatego nie podnosiłem głosu. Lubiłem tego fiuta, a zaufanie jakim go obdarzyłem było ogromne. Miałem nadzieję, że się ustatkuje. Potrzebował kogoś, kto pomoże mu wrócić do równowagi. Wszystko co przeszedł było pieprzonym koszmarem. Miał trzydzieści trzy lata i był z nami od czterech lat. Zaraz po powrocie z misji z Afganistanu odszedł z Marines.

         Nie wiem o której godzinie zasnąłem, ale kiedy się obudziłem miałem butelkę w ręce. Była prawie cała opróżniona. Czułem, że głowa mi pęka, a kac mnie zabije. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Kinfe'a jedzącego posiłek. 

- Która godzina?- zapytałem cicho.

- Prawie południe- odpowiedział Leo.

- Boże....- usiadłem na łóżku, pocierając twarz dłońmi.

- Masz, wypij- przyjaciel podał mi butelkę piwa- Zamówiłem dla Ciebie obiad, siadaj i jedz.

- Dzięki stary. Łeb mi pęka.

- Kim on jest Troy?- wiedziałem, że Leo zapyta mnie o to, ale myślałem, że będę miał więcej czasu.

- Osobą z mojej przeszłości- odparłem pijąc piwo.

- Kto to jest? Nie zbywaj mnie jak małolata.

- Nie mogę. Załatwię to sam, a tego skurwiela rzucę federalnym.

- Jesteś skończonym fiutem- huknął Knife- Spodziewasz się dziecka, musisz być odpowiedzialny. Jak dasz się zabić, to Ruda zostanie sama z dzieckiem. Pomyśl o tym.

- Myślę!- nie wytrzymałem- Dlatego nie chcę nikogo w to mieszać. Muszą być bezpieczni, a ja to załatwię.

- Jadę z Tobą i nie spławisz mnie- dodał Miller. Wiedziałem, że nie żartuje.

- To nie będzie żadna jatka. Musimy dobrze to rozegrać, bo zwieje nam na dobre. Muszę zadzwonić do kumpla. Będzie go miał na oku- wyciągnąłem telefon i odszukałem kontakt do Martina. Był moim przyjacielem z czasów Akademii Policyjnej. 

           Kilka sygnałów minęło zanim odebrał. Był zaskoczony moim telefonem, ale po wyjaśnieniach nie był w stanie nic powiedzieć. Wiedziałem, że mogę mu ufać i pomoże nam, kiedy się pojawimy w mieście.

- Zbieraj swoje zabawki Knife. Rezerwujemy miejsca na samolot i lecimy- zarządziłem tonem, nie znoszącym sprzeciwu.

- Trzeba zadzwonić po resztę ekipy i powiedzieć co zamierzamy- mówił Knife. Nie mogłem się zgodzić na to. Maya odwodziłaby mnie od tego pomysłu, a  reszta braci nalegałaby na wyjazd razem z nami.

- Nie ma takiej opcji. Załatwimy to sami, bez ich udziału. 

- Jak chcesz, ale ja myślę, że powinniśmy dać im znać.

- Zadzwonię do nich z lotniska. Mamy pół godziny na dojazd, bo nasz lot jest o czternastej. Nie możemy się spóźnić- zakończyłem rozmowę i zacząłem wrzucać ubrania do torby. W międzyczasie jadłem to co zamówił Leo i popijałem piwo. Miałem zamiar w czasie lotu wypić coś jeszcze, bo kac dalej nie dawał mi spokoju.

           Pięć minut później byliśmy gotowi do wyjścia. Zabraliśmy nasze rzeczy i wyszliśmy z pokoju. Szybkim krokiem skierowaliśmy się do recepcji, a potem wzięliśmy taksówkę na lotnisko. Czekał nas lot z przesiadką w Chicago i kolejny długi dzień. Z Martinem musieliśmy ułożyć odpowiedni plan, żeby przymknąć tego skurwiela. 

          Siedząc w samolocie wybrałem numer do Mai.

- Troy, gdzie do cholery jesteś?- zagrzmiała na powitanie.

- W drodze. Muszę dokończyć tą sprawę- odpowiedziałem szybko.

- Co? Jak to w drodze? Gdzie się wybierasz i dlaczego nic o tym nie wiemy?

- Musicie się trzymać z daleka, to dla bezpieczeństwa. Jest ze mną Knife. Pomoże mi.

- Jesteś skończonym fiutem!- warknęła Maya. Nie miała prawa tak mnie nazywać. Dostanie karę jak tylko wrócę.

- Uspokój się i posłuchaj co chcę powiedzieć- przerwałem jej- Jedziemy tam we dwóch, ale mamy wsparcie federalnych. Wrócę szybciej niż myślisz.

- Jesteś nieodpowiedzialny!- w słuchawce usłyszałem głos Ricka- Dlaczego nie dasz sobie pomóc?

- Nie Twoja sprawa Allen. Pilnuj siostry i nie waż się jej zostawić na moment samej. Lećcie do Orlando i czekajcie na nas- poleciłem mu.

- Rozkazywać możesz swoim ludziom, a nie nam. 

- Maya to moja kobieta. Obiecuję Ci, że jeżeli coś jej się stanie przez twoją głupotę, to będziesz mnie pamiętał do końca życia. Bierz ją do Paina i pilnuj. Ja sobie poradzę- wkurzał mnie ten dupek. Śmiał się sprzeciwić moim poleceniom- Rozumiesz?

- Dobra będę jej pilnował- powiedział Rick, łagodniejszym tonem- Mam portret pamięciowy.

- Wyślij mi go, szybko. W kontakcie- rozłączyłem się, wypuszczając powietrze z ust. 

- Maya urwie Ci głowę- mówił Miller.

- Może... W tym momencie nie będę się zastanawiał co mi zrobi. Zaraz mam dostać portret pamięciowy. Będę miał już całkowitą pewność- mówiłem do Leo. W tej samej chwili dostałem wiadomość od Ricka. Otworzyłem dodany plik i poczułem jak staje mi serce. Byłem prawie pewien, kim był szef, ale po otrzymaniu tego portretu miałem już całkowitą pewność....

---------------------------

Krótko, tajemniczo i na temat ;) 

The Pain Riders  MC # 2- Chopper.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz