Chapter 26.

3.7K 233 19
                                    

Boston,
Massachusetts, USA. 

          Kiedy wysiadaliśmy z samolotu miałem dziwne uczucia. Wróciłem myślami do czasów kiedy żyła Kristel, a ja pracowałem w policji. Było to tak dawno, że miałem wrażenie, że to było w poprzednim życiu. Stanąłem na płycie lotniska przypominając sobie moją ostatnią wizytę w rodzinnym mieście. Rzadko kontaktowałem się z rodzicami, a spotkania z nimi ograniczałem do minimum. Miałem wyrzuty sumienia, ale nie umiałem tego zmienić. Za bardzo przypominali mi tamten czas, a ja nie chciałem wracać do tego. Kosztowało mnie to bardzo dużo bólu i cierpienia. Boston dał mi życie i dzieciństwo, ale zabrał to co kochałem najbardziej: żonę i przyjaciela, a w dalszej kolejności pracę. Mieszkałem w tym mieście przez lata, a kiedy tam wracałem czułem się obco. Było tak za każdym razem, niezmiennie.

- Jakie plany Chopper? - głos Leo przywrócił mnie do rzeczywistości.

- Przed lotniskiem czeka na nas mój kolega. Pojedziemy do niego i ustalimy szczegóły- powiedziałem spokojnie.

- Jasne, prowadź.

         Weszliśmy do autobusu, który zawiózł nas do sali przylotów. Stanęliśmy przy taśmie czekając na bagaże. W niedługim czasie nasze torby jechały na taśmie.

         Martin czekał na nas przy swoim samochodzie. Przez te wszystkie lata, kiedy się nie widzieliśmy, dużo się zmienił. Można było to przewidzieć. Podeszliśmy do niego, od razu się witając.

- Ile to lat? - zapytał Martin.

- Prawie trzynaście- odpowiedziałem podając mu dłoń- Dobrze Cię widzieć.

- Ciebie także. Szkoda, że w takich okolicznościach.

- To Leo, mój przyjaciel z MC- wskazałem na Millera.

- Mów mi Knife- Leo odezwał się, witając się z Martinem.

- Jasne. Zapraszam do auta. Pogadamy o tym co planujecie- weszliśmy do samochodu Martina i zaczęliśmy rozmowę. Wolfe był detektywem, a co było najcenniejsze miał znajomości w policji. Krótki okres pracował razem ze mną. Nie zdradziłem mu kim był nasz przeciwnik, bo jeszcze nie był ten moment. 

          Jechaliśmy do centrum miasta. Martin mieszkał blisko głównej ulicy. Niedaleko stamtąd mieścił się komisariat, na którym pracowałem. Wszystko było tak powiązane, że ciężko mi było w to uwierzyć. Prychnąłem w myślach, kręcąc głową. Nie mogłem zrozumieć dlaczego los w taki pieprzony sposób wystawił mnie na próbę. Sytuacja, w której się znaleźliśmy była tak samo trudna jak i delikatna. Nie powinniśmy wykonywać żadnych nerwowych ruchów, a tym bardziej działać bezmyślnie. Chciałem mieć to za sobą. i wrócić spokojnie do Orlando. 

- Powiesz mi w końcu kogo mamy zamknąć?- niespodziewanie zapytał Martin.

- Lepiej, żebyś nie wiedział. Przerośnie Cię ta informacja- powiedziałem cicho.

- Muszę wiedzieć z kim mamy walczyć, Troy.

- Toddorov- wykrztusiłem z trudem. Czułem, że spadł mi kamień z serca. Powiedziałem to na głos. 

- Co Ty pierdolisz? Toddorov?!- ryknął Wolfe- Nie możliwe...

- Czy ktoś mi w końcu wyjaśni kto to jest?!- niski głos Leo rozniósł się po samochodzie. Knife stracił cierpliwość, a ja nie chciałem go złościć.

- To ktoś z mojej przeszłości, kiedyś bardzo bliska osoba- wyjaśniłem szybko. Miałem nadzieję, że wystarczy mu takie wyjaśnienie.

- Tego sam się domyśliłem- odparł Knife- Coś więcej?

The Pain Riders  MC # 2- Chopper.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz