Chapter 20.

3.9K 281 40
                                    

Colorado Springs,
Colorado, USA.

- Słucham Cię, Cukiereczku- powiedziałem śmiało, ale czułem, że to będzie mocna informacja.

- Dobrze... Powiem to przy chłopakach, bo wcześniej czy później każdy będzie wiedział- Maya zawahała się. Po kilku sekundach na jej twarzy pojawiła się niepewność. Popatrzyła na mnie, zagubionym wzrokiem-... Troy ja... ja... jestem w ciąży.

- Co?- z usta Brada wyrwało się szybkie pytanie. Zatkało mnie. Maya była w ciąży. W ciąży... Ze mną... Miała urodzić moje dziecko. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Całe moje życie miało diametralnie się zmienić. Byłem dojrzałym facetem i nie miałem zamiaru wypierać się dziecka, zwłaszcza, że przed wieloma laty pragnąłem je mieć. Jednak wtedy nie myślałem o byciu ojcem. Nie byłem na to gotowy, ani mentalnie ani materialnie. Mieszkałem w pieprzonym domu rozpusty Paina, który nie był dobrym miejscem na wychowywanie dziecka. Byłem rozdarty. Jedna moja część cieszyła się jak tylko można, a druga przeżywała katusze. 

- Troy, powiedz coś. Błagam...- cichy głos Allen sprawił, że moje myśli wróciły do pokoju. Miała spanikowany wzrok i niepewny wyraz twarzy.

- Mała...- zacząłem łagodnym głosem. Nie miałem zamiaru na nią wrzeszczeć, zwłaszcza, że to ja miałem uważać, kiedy ostatnim razem pieprzyliśmy się bez zabezpieczenia- Twoja nowina kompletnie mnie zaskoczyła. Dobrze wiesz, że nie planowaliśmy dziecka. Przynajmniej teraz. 

- Ale... Ale nie wyrzucisz mnie z domu?

- Oszalałaś?! Nigdy bym tego nie zrobił. Moja żona nie mogła mieć dziecka, a ja bardzo chciałem. To było bardzo dawno temu. Teraz nie jestem na to gotowy, ale nie powiedziałem, że nie chcę tego dziecka. Musisz mi dać czas na  oswojenie się z tą informacją, ale możesz być pewna, że Cię nie zostawię.

- Na prawdę? Nie jesteś zły?

- Jedyną osobą na jaką mogę być zły, to jestem ja sam. Mogłem być bardziej odpowiedzialny- podszedłem do Mai, całując delikatnie jej usta. Leo głośno zagwizdał. Miałem ochotę dać mu po gębie, ale wiedziałem, że nie chciał zrobić nic złego.

- Gratuluję gołąbeczki- powiedział Steel. Zawsze był irytujący, a jego teksty czasem doprowadzały mnie do szału.

- Maya, nie możesz wrócić do mieszkania brata. Wracamy do Orlando- powiedziałem stanowczo.

- Muszę zakończyć sprawę z Rustym i odkryć prawdę.

- Zrobimy to inaczej, nie możesz tam wrócić- przekonywałem ją. 

- Dopóki Rusty myśli, że ma szanse mnie uwieść, to jestem bezpieczna. Będę go zwodziła tak długo jak tylko mogę. Potem po prostu ucieknę. 

- Maya, proszę Cię. Uważaj, to nie jest zabawa- przekonywałem ją, żeby była ostrożna. Jakby coś jej się stało, to nie dałbym rady przeżyć. 

- Nic mi nie grozi, Troy.

- Usiądź Mała- zaproponował Steel- Musimy zaplanować wszystko jeszcze raz. W takiej sytuacji trzeba szybciej zakończyć tą szopkę.

- To jaki masz plan?- kobieta usiadła obok niego.

- Umówmy się, że za cztery dni kończymy. Jeżeli do tej pory uda Ci się czegoś dowiedzieć, to dobrze, jeżeli nie.... To zgłosisz na policję, że Rusty namawiał Cię do sprzedaży dziecka. Zaczną go przesłuchać i węszyć, aż w końcu dojdą do prawdy.

- Troy mówił, że policja jest na ich usługach. Może być zupełnie inaczej niż planujemy.

- Mała ma rację. Kiedy tutaj byłem za pierwszym razem, to Fear mówił, że policja jest skorumpowana- włączyłem się do rozmowy- Musimy zaplanować to inaczej.

- Panowie, zrobimy tak. Cztery dni taki daję sobie czas. Potem wracamy do Orlando- widziałem, że jej nastawienie uległo zmianie. Cieszyło mnie to.

- Dobrze. A co z Twoim bratem?

- Rick ma wdać się w jakąś bójkę i być aresztowany. Potem biuro puści informacje, że siedzi w areszcie w innym mieście. Wyjedzie ze Springs.

- Jasne. Mała wracaj już. Żeby nikt nic nie podejrzewał- podszedłem do Mai, całując ją w czubek głowy. Mocno ją przytuliłem.

- Dobrze Troy. Jesteśmy w kontakcie- kobieta posłała nam szeroki uśmiech i kierowała się do drzwi.

- Co teraz zrobisz?- zapytał Steel, zaraz po jej wyjściu.

- Jak to co zrobię? Zachowam się jak na dojrzałego faceta przystało. Nie mam zamiaru zostawić jej i dziecka. Zanim umarła Kristel staraliśmy się o dziecko. Później okazało się, że ona nie może mieć dzieci. Teraz los chciał, że nie starałem się i mam. W sumie to się cieszę- powiedziałem szczerze.

- Cieszysz się?- zapytał Leo- Przecież to koniec wolności.

- Mam swoje lata Knife. Wystarczająco w życiu się wyszalałem i dużo panienek pieprzyłem. Teraz skupię się na rodzinie... Dziwnie to brzmi, ale tak właśnie będzie. Maya i malec będą moją rodziną.

- Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży. Pamiętaj, że musimy zakończyć sprawę z Burn Wings i wsadzić głównego szefa do paki- dodał Brad.

- Taki mam zamiar, ale Maya musi być bezpieczna. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się stało- stwierdziłem bardzo pewnie- Steel wsiadaj w auto i jedz pod mieszkanie Ricka. Musisz mieć ją na oku. Jakby coś się działo, interweniuj i informuj nas.

- Dobra Chopper. Jadę za nią- Brad wyszedł z pokoju, kierując się na parking. Wsiadł w wypożyczony samochód i ruszył za Mayą.

- Dzwonię do Paina. Przekażę mu to, czego się dowiedzieliśmy. Chciał być informowany- powiedział Knife. Przytaknąłem na jego propozycję. Opadłem na fotel i zacząłem układać sobie wszystko od nowa.

             W mojej głowie szalało milion myśli. Niedawno zdecydowałem się mieć kobietę, a kilkanaście dni później dowiedziałem się, że mam zostać ojcem. Wszystko bardzo szybko się działo, a ja nie miałem możliwości tego przyswoić. Maya była ode mnie sporo młodsza, tak jak ja, nie planowała dziecka. Jednak postanowiła, że weźmie byka za rogi i stworzy ze mną rodzinę. Nie byłem i nie jestem mężczyznom z łatwym charakterem. Miałem swoje lata i przyzwyczajenia, zwłaszcza te związane z seksem. To było coś, czego nigdy nie byłbym w stanie zmienić. Taki już byłem, ale na moje szczęście Maya poddawała się moim upodobaniom i nigdy nie narzekała na to co z nią robiłem. Wiedziałem, że czeka nas dużo wspólnej nauki i będziemy musieli uczyć się żyć na innych zasadach, jako rodzina. Za dziewięć miesięcy miał do nas dołączyć bobas. Parsknąłem śmiechem, na myśl o tym jaki sentymentalny się stałem. Moje określenia były co najmniej śmieszne, a ja sam.... nie wiedziałem jakiego określenia powinienem użyć. Zacząłem planować miejsce, w które się przeprowadzimy. Od dnia przyjazdu do Orlando mieszkałem u Paina i nigdy nie chciałem zmieniać tej postaci rzeczy. Tak było mi wygodnie. Wszystko miałem pod ręką: kucharza, panienki, braci. Żyć nie umierać... Jednak te wszystkie rzeczy musiały się zmienić. Z jednej strony cieszyłem się, ale z drugiej... Sam nie wiedziałem. Dzwoniący telefon wyrwał mnie z głębokich myśli.

- Co jest Steel?- zapytałem, odbierając połączenie.

- Zorientowali się, że Maya coś knuje- powiedział Brad. Czułem, że tracę grunt pod nogami- Kiedy czekała na taksówkę niedaleko motelu, podjechało jakieś auto i wciągnęli ją do środka. To było porwanie.

- Co Ty pierdolisz, jakie porwanie?!- wyskoczyłem na równe nogi. Knife wstał z łóżka, patrząc na mnie- Mów, natychmiast! Gdzie jesteś?

- Jadę za nimi, wyjechali z miasta. Zmierzają w stronę Denver. 

- Kurwa! Masz mieć ich na oku, nie możesz zgubić tego samochodu- nakazywałem stanowczo- Jedziemy za Tobą, informuj mnie. Knife! Natychmiast pożyczaj auto. Skurwiele porwali Mayę i wiozą ją w stronę Denver.

- Dobra. Wypożyczalnia jest niedaleko. Zaraz będę- Leo wybiegł z pokoju. Miotałem się jak lew w klatce. Nie wiedziałem co się dzieje z Mayą. Byłem pewien, że jeżeli ją skrzywdzą to ich zabiję, gołymi rękoma.

The Pain Riders  MC # 2- Chopper.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz