Rozdział 12

1K 27 2
                                    

Patrzyłam na pustą ścianę, kiedy moje łzy zaczęły zjeżdżać po twarzy. W żołądku się przekręcało a w głowie miliony głupich myśli.

-Yoona, kurwa co jest?!

-Jun-Jungkook zginął. - serce rozpadało się na kawałeczki. Kiedy widziałam ich twarze pełne złości i smutku.

-Szybko, jeśli nie jest za późno.

Złapał mnie ktoś za rękę prowadząc do samochodu. Nawet nie wiem czy ktokolwiek zamknął dom. Nie obchodziło mnie wtedy nic.
Przed oczami widziałam tylko migające niebieskie światła. W głębi duszy modliłam się żeby przeżył. Nie chcę żeby umierał. Moje serce mimo że było w rozsypce dalej pragnęło go coraz mocnej. Nie mogłam wtedy czego kolwiek z siebie wydusić.

-Państwo z rodziny? Proszę jechać za nami.

Namjoon nie zważał na prędkość jechaliśmy tak szybko jak karetka pogotowia. Łzy ciekły na moją przemoczoną bluzkę. Twarz nie wyrażała jakiejkolwiek reakcji.

Widziałam jak jechał na noszach do budynku. Tak bardzo wtedy się bałam. Cały czas nie kontaktowałam chciałam go wtedy przeprosić. Ukochać, pocałować.

Na oddziale siedzieliśmy już piątą godzinę dalej cierpliwie czekając na wyniki doktora. Wtedy drzwi od oddziału się otwarły.

-Doktorze, proszę niech pan coś powie.

-Więc tak, pański kolega miał bardzo dużo szczęścia. Udało się mu przeżyć, narazie jest w lekkiej śpiączce ale powinien lada moment się obudzić. Kto z was jest najbliższy.?

Wszyscy patrzeli na mnie, pragnęłam go zobaczyć tak bardzo.

-j-ja. Jestem jego dziewczyną.

Doktor otwarł drzwi w których leżał on. Cały posiniaczony, obolały pod milionem różnych urządzeń. Oczy miał zamknięte, jego klatka ruszała się w górę i w dół spokojnie jak wiosenny wiaterek.
Usiadłam na drewnianym taborecie. Złapałam jego rękę w swoją. Z oczu sączyły się kolejne litry łez.

-Kochanie, ja tak bardzo cię przepraszam. To przeze mnie. Tak bardzo chciałabym ciebie teraz przytulić,pójść na kawę. Pośmiać się z najglupszych filmików na YouTube. Proszę tylko się obudź.

Położyłam głowę na jego brzuchu. Jego oddech powoli przyśpieszył. Ręce zaczęły się poruszać. Nie wiedziałam co się dzieje. Nagle jego oczy się otwarły a ja dziękowałam Bogu za ten cud.

-Jungkook.-głos mój był załamany i przyciszony.

-Yoona, to ty?

Pokiwałam szczęśliwie głową.

-Ja, ja tak bardzo ciebie przepraszam. Zachowałem się jak idiota.

-Ciiiiiii. Już dobrze. Tylko obiecaj że przestaniesz. I skończysz dla mnie z wszystkimi papierosami, skup się na zespole, na twojej pracy. Każdy papieros to będę ja. Kocham cię.

Nasze usta wtedy znów złapały ten sam rytm, dalej było czuć ich zajebisty, malinowy smak. Do pokoju weszła reszta.

-Widzę, że już jest między wami okej... To dobrze, tylko Jungkook nie spierdol tego. Nie tylko ty jej pragniesz. Ale porozmawiamy kiedy indziej na twój temat. Dzwoniłem do szefa, wsyztsko jest okej więc się nie martw.

-Jak się czujesz kook?

-czuje jeszcze ból ale już przechodzi. Przepraszam was. Zachowałem się jak idiota.

Nastała cisza. Nikt nie chciał się wtedy odzywać.

-Spoko ziom. Wracaj do zdrowia.

-Kocham cię Yoona.

Przytuliłam się do niego ten pierwszy raz od jego odejścia. Brakowało mi jego czułości i bliskości.

true friends or fucking love || j.jkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz