Todoroki Shoto nie znosił kiedy ojciec był w domu. Nie musieli się widywać. Mogli się mijać cały dzień, co nie było trudne w wielkiej posiadłości, jednak Shoto i tak czuł jego obecność, tę dziwną, niemal złowrogą aurę, która przenikała ściany i ciągnęła się za nim przez cały czas.
Dlatego teraz, siedząc w swoim pokoju i starając się napisać list do swojego najlepszego przyjaciela, Shoto czuł jak cierpnie mu skóra.
Chłopak był tak skupiony na tym, co zamierza zawrzeć w swoim liście, że pukanie do drzwi kompletnie go zaskoczyło, sprawiając, że rozmazał dłonią czarny atrament przy słowach "Drogi Izuku".
— Proszę — rzucił chłopak, zgniatając kartkę i odkładając pióro na blat dębowego biurka. Do pokoju nieśmiało zajrzała starsza kobieta w czarnym fartuchu, z siwiejącymi włosami upiętymi w ciasny kok.
— Przepraszam, że przeszkadzam, paniczu, ale ojciec oczekuję panicza w salonie — powiedziała kobieta, składając dłonie i stając sztywno w progu. Shoto wstał od biurka i przejrzał się w dużym ozdobnym lustrze wiszącym na ścianie. Popielaty garnitur leżał na nim nienagannie, a ułożone tamtego ranka włosy nie wymagały żadnych poprawek.
Prawda była taka, że Shoto nie spojrzałby nawet na swoje odbicie, gdyby miał zobaczyć się z kimkolwiek innym. Wiedział jednak, że jakiekolwiek niedociągnięcie z jego strony byłoby mu niemal natychmiastowo wytknięte przez ojca.
— Paniczu? — kobieta spojrzała niepewnie na jego odbicie w lustrze, dostrzegając zamglony i pusty wzrok młodzieńca. Chłopak podniósł głowę na dźwięk jej głosu i po raz ostatni poprawił poły marynarki.
— Już idę — zapewnił i wyszedł z sypialni. Zszedł po schodach do salonu i zacisnął zęby, widząc ojca, siedzącego na kanapie naprzeciwko kobiety z cmentarza. Szatynka uśmiechała się smutno, popijając herbatę z porcelanowej filiżanki z kolekcji mamy. Shoto już nie lubił tej kobiety. Nie miał zielonego pojęcia dlaczego, ale czuł, że nic dobrego nie wyjdzie z tej rozmowy, do której najpewniej zmusi go ojciec.
— Oh, Shoto, jesteś wreszcie — powiedział mężczyzna, mimo że zejście nie zajęło chłopakowi nawet trzech minut. — Poznaj proszę moją drogą przyjaciółkę...
— Matsubara Asuki — przedstawiła się kobieta, kiwając mu głową.
— Dzień dobry — powiedział młody Todoroki, odpowiadając podobnym gestem.
— Usiądź, Shoto, musimy o czymś porozmawiać — mężczyzna wskazał mu miejsce obok siebie. Chłopak postawił niechętnie pierwszy krok w stronę ojca, ale zatrzymał się, słysząc stukot obcasów. Nie należał do pokojówki ani guwernantki. Jego siostra nigdy nie chodziła w wysokich butach, więc Shoto nie miał pojęcia, kto właśnie wszedł do pomieszczenia. Odwrócił się więc i dostrzegł poważne, wyrafinowane spojrzenie brązowowłosej dziewczyny, która stała wtedy na cmentarzu obok pani Matsubary.
— Już jestem, wybaczcie — powiedziała z mocnym akcentem, który, jak domyślił się Shoto, był norweski, po czym dygnęła i dumnym krokiem podeszła do kanapy, na której siedziała jej matka.
— Poznajcie się — Endeavor wskazał ręką ich oboje. Dziewczyna spojrzała na chłopaka, a kosmyk luźnych włosów z upięcia opadł jej na policzek. Dokładnie w tym samym momencie Shoto gestem poprosił ją o dłoń, a ona uniosła swoją.
— Todoroki Shoto — przedstawił się i ucałował bladą skórę wierzchu jej dłoni.
— Matsubara Alva — odparła z grzecznym uśmiechem, po czym odsunęła się od młodzieńca i usiadła obok matki, kładąc splecione dłonie na lejącym się materiale czarnej sukienki.
Wyglądała jakby była w żałobie zarówno za siebie, jak również za swoją matkę. Mimo nienagannego makijażu, Shoto mógł dostrzec cienie pod oczami dziewczyny i to, jak bardzo były zaczerwienione. Zamglony wzrok wlepiała gdzieś w bok, nadal jednak trzymając wysoko uniesioną głowę i sztywno wyprostowane plecy. Młody Todoroki wiedział, że taka postawa nie jest naturalna, jednak wydawało się, że utrzymanie jej przychodzi dziewczynie z łatwością. Jakby urodziła się z kijem zamiast kręgosłupa.
— Skoro już jesteście — Todoroki Enji odchrząknął i spojrzał na kobietę przed sobą. — Chcielibyśmy z wami o czymś porozmawiać.
Pierwszym, co przyszło Shoto na myśl, było to, że na jakiś czas będą dzielić rezydencję z dwiema damami, które miał przed sobą, jednak wydało mu się dziwne, że tak zamożna rodzina nie ma posiadłości w swoim ojczystym kraju.
Druga myśl, która wpadła mu do głowy, nie była już tak przyjemna, a wręcz przerażająca. Shoto już zaczynał w duchu modlić się, by nie chodziło o to.
— Jak wiecie... — zaczęła kobieta i westchnęła teatralnie. — Nasze rodziny łączyła... łączy — poprawiła się, zerkając na Endeavora w poszukiwaniu aprobaty. — Wieloletnia przyjaźń.
"Bzdura" miał ochotę powiedzieć Shoto, jednak był na to zbyt dobrze wychowany.
— A teraz, kiedy nie ma już wśród nas Tetsuo... — szatynka przerwała by przetrzeć chusteczką niewidoczne łzy. — Sprawy się... — westchnęła. — Skomplikowały.
— Dlatego wierzymy, że jako godni potomkowie naszych rodzin, jesteście gotowi wspomóc je wszelkimi dostępnymi środkami — kontynuował mężczyzna poważnym głosem, nieznoszącym sprzeciwu.
— Niestety nie mamy szans na przedłużenie rodu Matsubary, jednakże możemy zostawić po sobie potężne geny — powiedziała kobieta.
Todoroki podniósł lekko przerażony wzrok, co nieudolnie starał się ukryć. Dziewczyna siedziała dokładnie w tej samej pozycji, wpatrzona w nieznany chłopakowi punkt swoim pustym spojrzeniem.
— Dlatego chcemy, żebyście się pobrali — dokończył Todoroki. — Niezwłocznie.
Hej, kochani!
Już mniej więcej wiecie jak będzie wyglądała fabuła i mam nadzieję, że pomysł wam się podoba ^^Generalnie nie planowałam takiego AU, ale wpadło mi gdzieś po drodze i stwierdziłam "A niech jest". W końcu jeszcze nie pisałam ff w alternatywnym uniwersum *-*
Nie znam się kompletnie i jest to mój pierwszy raz, więc jak macie jakieś historyczne uwagi czy spostrzeżenia to zapraszam do komentarzy, będę bardzo wdzięczna <3,
Dajcie znać jak wrażenia!
Całuję
~Beth💙
CZYTASZ
✔️Tylko obowiązek || Todoroki Shoto x OC
FanfictionTodoroki wiedział, że kiedyś będzie musiał przejść przez piekło, związane z aranżowanym małżeństwem, jednak nie spodziewał się, że jego ojciec zgotuje mu je już w wieku osiemnastu lat. Teraz młody Todoroki nie ma nawet możliwości postawienia się oj...