✗ twenty four ✗

55 4 2
                                    


                — Taylor, to, że z nami pracujesz, nie oznacza, że musisz wszędzie za mną chodzić — wymamrotałam wystarczająco głośno, by usłyszał.

Właśnie szłam na piąte piętro hotelu, by przygotować się na kolację z Lukiem (rozkazy Denise, ale po raz pierwszy nie narzekaliśmy), a Taylor chodził za mną jak zagubiony szczeniaczek.

— Dlaczego jesteś dla mnie taka wredna? — Udał urazę, ale postanowiłam go zignorować i zbliżyłam się do swojego pokoju.

Czy on mówił poważnie? Najpierw złamał mi serce, zniszczył moją samoocenę, a teraz wrócił, by zepsuć również jedną z niewielu dobrych rzeczy w moim życiu. A potem zastanawia się, dlaczego mam zły humor.

— Och, teraz kara milczenia? — kontynuował, a ja przyspieszyłam. Mój pokój był tuż przed nami i nie mogłabym być bardziej szczęśliwa tym, że za kilka sekund się go pozbędę. — Gdyby był tu Luke, ssałabyś jego twarz. A ze mną nawet nie rozmawiasz. Ja tylko pracuję!

Miałam dość.

Odwróciłam się wściekła i szturchnęłam go w klatkę piersiową.

— Okej, to nie jest twoja praca! Zarabiasz? Nie! Niszczenie mojego życia to twoje hobby.

— Tak, Tori, bo ty powinnaś wiedzieć wszystko o zarobkach. Luke myśli, że ci zależy.

Szeroko otworzyłam oczy, a jego uśmiech się poszerzył. Miałam ochotę go spoliczkować, ale nagle złapał mnie za rękę i przycisnął do ściany korytarza.

— Och, naprawdę nie chcesz ze mną zadzierać. Ponownie.

Tuż po tym odszedł.





                Razem z Lukiem postanowiliśmy iść do restauracji. W końcu byliśmy w Brazylii, a pogoda była niesamowita dzięki delikatnym podmuchom wiatru i szelestowi liści palmowych.

Postanowiłam nie wspominać mu o incydencie z Taylorem, chociaż pytał, czy mi przeszkadzał, ale to nie miało sensu.

Splotłam nasze palce i posłałam mu złowieszczy uśmieszek.

— O nie, znam to spojrzenie. O czym myślisz? — jęknął Luke, ale nie był w stanie powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na twarz.

— Może pominiemy restaurację i pójdziemy na plażę popływać o północy. — Przygryzłam lekko wargę, bo wiedziałam, że to było jedną z jego słabości.

— Nie uwiedziesz mnie, panienko. — Potrząsnął głową, na co zachichotałam.

— No weź, zawsze chciałam popływać w świetle księżyca! Proszę? — błagałam i stanęłam przed nim, rozszerzając ramiona, żeby nie mógł przejść.

Jednak za bardzo mi się to nie udało.

Luke po prostu złapał mnie za talię i podniósł, by przesunąć na bok.

— Chyba zapomniałaś, że przy mnie jesteś jak krasnoludek.

Prychnęłam i skrzyżowałam ramiona na piersi.

— Niegrzecznie.

— Obraziłem dziecko? — zagruchał i odwrócił się do mnie, szczypiąc moje policzki.

Odepchnęłam jego dłonie, posyłając mu słodki uśmieszek.

— Wybaczę, jeśli zabierzesz mnie na plażę.

— Rozkazy Denise. Ona rozkazuje, my słuchamy — zacytował jej słowa, a ja musiałam ugryźć się w język, żeby nie parsknąć śmiechem.

— Och, czy ty kiedykolwiek się słuchasz?

— Jestem odpowiedzialny, zawsze się słucham.

Przewróciłam oczami.

— Dobra, jeśli ty mnie nie zabierzesz, to będę musiała poprosić o to chłopaków, którzy tam stoją.

Wskazałam na grupkę, która posłała mi uśmiechy i pomachała do mnie.

— Nienawidzę cię — wymamrotał Luke i złapał za moją rękę, prowadząc w kierunku plaży.





                Po próbie wejścia do lodowatej wody postanowiliśmy po prostu posiedzieć na piasku. Ramię Luke'a delikatnie ocierało się o moje, kiedy w ciszy wpatrywaliśmy się w księżyc.

— Możesz mi teraz opowiedzieć o Taylorze? — zapytał powoli, nie odwracając wzroku od idealnego nieba.

— To nie jest ważne. — Wzruszyłam ramionami, a następnie przygryzłam policzek od środka i zaczęłam się bawić palcami.

Luke odwrócił się i popatrzył mi prosto w oczy.

— Proszę, Tori.

Cholera, te oczy.

— Dobra — jęknęłam, po czym odwróciłam się, by być twarzą do niego. Teraz albo nigdy. — Taylor i ja poznaliśmy się trzy lata temu. Ja miałam tylko czternaście lat, on piętnaście. Przeprowadził się do domu obok i pewnego dnia tak po prostu przyszedł do mojego ogrodu. Wtedy nie miałam zbyt wielu przyjaciół, Taylor w sumie był jedyny. I byłam za to wdzięczna.

Na krótką chwilę zamilkłam, żeby złapać oddech. Luke nic nie mówił, ani nie przerywał, więc kontynuowałam.

— Dwa lata później, kiedy miałam szesnaście lat, Taylor przyszedł załamany do mojego domu o trzeciej nad ranem. Dziewczyna z nim zerwała, a on płakał i w ogóle. Siedziałam z nim do szóstej rano, aż w końcu mnie pocałował. Pozwoliłam mu na to. Całował mnie każdego dnia, a ja myślałam, że to miłość. Byłam taka głupia. We wrześniu w końcu powiedzieliśmy ludziom, ale Taylor zaczął pić i imprezować. Pewnego dnia dowiedziałam się, że zdradził mnie z jakąś Melissą. Byłam zdruzgotana, więc kiedy znowu przyszedł do mnie pijany, zerwałam z nim. Zaczął mnie wyzywać i próbować pocałować. Oczywiście, nie pozwoliłam mu na to, ale potem uderzył mnie w twarz. Wiele razy. Dwa dni później się przeprowadził. Nie rozmawialiśmy ani nie widzieliśmy się aż do tamtego incydentu w LA.

Nawet nie zauważyłam, że po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Luke milczał, wbijając wzrok w piasek.

— Chcę go zabić — mruknął, a ja ujęłam jego twarz w dłonie.

— On nie zasługuje nawet na to, żebyś o nim myślał. Nie zasługuje na nas czas. — Lekko uśmiechnęłam się przez łzy, szybko cmokając jego miękkie usta.

— Buziak? — Luke przechylił głowę w bok, ponownie mnie całując, ale po chwili się odsunął i posadził na swoich kolanach. — Nigdy cię nie skrzywdzę ani nie pozwolę, by ktokolwiek skrzywdził cię tak, jak on.

Złączyłam nasze usta, a chłopak upadł do tyłu, ciągnąc mnie ze sobą, ale nie przerywając pocałunku. Przesunął dłonią po mojej koszulce i mocno trzymał w talii, całując mnie po szyi. Przesunęłam jego głowę z powrotem do ust, a potem oboje wpadliśmy w piękno nocy.

CHEATING ━ LUKE BROOKSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz