Hotel w Los Angeles był niesamowity. Po trzynastu godzinach nudzenia się — ze względu na to, że Luke całkowicie mnie ignorował, a Beau i Jasmine nadal ssali swoje twarze — w końcu udało nam się wyjść z samolotu.
Teraz wszyscy byliśmy w The Venue, pięciogwiazdkowym hotelu, i rozpakowywaliśmy swoje bagaże. Był tylko jeden problem: dzieliłam pokój z Lukiem. Na początku myślałam, że oszaleję, a Luke nawet zażądał od kierownika zmiany pokoi, jednak żadne nie były dostępne. Wtedy zdecydowaliśmy, że jedno zajmie kanapę, a drugie łóżko.
To wyjaśniałoby to, dlaczego razem z Lukiem biegliśmy przez korytarz, by zaklepać łóżko.
— To niesprawiedliwe! Masz dłuższe nogi! — krzyknęłam, wciąż biegnąc.
— To nie moja wina, że jesteś krasnoludkiem. — Luke uśmiechnął się złośliwie, a po chwili znalazł nasze drzwi i otworzył je kartą.
Oboje wpadliśmy do pokoju, przepychając się w drzwiach. W tamtym momencie oczywiste było, że Luke wygra wyścig, ponieważ miał przewagę, więc postanowiłam użyć innej techniki.
Kiedy chłopak już miał usiąść na łóżku, nagle się na niego rzuciłam, przez co upadł na podłogę. Jęknął, a ja wskoczyłam na łóżko, histerycznie się śmiejąc.
— Och, popatrz na to. Krasnoludek pokonał dużego chłopca.
— Oszukiwałaś — warknął, a następnie usiadł i potarł swoją szyję. — Jak ma małą osóbkę, jesteś bardzo okrutna.
— Odwal się. — Posłałam mu uśmiech, jednak mój wyraz twarzy szybko zmienił się w zmarszczenie brwi, kiedy Luke pociągnął mnie za kostki na podłogę.
— Oboje możemy się pobawić. — Tuż po tych słowach brunet wskoczył na posłanie.
— To niesprawiedliwe, Luke! Wygrałam! — syknęłam i usiadłam obok niego. Prawdopodobnie brzmiałam jak małe dziecko. Oboje tak brzmieliśmy.
— Znalezione, nie kradzione!
— To nie ty znalazłeś łóżko, frajerze! Nigdy nie zaginęło!
Ułożyłam obie dłonie po bokach jego brzucha i spróbowałam zepchnąć go z łoża. To nie wyszło tak, jak planowałam.
— Ugh, jesteś strasznie gruby — jęknęłam, wciąż próbując go zepchnąć.
— Skarbie, nie widziałaś tej klasy? — Uśmiechnął się złośliwie i ściągnął koszulkę.
Próbowałam zachować powagę, jednak pewnie mi się to nie udało. O matko naturo, jest niezły.
— W każdym razie, ponieważ łóżko jest oczywiście moje, idę do sklepu.
— Zaczekaj, też chcę iść! — wypaliłam. — Nie z tobą, po prostu muszę coś kupić.
Luke posłał mi fałszywy uśmiech.
— Kochanie, nieładnie jest kłamać.
Matko naturo? Jesteś tam? Proszę, zabierz mu usta.
— Muszę coś kupić. — Prychnęła. To była prawda.
Potrzebowałam babskich rzeczy.
Bardzo prywatnych babskich rzeczy.
Których zapomniałam zabrać ze sobą.
A zbliżał się ten czas w miesiącu, jeśli wiecie, o co chodzi.
— Na przykład? — zapytał znudzonym tonem. — Teraz muszę cię tam zaciągnąć?
— Tak — odparłam, biorąc torebkę. — I to nie twoja sprawa. To osobiste.
Luke posłał mi zboczony uśmiech, a ja uderzyłam go torbą.
— Jesteś obrzydliwy.
— Taka prawda.
☁
— Luke, strasznie długo ci się schodzi — syknęłam pod nosem, by nikt mnie nie usłyszał. Byliśmy w miejscu publicznym, co oznaczało brak kłótni i dużo trzymania się za ręce.
— Skarbie, bądź cierpliwa — odpowiedział wystarczająco głośno, by jakaś staruszka na nas popatrzyła, prawdopodobnie będąc przekonana, że jesteśmy w sobie zakochani.
Sama myśl o tym wywoływała u mnie odruch wymiotny.
Znajdowaliśmy się w małym, lokalnym sklepiku, w którym nie było zbyt wielu osób. Tym lepiej. To oznaczało brak fanek. Nie chciałam znowu dostać napadu klaustrofobii.
— Co ty w ogóle robisz? — jęknęłam. Staliśmy w tej samej alejce już od pół godziny.
— Szukam mojego męskiego dezodorantu — odparł i złapał za moją dłoń, kiedy zobaczył, jak jacyś ludzie na nas patrzą.
— Twojego męskiego dezodorantu? — zapytałam z niedowierzaniem. — Chyba sobie żartujesz.
— Poza moim pięknem i klatą, jak myślisz, że wyrywam wszystkie laski? — odszepnął.
To właśnie było to. Czasami (cóż, praktycznie nigdy) potrafił być świetnym gościem, ale przez resztę czasu (czyli prawie zawsze) był aroganckim podrywaczem.
— Po prostu weź te perfumy i chodźmy stąd, kochanie. — Ostatnie słowo wypadło z moich ust, pozostawiając po sobie gorzki posmak niczym cytryna.
— Męski dezodorant — poprawił mnie, na co mentalnie uderzyłam się w czoło.
W końcu po wieczności spędzonej w sklepie złapał poszukiwany produkt i ruszył do kasy. Byliśmy jedynymi osobami w sklepie, nie licząc jednej rodziny i kasjerki. Całe pomieszczenie wydawało się zupełnie normalne i spokojne.
Ale potem rozpętało się piekło.
Kiedy tylko podeszliśmy do kasy, do środka wpadło trzech ciemnoskórych, zamaskowanych mężczyzn, którzy trzymali broń.
— To napad! Wszyscy ręce w górę.
O cholerka.
![](https://img.wattpad.com/cover/152592630-288-k440433.jpg)
CZYTASZ
CHEATING ━ LUKE BROOKS
Fiksi PenggemarTori Madeline była typową siedemnastolatką. Luke Brooks był członkiem znanej na całym świecie grupy, The Janoskians. Ich całkowicie różne życia się spotkały. Nie, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. To właściwie była to tylko nienawiść. Luke...