chapter 19

794 76 174
                                    

W końcu to gunwo napisałam! Nie chciało mi się tego pisać bo straciłam motywację i nadal uważam, że to jest ni grosza warte opowiadanie.
Jestem ciekawa jak bardzo chcieliście i czekaliście na ten rozdział :')
No i zanim zaczniecie czytać, mówię, że zmieniłam mój styl pisania, bo mi się ten spodobał lololol. No i jest tutaj trochę dużo przekleństw,,,
Dedykacja dla Pesymistyczna-Ja, ponieważ wiem jak długo na to czekała, oraz Kyusuuu_

Opowiadanie ma 2601 słów (bez tej wiadomości), więc się trochę postarałam ewe

_______________________________________________

Dabi's P.O.V

           No i jesteśmy. Zasrana wioseczka mojego ojca. Ponoć jedna z największych i najsilniejszych? Pff, błagam. To już staje się śmieszne, te budynki wyglądają jak z piórek! Zaraz zniszczę tą wiochę, a zaraz po, tego ochydnego pryta. Mowa tu o Endeavorze, prawda? Co ja bym dał, aby móc go zgładzić jak wstrętnego, upartego robala? Może i moje życie? Meh, żartowałem. Nigdy bym nie oddał życia za taki chodzący bezsens. Zastanawiam się czemu ci podwładni jeszcze tego dziada nie zabili. Hmm, pewnie im dobrze płaci. Kaska najważniejsza w tym świecie, co? Jak te czasy się zmieniają... Część tego zdziczałego społeczeństa została silnymi wojownikami, bohaterami, tylko po to, aby dostać dobrą sumę pieniędzy.

          Ludzie mają zamknięte oczy, lecz twierdzą, że wszystko widzą... Tak, to moja teoria.

          Na samą myśl o takich ludziach zbiera mi się na wymioty. Nawet jeśli nic nie jadłem, to czuję, że mógłbym wypluć ogromną masę śmierdzącego kwasu żołądkowego. W sumie... Jeśli teraz zabił króla ognia, na świecie zapanowałby chaos. Powód jest prosty. Prosty jak drut, ponieważ ludzie nie są samodzielni. Nadal są dziećmi, bachorami potrzebującymi niańki i szmalu, aby się dobrze upić, nażreć i mieć wszystko w nosie.

          Dlatego to ja zajmę tron, ale nie będę władał nim według zasad mojego ojca. Dlaczego, spytasz.. Bo chcę, aby świat o nim zapomniał, słuch o nim zaginął. Stworzę swoje własne królestwo. Inne zasady, pokój. Nie. W sumie to... Nie zaszkodziłaby odrobina chaosu. Bo to jest moje życie. Nigdy nie było w nim ani kropli spokoju. Zawsze cierpiałem. Ale teraz to się zmieni.

          Wracając do tematu, bo nie jestem tu, aby opowiadać wam moją historię z dzieciństwa, właśnie przekraczaliśmy pierwsze progi wioski ognia. Za każdym postawionym na nowo krokiem, pył wysuszonej doszczętnie gleby roznosił się dookoła. A ja? Ja nadal trzymałem dłoń tego szaleńca, co śmie nazywać się najpotężniejszym. Sam nie wiem czemu i jak do tego doszło, ale coś mnie do tego podkusiło. Od tak. Taki mały kaprys. Od chwili dołączenia do tego wariackiego team'u, bardzo polubiłem wkurzać tego bachora, a jeszcze bardziej po ujrzeniu jego twarzy. Była taka... inna. Nietypowa. Lubiłem być blisko niego i oglądać jego zaskoczone miny. Nie wiem czemu się tak stało, ale za każdym razem towarzyszy mi to dziwne uczucie, gdy jest tuż obok.


          Kiedy wszyscy dotarliśmy na miejsce, naszym oczom nie ukazała się żadna żywa istota. Chyba, że muchy też mają życie. Opcji jest kilka, albo wszyscy już nas zobaczyli i się przed nami pochowali, albo nie wychodzą dziś z domów, bo jakieś święto lub już ten nasz ruch przewidzieli. Spojrzałem na Tomurę, po czym powoli spróbowałem wydostać moją dłoń z uścisku. Shigaraki tylko pociaśnił swój uścisk na mojej dłoni, dając mi do rozumu fakt, że tej ręki nie puści. Mocny ma ten uścisk, bo palców nie dane mi było zgiąć i czułem jak powoli drętwiały. On, swoimi czerwonymi ślepiami spojrzał na mnie i coś mruknął tym swoim ochrypłym głosem. Strasznie cicho mówił. Jedyne słowo jakie mogłem usłyszeć to "boisz". Nie mam pojęcia o co temu palantowi chodziło, ale nie zamierzam wnikać. Zresztą chrzani! Ja się go nie boję, nie boję teraz ani w ogóle.

Shigadabi || Fantasy AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz