#10 Nowy Jork...

12.2K 291 10
                                    

Jay tak jak obiecał zrobił Josi niespodziankę i cały dzień spędziliśmy w wesołym miasteczku. Mała była zachwycona, jadła watę cukrową w niezliczonych ilościach, jeździła na różnych karuzelach, na które nawet ja nie wchodziłam, bo ich nie lubię, a ona zamiłowanie do tego typu zabaw zdecydowanie ma po Jaysonie. Oczywiście Jay wygrał jej wielkiego misia i pełno tych malutkich, których niecierpię. Widziałam radość w oczach Jaya, jak zajmował się córką. Ale największym zaskoczeniem była Josi. Ona nie otwiera się tak po prostu przed nowymi osobami. Nie pamiętam kiedy aż tak błyszczały jej oczy. Może coś sobie wmawiam, ale wydaje mi się, że to chyba więzy krwi. Nie, że ona coś przeczuwa, ale może jej małe serduszko coś czuje? Sama nie wiem.

Wracamy właśnie do domu, Jay niesie na rękach śpiącą Josi, a ja wielkiego miśka, który zajmie pół samochodu. W drodze powrotnej oboje milczymy, może nie chcemy obudzić Josi, a może nie wiemy o czym rozmawiać? Jay podjeżdża pod moje mieszkanie, wyjmuje córkę i zanosi ją na górę. Nic nie mówiąc, niesie ją do pokoju i układa w jej łóżku.

- Gotowe- mówi jak wraca do salonu

- Dziękuję

- Dziękuję- mówimy jednocześnie

- Jay nie masz za co, to twoje prawo- spuszczam wzrok

- Wiem. Ale mimo wszystko dziekuję, że tak to wyglądało.

- Ja też. Josi była szczęśliwa, a jak ona jest zadowolona, to ja też

- Często byłaś przy mnie zadowolona- rzuca aluzję, a ja marszczę brwi - Mniejsza o to. Wiesz, że moi rodzice mają rocznicę ślubu w tę sobotę?

- Jasne, że wiem. Gdybyś nie zauważył, to tak jakby weszłam trochę do twojej rodziny, za sprawą tej małej- wskazuję ruchem głowy pokój Josi

- Nie da się nie zauważyć. Oczywiście będziecie- bardziej stwierdza niż pyta

- Tak. Będę razem z małą, a potem jak co roku, twój tato położy ją spać. To taka ich tradycja- uśmiecham się, a Jay wyraźnie smutnieje

- Chociaż oni mogli widzieć jak rośnie...

- Przepraszam Jay. Ja wiem, że postąpiłam okropnie i samolubnie...

- Powtarzasz się... Będę leciał. Do zobaczenia

- Pa- mówię, a Jay wychodzi.

Następnego dnia rano z racji tego, że mam wolne idziemy do kawiarni. Amber siedzi przy jednym ze stolików razem z Chrisem i Owenem. Podchodzę do nich i siadam obok

- Amber pogadamy?- pytam

- Możemy- odpowiada oschle

- Weźniecie małą na zewnątrz?- zwracam się do chłopaków

- Jasne, ale rozmowa ze mną cię nie ominie- mówi mój kuzyn, po czym bierze Josi za rękę i wychodzą

- Przepraszam. Jestem głupia. Miałaś rację, dlatego tak się stawiałam. Wiesz, że nie cierpię jak masz rację...- mówię na jednym wdechu

- Wiem, dlatego wyszłam zanim powiedziałam coś naprawdę okropnego.

- Tak wiem...ja naprawdę przepraszam. Nie miałam tego na myśli, wiem że kochasz Chrisa i nie w głowie ci Jay...

- Dobra już przestań, nie mogę patrzeć jak się płaszczysz- rzuca we mnie rurką i zaczyna się śmiać

Było mi naprawdę głupio, nie powinnam mówić takich rzeczy. Zawsze była obok, razem z resztą i pomagała mi. Nigdy się na mnie nie wypięła, a ja tak ją potraktowałam za prawdę.
Amber robi mi kawę, a ja opowiadam jej o wczorajszym dniu, drzwi kawiarni się otwierają i wbiega do niej Josi, a za rękę trzyma Jaya

Chcę...(ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz