A teraz przyznawać się, kto to napisał XDDD
Perspektywa Łukasza
Spuściłem głowę, czując, że zaraz zemdleję. Czułem się słabo, jakbym miał wymiotować albo w końcu odejść z tego świata. Bolała mnie każda część ciała. Oskar mnie nie oszczędzał, a wręcz przeciwnie, robił wszystko, żebym cierpiał i płakał po nocach.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a ja nawet nie miałem siły, żeby podnieść głowę do góry.
— Ostatnie życzenie? — warknął Duszyński, lecz ja dalej milczałem — Chyba o coś zapytałem, głuchy jesteś?
— Zabij mnie w końcu — wychrypiałem, a on złapał mnie za włosy i pociągnął je do góry, ja następnie wbiłem mu paznokcie w rękę, a on pisnął z bólu, kiedy przejechałem mu nimi po całej kończynie. Z rany zaczęła cieknąć krew, a on spojrzał na mnie wkurzony.
— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem — stwierdził, przykładając pistolet do mojej głowy.
— Spełnisz moją prośbę, to słodkie — zamknąłem oczy, przygotowując się na to, co nieuniknione.
— Trzy... dwa... — powiedział, a wtedy rozległ się huk.
Perspektywa Filipa (tego samego dnia, ale wcześniej)
— Marek! — krzyknąłem, waląc rękoma w drzwi — Otwórz! To ważne!
— Słucham? — spytała kobieta, kiedy drzwi się otworzyły.
— Czy mogę porozmawiać z Markiem? — złapałem się za głowę i pociągnąłem za końcówki włosów.
— Kolejnego geja sobie sprowadził? — warknęła zdenerwowana.
— Co? — zmarszczyłem brwi — Nie, nie o to chodz...
— A spierdalaj — próbowała zamknąć drzwi, jednak podłożyłem stopę w ostatniej chwili i nie zamknęła ich do końca — Ale proszę pani, tutaj chodzi o czyjeś życie!
— Niby czyje? — prychnęła — Wyglądasz na dorosłego mężczyznę, dasz sobie radę.
— Chodzi o Łukasza Wawrzyniaka! — wrzasnąłem z nadzieją, że Kruszel mnie usłyszał.
— O Ukiego chodzi?! — powiedział jakiś mężczyzna ze środka domu, a po chwili przybiegł do kobiety i lekko ją odepchnął — Siema, Andrzej jestem — złapał moją rękę i nią potrząsnął — Co z nim jest?
— Wypierdol tego homosia z domu! — oburzyła się najprawdopodobniej mama Marka.
— Wykurwiaj do księdza, żeby prostować pedofilię w kościele — wskazał palcem w stronę miasta, a ona wstała i fuknęła coś pod nosem, ale mimo to wyszła z rezydencji.
— Oskar go porwał — powiedziałem do mężczyzny.
— No kurwa wiedziałem — mruknął — Marek! Chodź tu! — wrzasnął, a chłopak po chwili zszedł z góry.
— Ooo Filip — powiedział trochę zmieszany — Co cię do mnie sprowadza?
— Wiem, gdzie jest Łukasz — oznajmiłem, patrząc mu w oczy.
— W sercu moim — stwierdził rozanielony Andrzej.
— Nie — pokręciłem głową — Obstawiałbym naszą piwnicę, młody łazi tam jak pojebany, a dzisiaj z nim rozmawiałem na ten temat.
— A to gnojek! — mruknął tata Marka — Idę go zajebać.
— Niech pan poczeka! — złapałem go za ramię — Nie możemy tak po prostu tam pójść, a jakiś plan? Powiadomienie policji?
— Mój zięć jest nielegalnie przetrzymywany wbrew jego woli! — skrzyżował ramiona na piersi.
— Zięć? To wy już tak formalnie? — spojrzałem zdziwiony na młodego, ale ten tylko wywrócił oczami.
— Tata to sobie ubzdurał — mruknął — My jeszcze nie jesteśmy razem.
— Andrzej przewiduje przyszłość — złapał blondyna za ramiona — Pamiętaj o tym, synu.
— Jesteś straszny — odparł, odpychając go od siebie — To jaki mamy plan?
— A to my już jakiś mamy? — zmarszczyłem brwi.
— Ja bym tam na yolo wbił, a wy się jebiecie jak jakieś panienki — powiedział Andrzej — Ważne jest to, żeby działać.
— Wezwałbym policję — oznajmiłem.
— Ja jestem policjantem — pochwalił się mężczyzna.
— Nie jesteś — zaoponował jego syn — Jest naukowcem.
— My go uwolnimy, na początku musimy wiedzieć, czy to na pewno prawda, że Oskar przetrzymuje go w tym miejscu, a nie innym — Andrzej skrzyżował ramiona na piersi, zmieniając temat — To jest nasz plan.
Perspektywa Marka.
— Nie możemy iść tam nieuzbrojeni — stwierdziłem, wchodząc do sklepu.
— A co chcesz kupić? — spytał Olejnik, który do nas dołączył.
— Ja lecę po zupki chińskie — oznajmił mój tata, a ja wywróciłem oczami.
— Kupiłbym... kupił... — podrapałem się po głowie — Nóż jakiś może?
— A co powiesz na fajerwerki i diabełki — Filip wskazał na dział za mną.
— Możemy coś kupić, żeby wystraszyć Oskara — przytaknąłem — Bierzcie to, a ja idę po jakiś scyzoryk, żeby w razie czego przeciąć linę — odwróciłem się i poszedłem w całkowicie inną stronę.
— Jaką linę? — usłyszałem jeszcze jak Olejnik pytał Filipa, ale olałem to. Zatrzymałem się w odpowiednim miejscu, następnie biorąc to, czego mi potrzeba.
— Jesteśmy gotowi — uśmiechnąłem się do nich — Ale musimy poczekać na mojego tatę — spojrzałem na mężczyznę, który kupował cały karton zupek chińskich — Pośpiesz się!
— Musimy mieć prowiant na drogę — stwierdził, płacąc już kartą.
— Tato, a gdzie chcesz zagotować wodę? — uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło.
— A no tak... — podrapał się po głowie — To jednak nie chcę tych zupek.
***
CZYTASZ
Nie, nie jestem gejem | KxK
FanfictionKamerzysta i Kruszwil jako dzieci byli najlepszymi przyjaciółmi. Pewnego dnia jeden z nich musiał wyjechać. Po ponad sześciu latach przyjaźni, muszą się rozdzielić. Co się stanie, kiedy spotkają się po latach?