Rozdział 6. Charlie

32 3 9
                                    


Tragiczne wydarzenia na obiedzie u Knightów wprawiły Tony'ego w ponury nastrój. Na wieczór przygarnęli go lotnicy armii w Sutton's Farm. Wypił z nimi dwa kufle piwa, ale kiedy dżentelmeni z RFC śmiali się, żartowali i opowiadali o swoich prawdziwych lub zmyślonych przewagach nad lotnictwem niemieckim, porucznik Scolding siedział z boku i milczał. Zobaczył już śmierć, choć jeszcze nie wziął udziału w walkach. I to z dala od frontu, w miejscu, gdzie powinno być bezpiecznie.

W ogólnym przygnębieniu wstrząsało nim silne współczucie dla Emily. Każdy miał prawo się załamać w takiej sytuacji, ale ona, taka krucha, delikatna i stworzona, zdawałoby się, do wzniosłych rzeczy... nie zasługiwała, żeby coś takiego działo się u niej w domu. A czy inni zasługiwali? Major Knight, pani Mildred, kamerdyner Hopper, siostry Welsh? Też nie. W szczególności nie zasługiwała nieszczęsna służąca, której życie tak nagle się zakończyło. Ale Tony przejmował się Emily. Chciał ją bliżej poznać, lecz za sprawą jednego zwyrodnialca stało się to niemożliwe.

Ogólnego nastroju nie poprawiło mu nawet ciasto, które dostał na drogę. Ledwo bowiem porucznik Scolding zdążył wyjść z domu Knightów, na ulicy dogonił go lokaj i wręczył sporą paczkę ciasta, które miało trafić na stół później. Wyglądało na to, że Mildred Knight nawet w obliczu zbrodni myślała praktycznie. Skoro przyjęcie tak czy inaczej dobiegło końca, nie chciała marnować jedzenia. Tony jednak nie miał apetytu.

Po piwnej kolacji lotnicy w khaki rozeszli się do swoich zajęć, a Scolding za ich pozwoleniem zdrzemnął się na kanapie. Rano przebudził się nieco zesztywniały, znalazł coś do zjedzenia, wypił kawę, po czym wsiadł do samolotu i ruszył w powrotną drogę.

Wylądował w Chopham nieco zesztywniały. W mesie oficerskiej zastał Matthewsa i Sinclaira, zawzięcie o czymś rozprawiających.

– Dowozili wojsko taksówkami? – dziwił się Sinclair.

– Jasne. Pociągów i ciężarówek nie starczyło dla wszystkich, więc musieli brać to, co pod ręką, bo już mieli nóż na gardle.

– Co się stało? – zapytał Tony.

– Francuzi pogonili Niemców znad Marny! – zawołał Matthews z ekscytacją, po czym dodał ponurym tonem: – A nasi nic nie mogą porządnie zrobić. Tylko by się cofali.

– Macie pod ręką jakiś talerz? Przywiozłem ciasto.

W korytarzu rozległy się kroki i po chwili do pomieszczenia wszedł nieco zdyszany Dunmore.

– O, jesteś już! – ucieszył się na widok Tony'ego. – Od rana uganiałem się po wydmach za psem dowódcy, jestem wykończony.

– Nie mogłeś kazać komuś, żeby to zrobił?.

– A ty myślisz, że sam się za nim uganiałem? – Dunmore usadowił się na wolnym krześle. – Nic z tego, i tak nie złapałem dziada. Lepiej opowiedz, jak było w Londynie.

– Okrobrycznie! – stwierdził Scolding, używając neologizmu przeczytanego niedawno w artykule jakiegoś awangardowego poety na łamach gazety „Modern Herald". – Jeszcze nie byłem na froncie, a już widziałem krew.

– No to ostra noc ci się przytrafiła – stwierdził Sinclair z mieszaniną zgrozy i podziwu.

– Nie wiem, co masz na myśli, ale nie było w tym nic zabawnego – rzekł Tony i opowiedział o zdarzeniach z poprzedniego wieczoru.

– Jasny gwint – powiedział Dunmore, kiedy skończył. – Byłem na niejednym nieudanym przyjęciu, kiedyś na weselu w Tyneside ojciec panny młodej poszczuł mnie psami, ale czegoś takiego jeszcze nie bywało. A jak sama panna?

Tony Rule The WavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz