Emily stanęła w drzwiach na werandę i nagle poczuła nadchodzące niebezpieczeństwo. Ledwo zdążyła sięgnąć do kieszeni, gdy jej nos eksplodował, a wraz z nim cała głowa. I tak trzy razy z rzędu.
Takie właśnie było jej szczęście kobiety fatalnej. Na parę dni przed Wielkanocą i ponad tydzień przed uroczystym przyjęciem urodzinowym, które miał zaszczycić sam kapitan Scolding, złapała przeziębienie gdzieś na wzgórzach. Była to przypadłość nieporównanie łagodniejsza od połamanej nogi i żeber, ale i tak uciążliwa. Zwłaszcza dziś: od samego przebudzenia pannę Knight uparcie ćmiła głowa, a kichnięcia bezlitośnie potęgowały ból.
Miała nadzieję, że przez tydzień jej przejdzie. Wolałaby już, aby Tony oglądał ją w gipsie niż zakatarzoną... ale najpierw musi się jeszcze przemęczyć. Nie tylko zresztą ona. Przed dwoma dniami kierowca Evans struł się czymś i wyglądało na to, że nie tylko nie będzie w stanie w niedzielę zawieźć pań z Aberlogwyn do kościoła, ale całe święta spędzi, za przeproszeniem, w ustępie, a w najlepszym razie na surowej głodówce.
Trzymając się ściany, bo laskę zostawiła na górze, Emily dotarła do stolika i opadła na plecione krzesło. Była wczesna pora, ale Iris już podała śniadanie, a matka poszła na obchód gospodarstwa.
Noc z piątku na sobotę była ciężka. Nie dość, że aż do drugiej panna Knight przeżywała męki Tantala za sprawą nosa – zbyt zakatarzona, żeby zasnąć, i zbyt wykończona, żeby robić cokolwiek innego – to jeszcze, kiedy w końcu podkradł się ku niej podstępny Morfeusz... powróciły TE sny.
Na szczęście nie pamiętała wszystkich snów tej nocy, ale w ostatnim z nich, tuż nad ranem szła przez londyński Trafalgar Square. W pewnej chwili uniosła głowę, by spojrzeć w twarz wybitnego wodza marynarki brytyjskiej. Ale zamiast admirała Nelsona na kolumnie stał rozkładający się trup i spoglądał na nią pustymi oczodołami.
Serce podeszło Emily do gardła. Chciała spytać przechodniów, czy widzą to samo co ona, ale ilekroć próbowała do kogoś podejść, schodzili jej z drogi, unikali jej. Chociaż szli wolno, wręcz wlekli się noga za nogą – żadną miarą nie mogła ich dogonić, a trzeba tu wspomnieć, że we śnie miała obie nogi zdrowe. Dopiero za którymś razem przechodzień w kapeluszu zwrócił na nią uwagę i zaczął się odwracać, bardzo powoli, tak, aby mogła go ujrzeć w całej jego grozie. To był znowu on, białe kości przeświecały przez przegniłą skórę, cienki muślin białej pleśni rozlewał się po sparciałej marynarce. Rozpadającymi się palcami trup złapał ją brutalnie za gardło. Emily, z trudem walcząc o każdy kolejny łyk powietrza, niespodziewanie usłyszała natarczywe krakanie wron.
Obudziła się z zimnym potem i nieprzytomnie bijącym sercem, ale gdy otworzyła oczy, wlało się w nie łagodne światło poranka. Faktycznie się trochę dusiła, ale to znów przez katar, a na domiar złego obróciła się przez sen do jakiejś dziwnej pozycji i poduszka uciskała jej gardło. Przy śniadaniu nie czuła już takiego lęku jak we śnie, lecz i tak była niespokojna. Machinalnie dotknęła włosów i skrzywiła się. Nie wzięła laski, zapomniała się uczesać, założyła na siebie pierwsze, co jej w ręce wpadło, a jest dopiero ósma rano. Ile rzeczy jeszcze dziś zdąży zrobić nie tak?
Patrzyła w zamyśleniu na wzgórza i wijącą się wśród nich drogę. Już za tydzień, i kilkanaście godzin, kapitan Anthony Scolding przyjedzie z tamtej strony, przyjedzie prosto do niej i nareszcie weźmie w ramiona. Potrzebowała tego... i on tak samo. Czytając listy od Tony'ego, Emily odnosiła wrażenie, że nie jest szczęśliwy. Nie pisał wprost o swoich bolączkach, ale umiała czytać między wierszami. Jeśli nawet próbował coś przed nią ukryć – nie całkiem mu wychodziło. Oby siła miłości stała się dla nich obojga wzajemnym lekarstwem.
CZYTASZ
Tony Rule The Waves
Ficción históricaU progu wojny światowej Tony Scolding, oficer lotnictwa morskiego, poznaje pannę, która może się stać miłością jego życia. Henry, syn plantatora, ucieka z dżungli do marynarki, licząc, że nawet wojna okaże się lepsza niż to, co go czeka w domu. Kul...