Rozdział 38. Zakłócenie porządku

5 1 0
                                    

Przybywszy z Davisem i podoficerem żandarmerii wojskowej na miejsce zdarzenia, czyli na niewielkie, zagracone podwórze, kapitan Scolding zastał kilku zdenerwowanych mężczyzn dochodzących się z maltańskim policjantem.

– Długo to jeszcze potrwa? – denerwował się trzydziestoletni osobnik z brodą, wyglądający na majstra. – Dlaczego nie weźmie go pan w końcu do paki?

– To mundurowy, nie moja działka – odpowiedział funkcjonariusz, rozkładając ręce. – Muszę czekać na żandarma.

– To jak? Mamy się sami z nim policzyć?

– Nikt nie będzie się z nikim liczył – warknął policjant. – Narozrabiał, to poniesie odpowiedzialność według prawa, jak tylko marynarka kogoś przyśle. O, już przyszli.

Spostrzegłszy, że ma do czynienia z oficerami, wyprężył się gwałtownie, salutując do czarnego policyjnego hełmu.

– Co tu właściwie zaszło? – zapytał Tony. Nie widział w pobliżu żadnego z członków załogi.

– No więc tak... – stwierdził policjant, licząc po kolei na palcach. – Mamy napaść na kobietę, włamanie, nieprzyzwoite obnażenie w miejscu publicznym, prowokowanie bójki, uszkodzenie mienia...

– I do tego był nietrzeźwy! – wtrącił jeden z cywilów.

– W takich przypadkach to nic dziwnego – zauważył Scolding melancholijnie.

Wciąż się zastanawiał, który z jego ludzi mógł się wpakować w takie tarapaty. Mechanicy rzadko sprawiali poważne kłopoty dyscyplinarne, bosman Angus dbał, żeby rozrywka nie wpływała niekorzystnie na pracę w hangarze. A może to nie któryś z mechaników, tylko pokładowy albo maszynista? Pomysł, że sprawcą mógłby się okazać Dunmore, był zbyt straszny, aby Tony nie zepchnął go natychmiast na tył głowy.

– Gdzie ten człowiek? – zapytał policjanta.

– W piwnicy, panie kapitanie. Kazałem dać go pod klucz, póki nie przyjdzie żandarmeria, bo to jednak, bądź co bądź, siły zbrojne.

– Nie stawiał oporu? – zdziwił się Davis.

– Skąd, całkiem spokojny – odparł funkcjonariusz. – Spadł z dachu, to i trochę był oszołomiony.

– Co to znaczy „spadł z dachu"? – Scolding w dalszym ciągu nie dowierzał w to, co przed kilkoma minutami przekazał mu Davis. – W jakim sensie?

– W dosłownym. Uciekał przed tymi tutaj, wlazł po drabinie na dach, a potem spadł.

– Próbował ze sobą skończyć?

Policjant zastanawiał się chwilę.

– E tam. Zachowywał się bardzo łagodnie, zupełnie jak nie marynarz. Wręcz chciał się poddać. Tylko że się poślizgnął, no i zleciał.

– W jakim jest stanie? – kapitan zaczął żałować, że zostawił doktora w restauracji.

– Chyba nic poważnego.

– Coś poważnego to dopiero będzie! – wtrącił jeden z tubylców, noszący rozpiętą kamizelkę na wypłowiałej bordowej koszuli.

– Potłuczony trochę – dodał policjant, ignorując wypowiedź cywila. – Nie wiem, pijackie szczęście. Mój szwagier mówi, że od picia kości się robią giętkie i człowiekowi się trudniej połamać niż na trzeźwo. Widać coś w tym jest.

– W porządku, zabieramy go – zdecydował Tony, po czym zwrócił się do żandarma wojskowego: – Jesteście wolni, załatwimy to sami z podporucznikiem.

Tony Rule The WavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz