What goes around, comes around, czyli w moim wolnym tłumaczeniu, jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Czy któryś z naszych bohaterów może mieć spokojną noc po przyjęciu urodzinowym Laury i Moniki? Bardzo jestem ciekawa, co myślicie o Laurze, po tym co przedstawia nam Alex.
♠♠♠
Obserwowałem ją od dłuższej chwili, ale ona mnie nie zauważyła. To naturalne, była zajęta gośćmi. Ale było coś jeszcze. Laura była pijana. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Śmiała się, popijała szampana i rozmawiała z ludźmi, ale jednocześnie patrząc na nią z boku, widziało się jej szklisty wzrok i pustkę w oczach. To było przerażająco smutne. Nie widziałem przy niej Ricka, zajmował się pewnie czym innym niż pilnowanie swojej bogini. Wziąłem od przechodzącej kelnerki kieliszek szampana, nie chciałem pokazać, że zacząłem wieczór od kilku głębszych. Zacząłem przedzierać się przez tłum w jej kierunku, byłem naprawdę blisko, kiedy odwróciła się i pomachała mi z szerokim uśmiechem na twarzy.
Zauważyłem coś przerażającego. Szeroki uśmiech na twarzy wyglądał groteskowo, kontrastując z jej smutnymi oczami. Pogratulowałem jej imprezy, bo nie wypadało mi zrobić inaczej. To ona pociągnęła mnie na parkiet, osuszając kieliszek szampana. Wiadomo, że to ja zaproponowałem taniec, ale sprowokowała mnie. Byłem zaskoczony, jak znakomicie tańczyła. Nigdy nie miałem tak dobrej partnerki. Nie miałem pojęcia, gdzie się tego nauczyła, ale byłem pewien, że tańczyła profesjonalnie. Nasze ciała znalazły swój rytm, zamknąłem oczy i poddałem się temu uczuciu, pozwalając mu się nieść, aż poczułem się oblepiony wzrokiem. Żebyśmy się zrozumieli, byłem sławny, ludzie się na mnie lampili, ale to był inny rodzaj gapienia się. Takie z podtekstem mordu. Niechętnie otworzyłem oczy, jej odsłonięty biust przyciągał mój wzrok, a za nim podążało żądne mordu spojrzenie Ricka Milesha. Próbował nas rozdzielić, ale Laura mu się stawiała. Nie chciała z nim tańczyć. Spojrzeliśmy na siebie, ona powiedziała o występie, a ja złapałem ją za rękę i pobiegliśmy na scenę, wyrywając DJ-owi mikrofon.
— Proszę państwa! — przekrzyczałem euforię tłumu. — Mam dla Laury jeszcze jeden prezent, poza moją osobą oczywiście! Napisałem dla ciebie piosenkę! — Głos mi się zaczął łamać. Poczułem, jakbym był z nią sam. Sam nie tylko na scenie, ale sam na całym świecie. — Nie nagrałem jeszcze tej piosenki — zastrzegłem, a dziewczyny pod sceną zapiszczały, więc puściłem oczko do tłumu — więc będzie to przedpremierowe wykonanie kawałka, który będzie singlem promującym moją nową płytę.
Wtedy zamknąłem oczy i zrobiłem to, co robiłem najlepiej na świecie. Zaśpiewałem piosenkę o miłości, tak prosto z serca. Spojrzałem w jej oczy. Miała w nich łzy. Była wzruszona. Łzy miała też pewnie każda laska na tej sali, ale żadna z nich mnie nie interesowała. Liczyła się tylko Laura. Przy niej moje bezpłodne życie artystyczne nabierało barw, stawało się jak urodzajny czarnoziem. Była jak narkotyk. Jak najlepsza heroina w Nowym Jorku!
Przygarnąłem ją do siebie i pocałowałem w policzek, w drugi i jeszcze raz, w pewnym momencie nasze usta się musnęły. Odsunęła się ode mnie, patrząc mi w oczy. Zaczęła mi bić brawo. Na scenę wskoczył Rick. Owacje stały się jeszcze głośniejsze. Klasnął w ręce ze dwa razy, uśmiechając się przy tym kwaśno. Patrzył na mnie lodowatym wzrokiem. Przyciągnął do siebie Laurę i nie przestając mnie miażdżyć spojrzeniem, pocałował ją namiętnie. Odwróciłem głowę. Nie mogłem na to patrzeć. Wyrwał mi mikrofon.
— Właśnie tak kocham Laurę, moją cudowną narzeczoną! — krzyknął Rick do rozentuzjazmowanego tłumu.
Rick porwał ją na ręce i wyniósł ze sceny, nie patrząc na mnie. Wtuliła się w niego. Zagryzłem zęby. Czułem dławiącą suchość w gardle. Zszedłem ze sceny obłapiany przez pijane laski. Wziąłem od jednej butelkę szampana i pociągnąłem zdrowo. Musiałem się przewietrzyć.
CZYTASZ
Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔
RomanceKiedy popełnisz przestępstwo, idziesz do więzienia. Kiedy popełnisz ich dużo, zaczynasz na tym zarabiać. Stajesz się szanowanym obywatelem, aż w końcu to ty wyznaczasz, co jest dobre, a co złe. Pierwszy miliard zawsze śmierdzi szwindlem, dlatego... ...