Rozdział 10.2: Jak bardzo chcesz mnie zniszczyć? [Alex]

139 30 95
                                    

Przepiękna piosenka o miłości i o wzajemnym uzupełnianiu się w mediach, a poniżej Alex wariujący (z miłości) i robiący różne złe rzeczy, czyli to, co gwiazdorzy lubią najbardziej!

♠♠♠

Baz zobowiązał się przekazać hiobowe wieści Rickowi Mileshowi drogą elektroniczną. W krótkich, żołnierskich słowach zawiadomił go, że może niebawem spodziewać się wezwania z sądu, który życzy sobie przesłuchać właściciela wytwórni lub jego reprezentanta.

Mając sprawę z głowy i pełne gacie z emocji, postanowiłem dać im ujście, zapraszając uroczą panią prawnik na kolację do najbardziej nadętej knajpy Nowego Jorku. Podejrzewałem, że nie była tu nigdy wcześniej. Elishii oczy się świeciły bardziej niż kilogramy brylantów, które na siebie włożyła. Bawiliśmy się znakomicie, zwłaszcza ona, strzelając tylko oczami na boki i z podekscytowaniem obserwując śmietankę Hollywood, która zjechała do Nowego Jorku na gościnne występy przed sądem, w mojej sprawie.

Zdecydowanie lepiej bawiłbym się z Moniką, ale ona dała mi do zrozumienia, że nie powinienem się wtrącać. Musiała odetchnąć, a ja nie mogłem jej do niczego zmuszać. Liczyłem, że wróci. Kochała mnie. Byłem tego pewien.

— Alex! Słynny gorszyciel nastolatek od Nowego Jorku po Los Angeles! — zawołał jowialnie jeden z najbardziej znanych aktorów. Był ode mnie dwie dekady starszy, a mimo kręcenia trzech kasowych filmów rocznie, największą przyjemność miał z paradowania w stroju pirata. Podszedł do naszego stolika. — A to zjawiskowa pani adwokat!

— Elishia, adwokat diabła. — Dokonałem niedbałej prezentacji. Aktora przedstawiać nie musiałem. Elishia była jak zahipnotyzowana.

— Mogę się dosiąść? — spytał i nie czekając na odpowiedź, zajął wolne krzesło. — Niezwykle miło panią poznać. Broni pani naszego bezwstydnika jak lwica. Muszę koniecznie wziąć wizytówkę! — czarował. Elishia się zarumieniła i nie potrafiła wydukać słowa. — Alex, co robisz jesienią?

— Nie mam pojęcia. Zapytaj Baza, co ja robię. Mam nadzieję, że nie świętuję wyjścia z więzienia — zażartowałem.

— Rezerwuję sobie twój czas. — Mój gość zaczął snuć przede mną wizję świetlanej przyszłości wynikającą z naszej współpracy. — Niedawno czytałem znakomity scenariusz. Nie mogę jeszcze mówić o szczegółach, ale wchodzę w to. A ty wchodzisz razem ze mną. — Zaczął wymachiwać rękami. — Po tym co ostatnio słyszałem w Nowym Jorku, wiem, że to ty napiszesz kawałek w klimacie noir, który dopełni moją grę. Stworzymy dzieło! To przejdzie do historii! — entuzjazmował się.

Słuchałem go z rozdziawionymi ustami. Oto z niebios zstąpił bóg pierwszego planu i zwiastował mi dobrą nowinę w postaci kontraktu. Nie zajmowałem się muzyką filmową. Mało kręciło się filmów, które pasowałyby do moich ckliwych kawałków. Teraz to zupełnie co innego. Mogłem wejść do zbiorowej świadomości jako tło sceny.

— Kochanie — Za moim głosicielem dobrej nowiny stanęła dziewczyna. Bardzo wysoka i bardzo chuda. Po chwili odkryłem ze zdziwieniem, że spod potężnej warstwy makijażu wyłaniała się bardzo młoda buzia. — Odszedłeś tak nagle. Nie przedstawisz mnie? — Dziewczyna zrobiła do mnie maślane oczy.

— Poznajcie Kate. — Aktor dokonał jeszcze szybszej i bardziej niedbałej prezentacji niż ja.

— Kaylee — poprawiła go, podając mi rękę. — Ja cię skądś kojarzę — trudno, żeby mnie nie znała. Zrobiłem minę międzynarodowej gwiazdy. — Czy Alice nie jest przypadkiem twoją siostrą? — zabolało. Jakbym dostał cios w samo serce. — Biedactwo, taka szkoda, że nie mogła wystąpić na dzisiejszym pokazie. Prosto z niego wracam, stąd ten makijaż — wyjaśniła pośpiesznie.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz