Rozdział 5.3: Dzień po ciężkiej nocy [Alex]

167 36 130
                                    

Kto policzy, ile rozstań mamy w tym rozdziale?

♠♠♠

— Ty dziwkarzu! — Miranda stała nade mną z kubełkiem na lód do szampana. Lód już dawno zdążył się stopić, a ta idiotka go na mnie wylała. — Kim ona do cholery jest, Alex?

Poderwałem się gwałtownie na łóżku wodnym, co nie było dobrym pomysłem, bo zaraz zacząłem rzygać. Wystawiłem mokry łeb za łóżko i ulżyłem żołądkowi. Miranda dalej suszyła mi głowę pytaniami, wyrzucając z siebie słowa w tempie karabinu maszynowego. Rozglądnąłem się nieprzytomnie. Obok mnie leżała fajna blondynka. Moje gwałtowne ruchy odsłoniły jej małe piersi. Uśmiechnąłem się do niej, narzucając na nią kołdrę.

— To jest... — wydukałem totalnie jeszcze pijany, przeglądając w myślach urywki z wczorajszej nocy.

— Nawet nie pamiętasz jej imienia? Ty chamie! Zmarnowałeś mi trzy miesiące życia! A mogłam przespać się z twoim gitarzystą! — jęknęła zrozpaczona.

Jeśli z tym samym, co zrobił dziecko Penelopé, to życzyłem jej szczęścia. Znowu spojrzałem na dziewczynę leżącą obok, drapiąc się po głowie. Poker! Olśniło mnie.

— To jest Monika! — Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, przypominając sobie jej imię. — Moja nagroda!

Monikę też obudziły krzyki Mirandy. Otworzyła oczy i odwróciła się na drugi bok w naszą stronę, ściągając ze mnie jeszcze więcej kołdry.

— Kto to jest? — spytała, zlepiając słowa w jedno niezrozumiałe coś.

— Stewardessa.

— Może zrobiłaby śniadanie, zamiast krzyczeć? — zaproponowała Monika. Poparłem ją.

Miranda rzuciła kubełkiem od szampana na podłogę i wyszła obrażona. Właśnie przestała pracować dla Milesh Air. I tak już mi się znudziła.

— Myślę, że śniadanie zjemy na mieście.

Odprowadziłem ją wzrokiem, ostatni raz gapiąc się na jej tyłek, w seksownie opinającej się spódnicy. Podrapałem się w głowę z głupią miną pełną zadumy nad mijającym czasem. Odwróciłem głowę, spoglądając na dziewczynę leżącą obok. Jej nagie piersi falowały w przyspieszonym oddechu. Patrzyła na mnie wielkimi oczami, w których malował się nabożny szacunek. Nieźle się zapowiadało. Lubieżnie oblizałem usta.

— O boże! Przespałam się ze swoim największym idolem! — Padła na łóżko wodne, wzniecając fale. Mój żołądek zaprotestował. — Znam każdą twoją piosenkę! Każdy kawałek! Pokój miałam tobą wytapetowany! — Przerwała swoją litanię wpół zdania. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Sięgnęła po kołdrę, nieco się zasłaniając. — Em, pewnie... mam sobie iść, co? Noc się skończyła i te sprawy.

— Nie! Zostań. Bądź moim gościem. — Padłem wymięty na poduszkę. Sięgnąłem po papierosy, leżące na stoliku i zapaliłem jednego. Tego mi było trzeba. Brakowało mi tylko mocnej kawy.

— Super. — Klasnęła w dłonie, pozwalając kołdrze opaść. — A gdzie my właściwie jesteśmy?

— W moim samolocie. — Chciałem jej zaimponować. Oparłem się na poduszkach, zamknąłem oczy i się zaciągnąłem. Życie było piękne.

— Milesh Air? — rzekła tonem specjalisty. Otworzyłem oczy, spoglądając na nią zaskoczonym wzrokiem. — Latałam takim, tylko że lepszym. — Wzięła ode mnie papierosa, tym razem ona się zaciągnęła i dodała: — Kiedyś pracowałam dla Ricka Milesha, dawno temu.

— Co ty robiłaś dla Ricka Milesha?

Poczułem się dziwnie zażenowany, wyobrażając sobie, że właśnie przespałem się z jedną z jego panienek. Zdecydowanie nie kręciło mnie spijanie śmietanki po Mileshu. Nie sypiałem z dziwkami. Kwestia zasad. Tłumu fanek pchały mi się do łóżka, nie musiałem za to płacić. Dziewczyna nie wyglądała na dziwkę. Wyglądała bardzo młodo, chociaż wczorajszy intensywny makijaż postarzał ją o kilka lat. Krótkie włosy śmiesznie opadały jej na nos i czoło. Nawet po ciężkiej nocy nie miała zmarszczek pod oczami, a rozmazany tusz do rzęs dodawał jej uroku i pewnej zadziorności. Wypuściła dym jak panienka, jakby paliła od niedawna i raczej niewiele. Z figlarnym uśmiechem oddała mi papierosa, wtykając go pomiędzy moje zdrętwiałe palce.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz