Rozdział 7.3: Czwarta nad ranem [Laura]

136 30 107
                                    

Jesteście ciekawi co z Rickiem? Zapraszam na nowy rozdział, w którym wyjaśni się kilka kwestii dotyczących Konsorcjum. Kto jeszcze nie doczytał zmienionej wersji rozdziału 3.3 i 3.4 - zapraszam!

Niezmiennie dziękuję za tak liczne odwiedziny :) Wbijajcie i komentujcie, jak widzicie, raz w roku kreatura wysłuchuje życzeń uśmiercenia Ricka ;)

♠♠♠

— Rick próbował popełnić samobójstwo.

Słowa Tima dźwięczały mi w uszach, kiedy próbowałam za nim nadążyć. Piasek uciekał spod moich stóp, niemal biegłam. Oczy zaszły mi łzami. Doskoczyłam do Tima. To nie mogło być prawdą. Złapałam Tima za rękaw koszuli, próbując go zatrzymać.

— Tim, ja muszę się z nim zobaczyć!

— Przykro mi, ale to niemożliwe. Mister Milesh się niecierpliwi, tędy. — Tim wskazał ciemny zaułek plaży. Rozejrzałam się niepewnie. Nagle tych kilku mężczyzn idących w pewnym oddaleniu od nas, zaczęło napawać mnie niepokojem.

— Tim, do cholery! — krzyknęłam, nie radząc sobie z emocjami. — Do willi jest jeszcze spory kawałek, zdążysz mi odpowiedzieć na pytanie.

— Nie idziemy do willi — odparł Tim, głosem twardym jak skała. Skierował w stronę puszczy. — Idziesz?

Odwrócił się, spoglądając na mnie zza ramienia. Ruszyłam za nim. Szliśmy w milczeniu jeszcze chwilę, aż Tim wskazał mi ręką kierunek. Przełknęłam ślinę, bo nagle zaschło mi w gardle. Czułabym się pewniej, gdyby towarzyszył mi Simon, ale on został w samolocie. Pewnie też na polecenie mister Milesha. Strach mnie paraliżował. Nie myślałam w tamtym momencie zbyt wiele o Ricku, próbowałam oszacować, jakie miałam szanse ujść z życiem po spotkaniu z mister Mileshem. Wiedziałam, że niego syn był najważniejszy. Wbrew temu jak go traktował, zrobiłby dla Ricka wszystko. Mnie nigdy nie lubił, tolerował mnie tylko dlatego, że miałam w garści Konsorcjum, a teraz, kiedy nawet nie zostałam jego szefową, tylko jednym z dyrektorów, moja pozycja znów spadała.

— W jakim stanie jest Rick? — spytałam. Musiałam się zorientować w sytuacji, zanim stanę przed ścianą oskarżeń w postaci mister Milesha.

— Tędy. — Tim wskazał mi drogę, odwracając się. — Muszę wracać do szpitala.

Tim oddalił się szybko, minął kordon agentów pozostających w pewnym oddaleniu i zniknął mi z pola widzenia. Rozejrzałam się po niewielkim zagajniku w pobliżu plaży. Noc była bezksiężycowa, a niewielkie lampiony zawieszone między palmami dawały niewiele światła, ale w półmroku wypatrzyłam mister Milesha przechadzającego się między rzędami egzotycznych kwiatów.

— Cudowny zapach, nie sądzisz Lipska? — rzekł lodowatym tonem.

— Piękny ogród, panie Milesh. — Dobre maniery pokonały strach, ale nie byłam w stanie ukryć drżenia mojego głosu. Odchrząknęłam, ale nie dał mi dość do słowa.

— Pewnie liczyłaś na spotkanie w gabinecie. — Pochylił się w kierunku wielkiego czerwonego kwiatu, nie zwracając na mnie uwagi. — Nie spotkaliśmy się w interesach. — Przymknął oczy, wąchając. — Już się tym nie zajmuję, nie prowadzę interesów — uściślił. — Przekazałem je synowi. A mówiąc o Ricku, możesz mi wyjaśnić, co się stało?

— Też chciałabym to wiedzieć.

Marcos Milesh oderwał się od delektowania się aromatem roślin i wlepił we mnie swój demoniczny wzrok. Nie był zaskoczony, że nie miałam o niczym pojęcia. Cokolwiek twierdził, polecenia wydawał on, nie nikt inny. Zwłaszcza w tej sytuacji.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz