Rozdział 3.4: Paryż. Londyn. Nowy Jork. Wyspa [Laura]

164 37 79
                                    

Bardzo jestem ciekawa komentarzy po tym rozdziale 🗨💬🗯💭

♠♠♠

Po godzinie zeszłam z mównicy. Czułam się jak po przebiegnięciu maratonu. Oślepiały mnie flesze aparatów. Ogłuszały krzyki dziennikarzy. Słyszałam swoje imię, wypowiadane w egzotycznych, dziwnie brzmiących akcentach. Simon wraz z resztą ochroniarzy torowali mi przejście między dziennikarzami, którzy ciągle zadawali pytania, mimo że konferencja już się skończyła. Patrzyłam prosto przed siebie, idąc tak szybko, jak się dało. Uśmiech gościł na mojej twarzy tylko do opuszczenia pomieszczenia. W windzie oparłam się o szerokie lustro i zamknęłam oczy. Czułam się wyczerpana, pokonana i upokorzona. Simon zapytał, czy wszystko ze mną w porządku. Nic nie było w porządku, ale nie były to jego problemy. Uśmiechnęłam się blado i poprosiłam, żeby odwiózł mnie na lotnisko. Nie zamierzałam zostawać w Londynie ani minuty dłużej, niż musiałam. Wyszliśmy z windy. Wsiadłam do opancerzonego SUV-a. Oparłam się wygodnie, zamykając oczy. Liczyłam na sen, chociaż kwadrans w drodze na lotnisko. Samochody nie ruszały.

— Co się stało? Dlaczego nie jedziemy? — spytałam chłopaków na przednich siedzeniach.

— Madame, czeka na panią Monika Worthon.

— Tutaj? — Rozejrzałam się, ale nigdzie jej nie widziałam. — Gdzie ona jest?

— Nie wpuściliśmy jej na parking.

— To zaproście ją i jedźmy.

Najpierw usłyszałam jej perlisty śmiech, kiedy szła razem z Simonem. Kilka razy podskoczyła jak mała dziewczynka, a spięte na czubku głowy włosy, poruszały się razem z nią, łaskocząc jej kark. Miała ze sobą niewielką sportową torbę, która wyglądała na niemal pustą. Ubrana była w czarne botki za kostkę i długi, luźny sweter sięgający jej do połowy ud. Podróżując, nosiła luźne ciuchy. Usiadła na siedzeniu obok mnie, przytuliła mnie i pogratulowała.

— Przyjechałam na twoją konferencję, Laura. Zapomniałam zaproszenia i nie chcieli mnie wpuścić. Widziałam relację. Świetnie ci poszło. Dokąd się teraz wybierasz?

— Do domu — szepnęłam, zamykając oczy. — Do Nowego Jorku.

— Powinnaś się przespać, odpocząć.

— Chcę jak najszybciej wrócić do domu. Simon, proszę, załatw wylot tak szybko, jak możesz. — Nachyliłam się w stronę przednich siedzeń.

Simon skinął głową, zaczął cicho rozmawiać przez komórkę. Zapytałam, obserwującą miasto Monikę skąd wracała.

— Standardowo — odparła ciągle wpatrzona w skąpany w blasku popołudniowego słońca Londyn. — Wyspa, Szanghaj, znowu wyspa. Teraz wracam do Nowego Jorku, nie wiem na jak długo. — Też wydawała się zmęczona.

— Tęsknisz za Tiego? — spytałam cicho, patrząc na nią.

— Bardzo! — Monika od razu się rozpromieniła.

— Nieźle się kryliście. — Przypomniałam sobie dzień, w którym Alex podpisał kontrakt. Większość ludzi na wyspie pewnie kojarzyła ten dzień z Moniką i Tiego.

— Musieliśmy. Tiego mógłby mieć problemy, z resztą ja też. Poznaliśmy się w pracy, banał co? — spojrzała na mnie, spod barwnie umalowanych oczu. — Ja na wyspie byłam nikim, najpierw więźniem, potem pupilką mister Milesha. Wiesz, to śmierdziało na kilometr i nikt do mnie nawet nie podchodził. Brałam żarcie na stołówce i robiło się pusto przy stoliku, gdzie siadałam. Zaczęłam jeść w bazie i tak poznałam Tiego, on nigdy nie miał czasu iść na stołówkę, nie interesowały go plotki, więc się z nim kumplowałam. Był administratorem sieci, dużo się od niego nauczyłam. Tak, w łóżku też mnie dużo nauczył. — Uśmiechnęła się błogo na samo wspomnienie. — Dzięki niemu seks nie kojarzy mi się tylko z gwałtami.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz