Akcja BBD niemal zsynchronizowała się z czasem rzeczywistym, bo właśnie świętujemy nowy rok i wydanie pierwszej płyty Alexa dla Milesh Records. Długo się zastanawiałam jakim kawałkiem okrasić ten fragment i byłam bliżej Led Zeppelin w wersji koncertowej z początku lat 70. Do tego jeszcze na pewno wrócę, bo te klimaty mi teraz idealnie pasują do Alexa, ale chyba nie do pierwszego spotkania z jego nową płytą. Ten rozdział zdecydowałam się ozdobić kultowym Smells like teen spirit, nie mniej kultowej Nirvany, bo postać Kurta wydaje mi się równie tragiczna, jak postać Alexa w tym rozdziale.
Podzielcie się proszę Waszymi przemyśleniami. I chodźcie ze mną świętować 1500 wejść :)
♠♠♠
— Niech posypią się gromy! — wrzasnąłem do dwudziestu tysięcy ludzi i podniosłem butelkę szkockiej. — Za was! Najlepszą publiczność ever! — Pociągnąłem solidny łyk. — Wiecie co? — spytałem rozhisteryzowanego tłumu, zapalając skręta. Zaciągnąłem się, przymykając oczy. Raziły mnie światła. — Zróbcie hałas! Zróbcie coś, do diabła, żeby ten koncert przeszedł do historii!!! Udowodnijcie mi, że jesteście gotowi posłuchać tego, co dla was stworzyłem! Nie słyszę was — wyszeptałem, a ich wrzask mnie niemal zmiótł ze sceny.
Paliłem tego skręta bez pośpiechu, a dwadzieścia tysięcy gardeł wrzeszczało refren pierwszego singla z nowej płyty. Mógłbym umrzeć ze szczęścia. To było lepsze niż seks. Wypaliłem i rzuciłem peta na scenę. Fanki zapiszczały, rozwalając mi bębenki w uszach. Kiwnąłem na gitarzystę i zaczął się show, jakiego jeszcze nie świat nie widział, a ja byłem w jego epicentrum.
Nie byłem jednym z tych kosmatych, brudnych metali. Oni mieli to do siebie, że poza pryszczatymi nerdami mało kto potrafił podać nazwę ich zespołu. Mnie wielbiły tłumy! Dla gówniar na całym świecie byłem bogiem, którego wyznawały. Pora było zawładnąć sercami i umysłami ich starszych sióstr, ich chłopaków i kto wie? Może nawet ich rodziców? Świat należał do mnie! Ten koncert pokaże niezbicie moją potęgę. Drżyj Nowy Jorku! Bój się świecie!
Zszedłem ze sceny po trzech godzinach. Byłem wyczerpany i zachrypnięty, ale nakręcony jak nigdy. Chciało mi się płakać ze szczęścia. Każdy artysta marzy, żeby przeżyć choć raz w życiu taki koncert. Połowę mojego występu w Medison Square Garden stanowiły bisy. Madison Square Garden! Nigdy wcześniej nie występowałem w Madison. Nie miewałem aż tak dużej widowni, w dodatku tej pełnoletniej. Dotąd nie byłem aż tak popularny! To było niesamowite i szło do głowy jak najsilniejszy narkotyk.
Musiałem przyznać, że Milesh Records zrobiło niesamowitą robotę. Zdziwiłem się, kiedy Rick Milesh zatrudnił speców z Hollywood do promocji płyty. Obserwując efekty ich pracy, musiałem przyznać im i jemu rację. Odwalili kawał znakomitej roboty, wycacali majstersztyk, który leciał wszędzie. Dosłownie wyskakiwałem z lodówki. Średnio co trzy dni od przeszło dwóch miesięcy na większości dużych portali pojawiał się artykuł ze mną związany. Atmosfera radosnego oczekiwania sięgała zenitu. Zapowiedzi teledysków puszczane na moich kanałach, dwudziestosekundowe fragmenty piosenek, zdjęcia z planu, wywiady zza kulis, sesje zdjęciowe i małe starannie wyreżyserowane skandale. Tak, tych było najwięcej.
Skandal gonił skandal. Zaczęło się od wielkiego boom – mojego ślubu z Moniką, który został bezwzględnie wykorzystany przez czarodziei od marketingu do zmiany mojego wizerunku scenicznego. Monika pragnęła pozostać anonimowa i jej personalia nie zostały podane do wiadomości publicznej, ale jej wizerunek był wszędzie. Nie miałem na to wpływu. Robiłem różne idiotyzmy, które dyktował mi Baz, a jemu bogowie z centrali Milesh Records. Ustawki z paparazzi, publiczne okazywanie sobie uczuć z Moniką, zdjęcia z tajemniczą nieznajomą w snobistycznej restauracji w Vegas... Do wizerunku złego chłopca przyczyniła się też Penelopé, która od początku ciąży twierdziła, że byłem ojcem jej dziecka. Oczywiście się do gówniarza nie przyznałem i skakaliśmy sobie do oczu z Penelopé podczas sprawy sądowej transmitowanej przez wszystkie stacje. Ależ była jatka! Do promocji płyty wykorzystali też Alice. Posłużenie się moją małą siostrzyczką niesamowicie mnie wkurzało. Uspokajał mnie jedynie fakt, że mała Alice była bezpieczna i dzięki mnie miała zapewnione najlepsze leczenie. Była daleko i była nieprzytomna, medialny szum nie mógł jej zaszkodzić, a mnie pozwalał zarobić na jej leczenie.
CZYTASZ
Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔
RomansKiedy popełnisz przestępstwo, idziesz do więzienia. Kiedy popełnisz ich dużo, zaczynasz na tym zarabiać. Stajesz się szanowanym obywatelem, aż w końcu to ty wyznaczasz, co jest dobre, a co złe. Pierwszy miliard zawsze śmierdzi szwindlem, dlatego... ...