W mediach Hier kommt Alex, a na zewnątrz zaczyna się właśnie moja ulubiona pora roku. Świętujmy długie jesienne wieczory z książkami :)
♠♠♠
— Masz dziś jeszcze spotkanie z Penelopé! To przed koncertem. A po koncercie, o dwudziestej drugiej wywiad dla MTV. Załatwiłem, że poprowadzi go słodka Cindy. Już samo to podniesie oglądalność. Oczywiście pójdziecie na żywo! — entuzjazmował się Baz. — A tu masz scenariusz. — Podał mi do rąk plik kartek. — Z odpowiedziami tak jak ustaliliśmy, nic ponad to.
Baz, czyli Basil Kerensovitz, był najlepszym managerem po tej stronie oceanu. Pracował w managemencie Jareda Leto z 30 Seconds to Mars, szczyt sławy przyniosła mu posada u Rihanny, a swoją karierę zaczynał razem z chłopcami z Backstreet Boys, od parzenia kawy ich managerowi. Teraz pracował dla mnie, Alexa. Niedobrze. Zaczynałem o sobie myśleć w kategoriach pseudonimu artystycznego. Przecież ja, to Alessandro D'Giannessi, nie Alex!
Słuchałem Baza bez zainteresowania, sunąc szerokim korytarzem nowojorskiego hotelu w kierunku wyjścia awaryjnego. Dziennikarze i tłumy fanek znowu okupowały hotel. Otaczali mnie wynajęci na ten wieczór ochroniarze. Nie chciałem wzbudzać sensacji. Jeszcze nie. Zajadałem zbyt gorącego hamburgera ze zbyt dużą ilością pikantnego sosu. Nie miałem czasu na porządny obiad, a fast food był moim małym guilty pleasure, za który ostro pokutowałem na siłowni, jak tylko Baz mnie tam zagonił.
— Nie mam ochoty widzieć tej zdziry, Penelopé — mruknąłem bez przekonania, przełykając za duży kawałek mięsa.
— Musisz się spotykać z ludźmi z branży! — stwierdził Baz autorytarnie, kończąc temat moich fochów. — Alex, chłopie, weź się w garść. Ona nie jest taka zła. I pośpiesz się, bo nie zdążysz na swój własny koncert.
Powiedzieć o Penelopé, że była z branży muzycznej, było sporym nadużyciem. Robiła mi kiedyś chórki i inne rzeczy, ale jej cycki były lepsze, niż jej głos. Dawno między nami nic już nie było, ale media musiały o czymś pisać. Pod jej apartamentem czekali paparazzi, więc musiałem się tam pojawić. Skapitulowałem pod karcącym wzrokiem Baza, pozwalając zabrać się do jaskini lwa. Skupiłem się, bo tego ode mnie wymagał. Gdy otworzył drzwi przeciwpożarowe, osaczył nas tłum wrzeszczących fanek i oślepił blask fleszy i latarek w komórkach. Ktoś wytrącił mi z rąk mojego hamburgera! Ochrona oderwała rozhisteryzowaną fankę ode mnie, wraz z guzikiem mojej koszuli. Rewelacja! Będę jeszcze musiał zahaczyć o garderobę.
— Jeszcze pięć metrów! — krzyknął Baz, torując sobie drogę łokciami wprost w otwarte drzwi bordowego SUVa. — Co za dzicz! — Baz opadł ciężko na siedzenie obok mnie. Poprawił szarą marynarkę.
— Zabrali mi hamburgera — westchnąłem, rozglądając się za inną przekąską. — Co mam dalej? — zagadnąłem, chrupiąc orzeszki.
Baz zamyślił się chwilę. Nie używał terminarza. Wszystko miał w głowie. Podziwiałem go za to.
— Jutro masz tylko jedno spotkanie, więc uznajmy, że masz wolne.
— Z kim? — spytałem bez zainteresowania, irytując się na ślimacze tempo przejazdu mojego auta.
— Z biznesmenem. Milesh. Kojarzysz?
— A powinienem?
— Sponsor twojej pierwszej płyty, Alex.
Odsunąłem od siebie orzeszki. Straciłem apetyt. Wezbrała we mnie wściekłość. Nienawidziłem swojej pracy. Kiedyś śpiewanie było dla mnie wszystkim. Zanim wydałem pierwszą płytę, mogłem chodzić po ulicach bez obstawy, jeść w obskurnych barach, spać w pociągu i żyć tak, jak chciałem. Teraz żyłem w klatce, pilnowanej przez tłum ludzi pod wodzą Baza. Marzyłem o sławie, śpiąc w pociągach w drodze na koncerty w knajpach daleko od centrum, grany często przed knajpą, na chodniku, bo do środka nie wpuszczali takich oberwańców, jakim wtedy byłem. To były czasy! Westchnąłem z nostalgią. Teraz nic ode mnie nie zależało. Miałem się spotkać z tym, sfotografować się z tamtym, polecieć na koniec świata i zagrać koncert dla trzydziestu tysięcy ludzi. Tylko koncerty lubiłem. Wtedy byłem sam, bez Baza. Tylko ja i tłum, który kochał to, co robiłem. Nie będę oszukiwał, gdyby nie koncerty, rzuciłbym to w diabły!
CZYTASZ
Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔
RomansKiedy popełnisz przestępstwo, idziesz do więzienia. Kiedy popełnisz ich dużo, zaczynasz na tym zarabiać. Stajesz się szanowanym obywatelem, aż w końcu to ty wyznaczasz, co jest dobre, a co złe. Pierwszy miliard zawsze śmierdzi szwindlem, dlatego... ...