Nie mogę uwierzyć, że to się w końcu stało. Napisałam kolejny rozdział po ponad dwóch miesiącach. Mam bardzo ciężki czas z pisaniem w ogóle, a z pisaniem BBD już szczególnie, bo tak niewiele zostało do finału, a ja jestem tak zżyta z tą książką i tymi bohaterami, że nie potrafię jej skończyć. Ale muszę. Wsparcie potrzebne.
Mam nadzieję, że ten rozdział sprosta oczekiwaniom. Chociaż jest krótki i pewnie niedopracowany, to jednak bardzo chciałam, żeby ujrzał światło dzienne.
♠♠♠
Marcos Milesh w mojej sypialni o świcie nie zwiastował niczego dobrego. Wyglądał, jakby ktoś go wyciągnął z łóżka między snem o rabowaniu a tym o mordowaniu. Rozchełstana na piersi ciemna koszula odsłaniała zarośnięty tors, a czarne spodnie miały co prawda zapięty rozporek, ale końcówki paska zwisały smętnie po bokach bioder. Wymachiwał ręką, w której ściskał pistolet.
— Coś ty powiedziała?! — wrzasnął rozwścieczony.
Usiadłem na wąskim, niewygodnym łóżku. Cienka kołdra zsunęła się z mojego torsu, zatrzymując się na brzuchu. Spałem nago. Kupka zmierzwionych ubrań leżała pod łóżkiem. Gdzie ja byłem? Co się tu działo? Rozejrzałem się niepewnie po jasnych ścianach i dość ascetycznie urządzonym pokoju. Przy biurku siedziała pochylona nad laptopem Monika. Miała podkrążone oczy i przetłuszczone włosy. Pewnie nie wstała od komputera przez całą noc. Ciągle była ubrana w te same dżinsy i koszulkę, co dzień wcześniej. Pracowała bez ustanku i nie miała czasu się przebrać. Jako jedna z nielicznych pewnie miałaby w co. Pod biurkiem leżała jej niewielka sportowa torba.
— Laura zniknęła — powtórzyła Monika.
— Jak?
Domyśliłem się, że zazwyczaj ludzie znikali na polecenie Milesha. Wielki boss pragnął, żeby ten czy ów nagle rozpływał się w powietrzu, a przynajmniej tak to wyglądało dla osób postronnych. Milesh doskonale wiedział, co działo się z takimi nieszczęśnikami. Aż tu nagle narzeczona jego syna śmie zniknąć z jego radaru i to na dwa tygodnie przed ślubem. Brawo! Zuch dziewczyna!
— Próbuję to ustalić — sapnęła Monika, odwracając się do komputera.
— Szefie, mamy problem. — Do pokoju zapukał jeden z karabinierów.
Stanął między łóżkiem i mną na nim, a Mileshem.
— Jeszcze jeden? — Marcos zatopił palce w rozczochranych włosach.
— Sycylia przesyła pozdrowienia. — Ochroniarz wyciągnął do Milesha butelkę wina.
— I co ja mam z tym zrobić? Zabieraj mi tego sikacza! Lipskiej szukaj, a nie baw się w sommeliera! — Odsunął wyciągniętą w jego kierunku wypolerowaną butelkę. — Kiedy mieliśmy ostatni sygnał Lipskiej?
Marcos pochylił się nad komputerem, a Monika zawzięcie uderzała w klawisze.
— Ale, sir... — Goryl przełknął ślinę tak głośno, że odbiło się echem od ścian. — Jeśli szef nie przyjmuje podarunku, to... to chyba oznacza wojnę? Oni przylecieli całą Cosa Nostrą, a nas tu jest tylko szesnastu, szefie. — Spojrzał błagalnie na Marcosa, trzymając butelkę w wyciągniętych dłoniach, jakby był to odbezpieczony granat.
— Dobra, już dobra! — warknął Milesh. — Nie zawracaj mi tu głowy głupią flaszką.
— Ale, sir... — Kolejne gulnięcie śliny potoczyło się echem po pokoju. — Razem z tą flaszką jest jeszcze pan Materazzi!
Milesh przestał pochylać się nad komputerem. Wyprostował się i zmierzył swojego ochroniarza niechętnym spojrzeniem.
— Ten stary nudziarz Giorgio? — Skrzywił się, wypowiadając to imię.
CZYTASZ
Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔
Lãng mạnKiedy popełnisz przestępstwo, idziesz do więzienia. Kiedy popełnisz ich dużo, zaczynasz na tym zarabiać. Stajesz się szanowanym obywatelem, aż w końcu to ty wyznaczasz, co jest dobre, a co złe. Pierwszy miliard zawsze śmierdzi szwindlem, dlatego... ...