s i x t e e n

2K 218 211
                                    

[tw // samookaleczanie, krew]

To był właśnie jeden z tych dni, w których Beomgyu miał ochotę zniknąć. Znowu.

Stał pod prysznicem już od pewnie dobrej godziny, co zaniepokoiło Taehyuna.
Co prawda chłopak jedynie potrzebował się odprężyć, uspokoić i oczyścić umysł ze wszystkich złych rzeczy, które w nim siedziały.

Nie wszystko szło po jego myśli, gdy w panice chwycił pierwszy lepszy ostry przedmiot znaleziony w łazienkowej szafce i nie myśląc nad konsekwencjami swojego czynu, zaczął jeździć nim po swojej ręce, jakby to była kartka papieru, a on przelewał na nią swoje uczucia.

Kolejne minuty mijały, podczas gdy Gyu siedział na zimnych kafelkach, ponownie wylewając łzy.
Nie chciał tego zrobić, ale już dawno temu stracił nad sobą kontrolę i robił rzeczy, których później żałował.
Zarzucił na siebie bieliznę i jedną z koszulek Taehyuna, która służyła mu za piżamę, po czym trzęsącymi się rękoma podjął nieudolną próbę zatamowania krwawienia.

— Beomgyu? Wszystko w porządku? — zaniepokojony głos Taehyuna dobiegający zza drzwi, przestraszył go jeszcze bardziej, przez co ten zaczął szarpać się z rolką papieru, którą owijał rękę, tym samym odklejając ze ściany jej uchwyt, który upadł na płytki z głośnym hukiem.

— T-tak - wydukał — Nie martw się... J-ja umm... Pośli- Strąciłem niechcący butelki z szamponem! — Choi skrzywił się, czując pieczenie i jednocześnie zażenował sam siebie swoją beznadziejną odpowiedzią.

— Nie brzmi to przekonująco. Mogę wejść? Zaczynam się martwić.

— Nie wchodź, proszę. Za chwilkę wyjdę, obiecuję! Ała... - syknął ponownie, gdy zauważył, że papier zdążył zrobić się cały czerwony. Ponownie więc sięgnął po rolkę, tłukąc się przy tym niemiłosiernie, gdy przez to, jak bardzo się trząsł, uchwyt znowu wyleciał mu z rąk.

Kang postanowił się nie patyczkować i zdenerwowany wszedł do środka, jednak gdy zobaczył roztrzęsionego chłopca, od razu rzucił mu się na pomoc.

— Boże drogi... Beomgyu co ty zrobiłeś?— powiedział, podnosząc go z podłogi. Zaprowadził go do umywalki, gdzie zaczął zalewać cały papier wodą, aby łatwiej odkleił się od ran, tym samym przemywając je czystą wodą.

— Przepraszam. T-tak bardzo przepraszam, ja-

— Już nie przepraszaj. Trzymaj tę rękę pod wodą cały czas, muszę znaleźć apteczkę — jak powiedział, tak też zrobił i po przeszukaniu szafeczki na samym jej tyle znalazł czerwony pojemnik pełen opatrunków oraz z małą butelką wody utlenionej. Wyłączył więc wodę i ręcznikiem osuszył jego rękę, aby zalać ją niemal całą zawartością butelki.
Nie wiedział w końcu, czego użył Beomgyu do zrobienia tego, ale wiedział, że lepiej uniknąć jakiegoś zakażenia.

Gdy zabezpieczył już wszystko gazikami i elastycznym bandażem, posprzątał łazienkę i zabrał starszego do ich pokoju.

— Powiesz mi, dlaczego to zrobiłeś? — zapytał Taehyun, gdy obaj siedzieli już na łóżku.

Jak zwykle zapanowała cisza, którą Gyu bał się przerwać. Bał się nawet spojrzeć w oczy przyjaciela po tym wszystkim.

— Beomgyu? - ponowił.

— Bo nie panuję nad sobą, okej?! — krzyknął z wyrzutem — Miałem gorszy dzień, kolejny raz i znowu zacząłem mieć te okropne myśli i znowu czuję się jak największe gówno tego świata. Nie chciałem tego zrobić, ale nie kontroluję się w panice.

Młodszy westchnął, chowając twarz w dłoniach. Przegryzł wargę, zastanawiając się co teraz właściwie zrobić. Zwykłe „będzie dobrze" jest tu tak naprawdę niczym.

— O czym myślałeś? — wyszeptał.

— To przez te święta. Czuję się tak zbędny tutaj, bo...— westchnął — Święta spędza się z rodziną, czyli ty i twoja mama, a ja jestem tutaj jak intruz, bo moja rodzina mnie nienawidzi.

— Beommie, kochanie... - przysunął się bliżej niego i delikatnie chwycił jego dłonie — Spójrz na mnie. Nawet tak nie mów. Nie jesteś tutaj intruzem, nigdy nie byłeś i nigdy nie będziesz. Nie minęło wiele czasu, ale jesteś już dla nas jak rodzina. Ty już jesteś jej częścią. Moja mama Cię kocha, chłopcy Cię kochają i ja również — zaśmiał się niezręcznie — My wszyscy Cię kochamy. Nie robisz nic złego, zwyczajnie pogubiłeś się. I ja pomogę ci się odnaleźć w tym świecie, rozumiesz? Nie jesteś sam, Gyu.

Starszy nic nie powiedział, gdy rzucił się do uścisku, chowając twarz w ramieniu chłopaka.

— Dziękuję. Tak bardzo dziękuję — łzy znowu moczyły jego policzki. Tym razem jednak nie były to łzy smutku czy strachu, a wzruszenia i pewnego rodzaju ulgi — Dziękuję, za wszystko.

— Nie masz tu za co dziękować. Cała przyjemność po mojej stronie.

LO$ER | taegyu ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz