e i g h t e e n

2K 195 104
                                    

— Nie drap tego — cięcia na rękach blondyna zaczęły się goić, przez co starszy raz po raz drapał się po niemiłosiernie swędzących ranach.

— Jak mam nie drapać, skoro to tak koszmarnie swędzi?— zawył chłopiec, rozkładając się na kolanach Taehyuna. Brunet siedział wygodnie na łóżku z książką w ręku, którą gnębiło go, żeby przeczytać już od ładnych paru miesięcy.

— Nawarzyłeś sobie piwa, to je teraz wypij skarbie— odparł Taehyun, wplątując palce jednej dłoni we włosy Beomgyu, które zaczął przeczesywać.
Swego czasu dowiedział się, że działa to na niego bardzo uspokajająco.

— Głupi jesteś — nadąsany Choi obrócił się na bok tak, że teraz leżał do młodszego plecami.

— Dopiero teraz się zorientowałeś? Oj, już nie obrażaj się misiaczku — odłożył książkę na bok i zaczął tulić starszego, aby ten się rozchmurzył.

— Dlaczego ty mi tak słodzisz? To już jest do porzygu — prawda była taka, że Kang uwielbiał rumieńce, które obejmowały policzki Beomgyu za każdym razem, gdy ten mówił do niego jakimś uroczym zdrobnieniem. Poza tym chciał mu pokazać, że jest dla niego ważny.

— Bo jesteś uroczy — uśmiechnął się - Chodź, posmaruję Ci to jakąś maścią łagodzącą, ale nie obiecuję, że przestanie całkiem swędzieć — obaj podnieśli się leniwie z łóżka, po czym Gyu od razu poszedł do łazienki, nie czekając na przeciągającego się przyjaciela.

Ostatnio Taehyun zaczął się zastanawiać nad wieloma rzeczami, przez co nie mógł spać po nocach, ale nie przeszkadzało mu to. Mógł bezkarnie patrzeć na spokojną twarz Choi i tulić się do niego, gdy robiło mu się zimno. O dziwo blondynek był bardzo ciepły, niczym mały grzejniczek, z którego Taehyun bezwstydnie korzystał, na co tamten wcale nie narzekał.

Będąc już w łazience, zastał go siedzącego na toalecie, podśpiewującego jakąś nieznaną mu piosenkę.

— Co tam nucisz, Beommie? — zapytał, wyciągając z szafki tubkę z maścią, na co ten wyraźnie się speszył, bo natychmiastowo ucichł i spuścił wzrok.

— To piosenka, którą mama śpiewała mi na dobranoc — wyszeptał, obserwując jak brunet odwija jego bandaż. Niespodziewanie poczuł usta Taehyuna na swoim nadgarstku, gdzie widniały najgłębsze rany. Spojrzał na niego pytająco, na co otrzymał jedynie ciepły uśmiech.

—Żeby mniej bolało. Moja mama zawsze tak robiła, gdy byłem mały — odkręcił zakrętkę i zaczął rozcierać maść na jego ręce. Beomgyu poczuł ulgę, gdy jego skóra zetknęła się z przyjemnie chłodną maścią i uśmiechnął się mimowolnie.

— Od razu lepiej — mruknął, wstając, a gdy obaj byli już w ich wspólnym pokoju, położyli się w ciszy na łóżku i przez chwilę oglądali gwiazdki na suficie.

— Zaśpiewasz mi tę piosenkę?

— Hmm? — Gyu spoglądnął na Tae, nie wiedząc o co chodzi.

— Zaśpiewaj mi piosenkę twojej mamy. Chcę ją usłyszeć — przez kilka chwil starszy próbował zebrać się w sobie i przypomnieć sobie dokładnie słowa, a gdy już stwierdził, że jest gotowy, nieśmiało zaczął.

— W twoim śnie chcę śnić z tobą, nieważne kiedy, tak jakby nic się nie wydarzyło. Wieczorem przy zachodzącym słońcu i nawet nocą, kiedy niebo jest ponure, moje serce jest pełne ciebie.

— Jest piękna. Tak jak ty.

LO$ER | taegyu ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz