t w e n t y e i g h t

1.7K 179 10
                                    

Pani Kang zapewne złamała wszystkie przepisy drogowe, gdy pędziła na zbity łeb na najbliższą komendę policji.

Nadal nie do końca wiedziała, o co chodziło i kim jest obca kobieta siedząca w ich samochodzie, ale nie obchodziło ją to. Jeśli jej syn mówi, że ma tam jechać, to ona zrobi, co tylko jej powie, byle by w końcu był spokojny.

Na zegarze w biurze kryminalnym wybijało właśnie dziesięć minut po północy, gdy siedzący tam policjant usłyszał pukanie i zaraz przed nim pojawił się zdyszany chłopak i dwie kobiety.

— Czym mogę służyć? — zapytał obojętnie. Zapewne nie chciało mu się tam siedzieć.

— Szukam chłopca, który próbował dzisiaj okraść stację benzynową. To... To mój syn — powiedziała łamiącym się głosem. Chciała, żeby tutaj był. Chciała wreszcie go zobaczyć.

— Pani jest matką Choi Beomgyu?— zapytał, patrząc w jakieś papiery leżące na biurku.

— Tak! — niemal krzyknęła — Jest tutaj?

Mężczyzna odłożył teczkę na swoje miejsce, po czym wstał i pokierował wszystkich do wyjścia.

— Pani pójdzie za mną.

________

nie znam się na organizacji komendy, darujcie

LO$ER | taegyu ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz