18

8.9K 211 0
                                    


Pov. Nathan
-Nie chcemy Pani słuchać, niech Pani wyjdzie!
-Trzymałem Olivie w ramionach, odwróconą plecami do matki.
-Jak możesz Nathan? Będziesz miał dziecko z Sam a ty jesteś tu z Olivią, zostawiłeś Samanthe samą, na mrozie! Jak możesz?
-Nie interesuje mnie ona!
Liv odsuwa się ode mnie a do kuchni wchodzi mama i Gabe. Ociera rękami łzy z policzków.
-Mamo Wyjdź-mówi cienkim głosem do matki
-Coo?
-Wyjdź. Proszę.
Podchodzi do Olivi a ta cofa się w moją stronę.
-Zabierasz dziecku ojca! - w oczach mojej teściowej gra furia-Nic się nie zmieniłaś!
-Nie masz prawa mnie pouczyć straciła to  prawo do już dawno! Nigdy nie byłaś i nie będziesz moją Matką!
Iren słysząc te słowa uderza Olivie w twarz.
-Pożałujesz tego!
Moja matka podchodzi bliżej , pomalutku jakby bała się mojej żony.
-Oliv?
Staje przewodem do niej i zbieram kosmyki jej włosów za ucho. Z nosa leci jej krew a na policzku ma zadrapania pewnie po pierścionku matki.
-Olivia to moja wina, przepraszam.
Podnosi swoje oczy pełne smutku i bólu a ja wiem ze ten ból spowodowałem sam i to przeze mnie cierpi.
-Musisz z tąd wyjść! Wyjdź i jedz do domu. - Prostuje się-To wasze dziecko, potrzebuję ojca, ty nim jesteś, Sam go zniszczy ty musisz go ratować!
-Liv..
-Cich! Nie zabiorę dziecku ojca ono nie jest niczemu winne! Wyjdź Nathan, nie rań nas oboje.
Czuje jak moje serce pęka a oczy, czy faceci płaczą,? Ja chyba zaraz zacznę. Po policzku Olivi płynie łza.
-To nie mogło się udać, jesteśmy z dwóch pojebanych światów. Zakończmy to, każdy pójdzie w swoją stronę, nie chce firmy nie zależy mi na niej.
-Chcesz tego? To tak ma się skończyć? Tego chciałaś od początku? - mójj głos jest zachrypły i słaby. Oliwia milczy. Nie nie mówi tylko spuszcza głowę. Uderza z całej siły w blat, mijam ja i wychodzę trzapiac drzwiami.

Pov. Olivia
Czy tak sobie to wyobrażałam, nie chciałam miłości, akceptacij, szacunku, bliskości, ale gdybym my to wczoraj powiedziała nie odpusciłby. Sam zabiła moje dziecko, ja nigdy bym tego nie zrobiła nie pozwoliłaby żeby wychowywało  się bez ojca.
Jedyna możliwością jest ucieczka tak siedzę w pociągu który wiezie mnie do Hutson małej miejscowości oddalonej o czterysta kilometrów od Nowego Jorku. Jadę do Wioletta kobiety która pomogła mi tamtej nocy, dzięki niej żyje. Isabel jest jej wnuczką której matka zginęła w wypadku pół roku po tym jak Wiol mnie przygarneła. Traktowała mnie jak córke przez co jestem jej wdzięczna, to po namowach Isabel zdecydowałam się na studia. Chciała żebym miała dobry start, w przyszłość. Oczywiście kierunek wybrałam sama.

Zostawiłam Gabe  karteczkę żeby mnie nie szukał, i podziękowała za wszystko, w pracy wzięłam urlop. Isi powiedziałam że muszę odpocząć, i wyjeżdżam ale nie powiedziałam jej gdzie. Nawet własnej babci tego nie powiedziałam, ojcu też nie a matki to pewnie nie obchodziło. Po co jej ta informacja teraz pewnie planuje ślub Sam i Nathan, albo już wszystkim ogłosiła że zostanie babcią. Pociąg zwalnia oznacza to że jestem już na miejscu zbieram swój telefon i książkę do torby wstaje i rozglądam się czy aby na pewno nic nie zostawiłam. Kiedy drzwi się otwierają i wysiadam widzę jak kobieta za mną ma z tym problem, wygląda na starszą więc podchodzę do niej.
-Mogę pomóc?
Patrzy na mnie jakbym była z kosmosu ale po chwili kiwa głową. Biorę ja za rękę jednocześnie biorąc jej bagaż z drugiej, widać że jest ciężki.
-Dziękuję Ci kochana, mało teraz takich ludzi jak ty, - uśmiecha się i dotyka po twarzy. - Życzę Ci szczęścia kruszynko.
Powolutku odchodzi w swoją stronę, chwilę spoglądam na nią. Zerkam na zegarek czwarta a  wpół do piątej babcia powiedziała że będzie czekać z obiadem. Znowu będzie na mnie zła jak się spóźnię, ruszam więc w stronę gdzie stoi taksówka. Podchodzę do niej i widzę śpiącego w nim blondyna, pukam trzy razy w okno. Ten otwiera oczy i ogląda się dookoła siebie, otwiera drzwi i uśmiecha się.
-Dzień dobry w czy mogę panience służyć?
Hhmm. Faktycznie to nie jestem już panienką tylko Panią ale cóż w tej okolicy wszyscy tak mówią.
-Może Pan mnie odwiedź do Rancza Gohert?
-Pan? Kpisz? Jesteś może z mojego roku. William jestem.
Podaję mi dłoń, robię to samo i delikatnie ja ściskam. On druga ręką otwiera drzwi.
-Zapraszam!

Po dwudziestu minutach jazdy docieramy na ranczo. Dowiedziałam się że ma dwóch braci, jeden jest starszy i też prowadzi ranczo on od czasu do czasu mu tam pomaga a młodszy wyjechał na studia i nie wraca tu.Wysiadam z samochodu a on stawia moja walizkę obok nogi, rozglądam się dookoła ostatni raz byłam tu trzy lata temu. To miejsce prawie się nie zmieniło, cisza, spokój. Babcia wychodzi z domu w fartuszku i ścierką wycierajac ręce.
-Olivciu kochanie witaj! - podchodzi do mnie i Willa.
Przytula mnie i patrzy na niego.
-William, Chłopcze chodź mam coś dla twojej mamy.
Will bierze moja walizkę i idzie za babcią. W domu jak zawsze pachnie zupą i ciastem z malinami i mango.
-Chodźcie chodźcie zupka jest ciepła to zjecie.
Babcia prowadzi nas do kuchni w której gotowe są już trzy nakrycia a ciasto jeszcze ciepłe stoi po środku.
-Siadajcie, Siadajcie.
Siadamy przy stole babcia nalewa rosołku.
-Dziekuje.
Babcia siada i je z nami, potem zabiera nasze talerze i stawia drugie danie.
-Babciu ale ja już nie mogę-Mówię po zjedzeniu połowy.
-Jedz popatrz jaka jesteś chuda prawda William.?
Zagaduje do blondyna a ten spogląda na mnie od góry do dołu.
-Noo chuda jest.
Pije sok i odkładam  na stół  sztućce.
William wstaje i zbiera się do wyjścia.
-William kiedy zaczyna się festyn?
-Aaaa zapomniał bym Pan burmistrz prosił aby pani upiekła te rogaliki. Tylko jakby Pani mogła spisać listę zakupów
-Och daj spokój zrobię! Olivia mi pomoże!
Babcia kiwa głową.
-Tak cheetnie.
-Ten festyn zaczyna się o piątej.
-Przepraszam że przerywam ale czemu jest ten festyn?
-Z okazji zakończenia budowy tej wielkiej wiaty i zebrania wszystkich plonów. W tym roku były większe trzykrotnie więc mamy powód do świętowania.
-Olivia też Pomorze przy organizacji prawda? - Babcia dotyka mnie po ramieniu.
-Tak, oczywiście że pomogę.
William się uśmiecha i zabiera koszyk który babcia mu przyszykowała. Idę za nim żeby przytrzymać drzwi. Wychodzę za nim na pełne słońce. Tutaj jest codziennie około trzydziestu stopni.
Mężczyzna pakuję rzeczy do samochodu i prostuje się.
-Miło było cię poznać do zobaczenia.
-No tak w końcu twoja babcia zrobi te pyszne rogaliki. Festyn jest w niedzielę czyli za trzy dni więc na pewno jeszcze tu przyjadę.
Czuje się niekonfortowo sam na sam z nim, wogóle czuje się źle w kontaktach z innymi facetami.
Chce odejść ale on zachodzi mi drogę
-No wiesz Olivia jutro my... To znaczy ja i paru chłopaków idziemy na imprezę i no nie wiem... Może chciałabyś iść z nami?... Będzie sporo osób.

Iść z nimi nikogo tu nie znam, nie wiem gdzie idą, po co ile osób? Boję się tego trochę, a z drugiej strony to przydałby mi się chwilą relaksu. Po tych wszystkich pojebanych wydarzeniach.
-No mogę iść.. Ale dokładnie o której mam być i gdzie?
-Nie ja po ciebie przyjadę o szóstej ok?
-Jasne to do jutra.
Will wsiada do samochodu a ja odwracam się w stronę domu. Przed schodami patrzę ostatni raz na oddalajacy się samochód Willa.
Kiedy otwieram drzwi wyskakuje za nich babcia.
-No no Olivko! Ledwo się pojawisz a chłopcy już szaleją za tobą i to nie byle jacy ale najlepsza partia w miasteczku. William to najfajniejszy z nich. Umówiliscie się? Czemu tak długo staliście przy tym samochodzie? Dobra później ale widać że mu się podobasz. Widać w oczach jak zerka na ciebie. Zakochał się w tobie.

Babcia wchodzi do kuchni a ja zaraz zwymiotuje on nie może mnie kochać.....
....
...
..
.

Fallen love(ZAKOŃCZONA) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz