Rozdział 26

17 3 2
                                    

Obracam złoty zegarek w dłoniach i uważnie przyglądam się wskazówkom. Szybko orientuję się, że wylądowałam w dwutysięcznym siedemnastym, w czasach, gdy jeszcze nie znałam Bughuula. Tym razem Temere również nic nie mówi. Wspomniał tylko, że to będzie długa podróż, ale nie zdążyłam mu nawet odpowiedzieć. Na początku zdziwiłam się, gdy zamiast w czasach, kiedy nikt jeszcze nie słyszał o telefonie czy internecie, wylądowałam tylko trzy lata przed współczesnością, ale najwyraźniej demon dobrze wiedział, co tym razem robi.

Ponownie stojąc przed drzwiami prowadzącymi do willi, biorę głęboki wdech i powstrzymuję dłonie przed dalszym drżeniem. Jeszcze nie wiem, co zobaczę, ale sam ton jakim przemawiał do mnie Temere oraz jego słowa informujące mnie, że teraz w końcu zobaczę to, po co tutaj przyszłam, świadczą tylko o jednym. Muszę być gotowa na wszystko, bo następne kilkanaście lub kilkadziesiąt minut, a może nawet kilka godzin, będę musiała znieść rzeczy, których moja psychika może nie wytrzymać.

Ale po co ja się tak stresuję? Sama siebie wpędzam w nerwy i wciskam kit, że na sto procent w tych czasach odwaliło się coś strasznego. A może tak nie jest. Może demon znowu pomylił daty, a może wielkie rzeczy, dla mnie okażą się tylko błahostką.

– Kurde, Ally. Jeśli nie ruszysz się w przeciągu kilku sekund, wiele przegapisz. A ja nie zamierzam ponownie cię cofać. Zważywszy na to, że trafiłaś w środek historii i dużo jeszcze przed tobą.

Środek historii. Przed całą tą podróżą zdążyłam ułożyć sobie plan. Moim priorytetem jest dowiedzenie się, co zrobił Bughuul, kim jest ta kobieta ze zdjęcia, łudząco przypominająca kobietę z jednego z moich koszmarów, ale i również co skrywa pierwsze nagranie. Drugim podpunktem na liście jest Stephanie i jej przerażające zachowanie.

Nie miałam więcej życzeń, ale i tak mogę spodziewać się jeszcze czegoś dodatkowego. Bo skąd mam wiedzieć, że mój mąż nie miał więcej sekretów?

– Ally! – Podnosi ton głosu, a mnie przeszywają dreszcze.

– Dobrze, dobrze.

Ostatni raz wypuszczam powietrze z płuc i kładę dłoń na zimnej klamce. Nim otwieram drzwi, w głowie powtarzam sobie, że to co dzisiaj zobaczę, niczego nie zmieni. Że nie zmienię przeszłości moich bliskich, ale również nie zamierzam więcej do niej wracać. Właśnie tak. Muszę się tego trzymać.

Przeszywa mnie chłód, gdy pojawiam się w korytarzu. Rozglądam się na boki, ale nie dostaję żadnego znaku, którym mogłabym cię kierować. Zostaje mi instynkt, który naprawdę potrafi zawodzić.

Mogę iść w lewo, bądź w prawo na górę po schodach, do salonu lub jadalni. Przemawia za mną jadalnia, ale dopiero czyjś donośny płacz, dochodzący z góry, sugeruje, że to za nim powinnam podążyć. Wchodzę po czarnych schodach, a każdy następny krok staje się dla mnie coraz trudniejszy do wykonania. Jakby coś podświadomie ściągało mnie w dół. Ale ja się nie poddaję, a po chwili zjawiam się na samej górze.

Serce wali mi jak młot pneumatyczny, a nogi przestają odmawiać posłuszeństwa, w szczególności wtedy, gdy szloch staje się coraz głośniejszy. Dopiero teraz rozpoznaję, że nie tylko jedna osoba płacze. Jednak drugi głos jest tak cichy, że to całkiem zrozumiałe, dlaczego nie słyszałam go z dołu.

Podchodzę do drzwi, łapię za klamkę i na jeden, dwa, trzy, otwieram je.

Coś podchodzi mi do gardła, i dopiero po kilku sekundach orientuję się, że to wielka gula, która uniemożliwiła mi oddychanie. Czuję, jakby coś ściskało moje płuca, a oczy same z siebie zaszły łzami. Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Że będę silna. Byłam gotowa na tak wiele. Ale... ale to tak przerażające, że boję się choćby otworzyć usta i wziąć cichy oddech. Ten widok złamał mnie na pół i sprawił, że serce roztrzaskało się na milion kawałeczków.

Wyszłam za demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz