Rozdział 36

16 2 0
                                    

Zmierzając korytarzem, usłyszę czyjś krzyk. On sprawia, że zrywam się do biegu. W trybie natychmiastowym przedostaję się do schodów, gdzie z góry dostrzegam postać, której nie spodziewałam się w najbliższym czasie. Zaciskam dłonie w pięści i skinieniem głowy daję Stephanie jasno do zrozumienia, że ma iść do Willow i zabronić jej wychodzisz z pokoju. Jeśli teraz się z nim spotka, wszystko pójdzie na marne. Zabierze ją od nas i nawet Bughuul nie będzie mógł nic zrobić. Póki jest z nami, w domu otoczonym z każdej strony ochroną, jest bezpieczna.

Powoli schodzę po schodach, kurczowo trzymając się barierek. Gdyby Bughuul dowiedział się, że sama chcę stawić czoła Lewiatanowi, wściekłby się do granic możliwości.

Jego błękitne oczy, wpadające w odcień morskiej wody, spotykają się z moimi. Wszystkie mięśnie jakie ukrywa pod białą koszulą i marynarką, napinają się i jeszcze mocniej mogę je dostrzec. Widać, że jest wkurzony i pewnie gdyby mógł, zionąłby teraz ogniem.

– Czego chcesz? – pytam najpewniej, jak tylko potrafię.

Facet jest ode mnie wyższy o dobre trzydzieści centymetrów. Jednym skinieniem palca mógłby mnie zmieść z powierzchni Piekła.

– Zejdź mi z oczu – warczy, robiąc krok w moją stronę. – Albo najlepiej mi ją przyprowadź.

– Nie wiem, o czym ty mówisz – kłamię.

Demon wybucha głośnym śmiechem, po czym przejeżdża dłonią po blond włosach i ponownie raczy mnie pełnym nienawiści spojrzeniem. Gdyby nie fakt, że próbuję chronić przyjaciółki i jestem w domu otoczonym ochroną, pewnie spieprzałabym gdzie pieprz rośnie.

– Moja dziewczyna tutaj jest. Wiem to doskonale. Jeżeli myślisz, że możesz pogrywać ze mną w te gierki, to naprawdę mi przykro, że niszczę twoje nadzieje. – Wskazuje palcem na schody. – Masz minutę, by mi ją tutaj przyprowadzić.

– Bo co? – Podnoszę do góry jedną brew.

Boję się, ale z drugiej strony wiem, że nic mi nie zrobi. Gdyby mnie uderzył, Bughuul rozszarpałby go na strzępy. On doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

– Co on tutaj robi? – Słyszę warknięcie zza moich pleców. Po chwili czyjaś silna ręka oplata mnie w talii i odciąga od zdenerwowanego demona. – Masz stąd spieprzać! – krzyczy Peter.

– Dobrze, nie chcecie mi powiedzieć, gdzie się ukrywa, to sam po nią pójdę. – Rusza w stronę schodów, ale blondyn w miarę szybko reaguje. Odcina mu drogę, po czym łapie go za poły marynarki i cały się napina.

– Nawet nie próbuj na nią patrzeć.

Lewiatan z całą siłą odpycha Petera, który ląduje na podłodze. Piszczę przerażona, widzą, jak demon jednym machnięciem dłoni poradził sobie z blondynem.

– Masz zostawić ją w spokoju! – Z mojego gardła nie wydobywa się przerażający ryk, a pisk. Pisk tak głośny i rozpaczliwy, że wszystkie szklanki z zasięgu kilku metrów od razu by pękły.

– Właśnie. – Unoszę głowę do góry, a wtedy zauważam Kate, która postanowiła wyjść z pokoju. – I tak skończysz w więzieniu, więc nie pogarszaj swojej sytuacji.

Lewiatan zdaje się nie przejmować jej groźbami. Prycha pod nosem.

– Ona cię nie kocha. Nigdy do ciebie nie wróci. – Peter wstaje i gotowy by podążyć za demonem, stawia pierwszy krok na schodach.

– Tylko mi nie mów, że to przez ciebie postanowiła mnie zostawić – warczy, odwracając się na schodach. Całą złość kieruje w kierunku chłopaka. Po raz pierwszy zaczynam się o niego bać.

Wyszłam za demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz