Rozdział 13

13 3 6
                                    

Po raz kolejny czuję łaskotanie w nosie, po czym kicham na cały dom. Później robię to jeszcze sześć razy, aż w końcu, siedzący obok mnie Peter obdarowuje mnie spojrzeniem, które byłoby w stanie zabić. Wytykam mu język i znowu kicham. Najwyraźniej nawet nieśmiertelni czasami chorują.

W końcu jest mi dane się uspokoić, ale wnerwiającą rolę przejmuje blondyn. Jego nos robi się czerwony, zresztą tak samo jak policzki ze złości.

– No kurwa – warczy, gdy Bughuul przykłada mu do czoła mały termometr wyglądający jak pistolet. – Jeśli będę chory w tym tygodniu, to ci tego nie daruję. – Wskazuje na mnie palcem, po czym znowu kicha.

– Taaa – przeciąga demon. – Trzydzieści osiem i pół. Wygląda na to, że zostajesz w domu.

Ja na szczęście nie mam gorączki, ale wcale bym się nie zdziwiła, gdybym za chwilę ją dostała. Czuję się fatalnie. Zatkane zatoki, ból gardła i te cholerne osłabienie. Mam ochotę uderzyć się w twarz za to, co wczoraj zrobiłam. Może gdybym bardziej uważała, dzisiaj nie byłabym przeziębiona. Zresztą Peter też pluje sobie w brodę.

Po tym jak Tiffany opuściła nasz dom, wyszłam z psem na dwór. Pech chciał, że Peter znajdował się ode mnie w zasięgu kilku metrów. Gdy ja byłam zajęta wyprowadzaniem psa, idiota – bo inaczej nazwać go nie mogę – przestraszył zwierzaka. Pies jak to pies. Pobiegł w głąb ogrodu, a ja w te pędy pognałam zaraz za nim. Peter również mi pomógł, ale to tylko dlatego, że zagroziłam mu wykastrowaniem. Musiał wziąć mnie na poważnie, ponieważ ruszył do pomocy. Po kilku minutach znaleźliśmy się bardzo daleko od domu bez parasoli czy choćby kapturów, a zaczęło cholernie lać. Do domu wróciliśmy przemoknięci, ale na szczęście ze zgubą. Już wtedy wiedziałam, że rano nie będę się za dobrze czuć. Bughuul nafaszerował mnie witaminkami i kazał się wygrzewać, ale najwyraźniej domowe sposoby nie uratowały mnie przed chorobą.

– Mam dzisiaj ważny trening. Prędzej wyskoczę z czwartego piętra niż zrezygnuję.

– Wolałbym żebyś tego nie robił – śmieje się jednocześnie zbierając jakieś leki ze stolika. – Trzeba było się nie gonić po dworze podczas ulewy. Nawet pięcioletnie dziecko wie, że to szczyt idiotyzmu.

Jedynym plusem przeziębienia jest odmówienie spotkania ze Tiffany. Może jednak dam radę przeżyć ten dzień.

Peter przeklina pod nosem, po czym każe nam wynosić się z jego pokoju. Na do widzenia kicham cztery razy.

– Powiedz, że znasz magiczny sposób na takie katarki. – Składam ręce jak do modlitwy.

– Ciepły koc i herbata. – Obejmuje mnie ramieniem, a ja przewracam oczami.

– Co z ciebie za demon...

***

Nigdy nie lubiłam chorować. Zresztą, kto lubi? Jako małe dziecko dość często trafiałam do szpitali, ponieważ moje „przeziębienia" kończyły się wielką gorączką, której nie można było zbić, a nawet omdleniami. Podejrzewali u mnie wiele chorób, ale ostatecznie przypisali temu wiek dojrzewania i „specyficzny sposób przechodzenia chorób". Nie uspokoiło to moich rodziców, więc, gdy tylko zaczynałam okazywać pierwsze objawy przeziębienia, rodzice zabraniali mi chodzić do szkoły. Do dziś pamiętam zazdrosnego Alexa, który nie mógł się pogodzić z moim fartem, który fartem nie był.

Teraz zamiast nadopiekuńczych rodziców, mam nadopiekuńczego faceta. Serio, Bughuul przechodzi dzisiaj samego siebie. Jest w stanie stanąć na głowie, bym tylko wyzdrowiała. Biega po nowe herbaty, opatula mnie kocem, dba bym brała leki na czas i najważniejsze, jest przy mnie. Peter nie chciał niczyjej pomocy, więc demon całą uwagę poświęcił na mnie.

Wyszłam za demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz