Rozdział 37

17 2 0
                                    

Czasami nie mogę uwierzyć w swoją głupotę. Jak mogłam nawet nie sprawdzić piętra, na którym winda się zatrzymała, i tak po prostu z niej wysiąść. W mgnieniu oka znalazłam się w miejscu, które jest odległe od biura Bughuula. To już szósty taki sam korytarz, który przeszłam, albo cały czas błądzę w kółko i tylko mi się wydaje, że idę do przodu. Nawet nie ma tutaj żadnego demona, którego mogłabym spytać o drogę. Mogłam być grzeczniejsza w stosunku do kobiety, która przywitała mnie na samym dole. Może powiedziałaby mi, gdzie mam się kierować. Tymczasem głupiutka Ally stwierdziła, że najlepiej będzie jeśli pokaże, że sama umie sobie poradzić. Już nawet zapomniałam, o co jestem zła na mojego męża. Teraz chciałabym tylko się stąd wydostać.

Podbiegam do windy, która właśnie się zatrzymała. Jakie jest moje zaskoczenie, gdy zamiast jakiegoś „normalnego pracownika", który nie oplułby mnie jadem, ponownie spotykam Olimpię. Jej triumfalny uśmieszek mówi mi, że ma gdzieś moje poprzednie słowa i bardzo cieszy ją widok zagubionej mnie. Ona pewnie zna tą kancelarię jak własną kieszeń i poruszanie się po niej nie stanowi dla niej żadnego problemu. To kolejna rzecz, której w niej nie lubię. To nie fair, że jako żona Bughuula, praktycznie nic nie wiem o miejscu, w którym pracuje, a ta flądra wie o nim wszystko i jeszcze może się tutaj panoszyć...

– Biedna Ally. – Wystawia dolną wargę, jednocześnie przechylając głowę w bok. Do piersi przyciska stos papierów, który być może musi zanieść Bughuulowi. A może i nie...

– Nie zgubiłam się – mówię nerwowo. – Tylko zwiedzam.

– Oczywiście. – Mierzy mnie triumfalnym, a jednocześnie pełnym pogardy spojrzeniem.

Ona nigdy się nie zmieni. Choćbym przez cały dzień tłumaczyła jej, dlaczego nigdy już nie będzie z moim facetem, ta i tak będzie udawać, że nie istnieję. Nie żeby wkurzało mnie, że mnie olewa i traktuje jak śmiecia, ale to, że kręci się koło niego już mnie irytuje.

– Wiesz, Bughuul właśnie zbiera się do domu – oznajmia, wychodząc z windy. – Zamykamy za jakieś – unosi rękę, by przyjrzeć się złotemu zegarkowi – dziesięć minut. Radzę ci szybko zaprzestać zwiedzanie, bo inaczej spędzisz tutaj całą noc.

– Dzięki za radę. – Uśmiecham się od niechcenia.

Zdenerwowana swoją głupotą, wkładam dłoń do tylnej kieszeni spodni, by wyjąć telefon i przyznać się przed Bughuulem, że zgubiłam się w jego kancelarii. Okazuje się jednak, że nie wzięłam ze sobą komórki.

– Cholera! – wściekam się na siebie. Przecież nie zamkną budynku, jeśli zobaczą na kamerach, że szlajam się po korytarzach. No chyba, że aktualnie nikt przy kamerach nie siedzi, co by było wytłumaczeniem dlaczego nikt jeszcze nie przyszedł mi pomóc.

Nawet jeśli zjadę na najniższe piętro, to nadal nie znam swojego położenia i zanim trafię do recepcji może minąć kilkanaście albo i kilkadziesiąt minut.

Zaciskam usta w wąską kreskę i wchodzę do windy. Będę tego żałować, ale wciskam przycisk i zamiast zjechać na parter, ruszam do góry. Mam wrażenie, że wycieczka na ostatnie piętro trwa w nieskończoność, ale może to też przez nerwy, które nie dają mi spokoju.

Okazuje się, że intuicja mnie nie myliła, a biuro mojego faceta znajduje się właśnie tutaj. To środkowe drzwi na końcu korytarza. Po bokach również znajdują się jakieś wejścia, co może sugerować, że Lewiatan również miał tutaj swoje miejsce. Choć ciężko mi to przyznać Olimpia musi mieć swój pokój zaraz po przeciwnej stronie.

Ignoruję uczcie zazdrości i kieruję się do środkowego pomieszczenia. Łapię za klamkę, ale zamiast oporu, drzwi lekko się otwierają i wpuszczają mnie do środka.

Wyszłam za demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz