Trzymałem się kurczowo bluzy mojego hyunga, gdy wraz z dziwną grupą odmieńców przemierzaliśmy las, by na nowo znaleźć się w jak się wstępnie dowiedziałem, miejscu gdzie czasowo zamieszkiwali.
Otaczała nas przenikliwa cisza, której nikt nie ważył się zakłócać.
Możliwe iż było to spowodowane moim bezuczuciowym powitaniem z hyungiem.
Nie było płaczu.
Nie było rzucania się sobie w ramiona.
Nie było nawet uśmiechu.
Po prostu stałem i patrzyłem wprost w jego oczy, chcąc przekazać mu tym wszystkie swe uczucia, lęki, emocje.
Chcąc za pomocą jednego spojrzenia opowiedzieć mu te wszystkie lata bez niego.
Przekazać tak straszliwą tęsknotę.
Ból porzucenia, nawet jeśli nie miał wpływu na to czy i kiedy mnie zostawi.
Ten wszechobecny strach iż nie ujrzę go już ponownie.
Doświadczenie krwawo zdobyte przez te długie lata.
Rany zadane mi, gdy mojej jedynej ochrony na świat i cierpienie, nie było przy mnie.
By pokazać mu jak wiele się zmieniło, a zarazem jak nie zmieniło się nic.Chciałem oddać to wszystko jednym spojrzeniem, wyrażającym tak wiele, będącym tak wyjątkowym i niezwykłym iż tylko mój hyung na nie zasługiwał i tylko on mógł je zrozumieć.
Było to powitanie, które idealnie odzwierciedlało naszą relację.
Powitanie które mówiło "Jestem. Nawet jeśli tego nie widzisz. Nie czujesz. Nawet jeśli moja dłoń nie trzyma twojej. Nawet jeśli nigdy nie usłyszę twojego radosnego śmiechu, który zalewał me serce dziwnym spokojem i szczęściem. Nawet jeśli wszystko nas rozdzieli, wszystko będzie przeciw nam. Ja wciąż pamiętam. Ja wciąż widzę obraz nas razem sprzed laty, gdy tylko zamknę swe oczy. Ja wciąż będę. Nie zapomnę. Nie odrzucę cię i nie odwrócę się od ciebie. Byłem, jestem i będę. Tak jak i my mieliśmy trwać razem."
Powitanie, które nie potrzebowało jakichkolwiek zapewnień.
Wszystko zostało już powiedziane.Może to właśnie dlatego nikt nie potrafił zrozumieć dlaczego Seokjin po prostu roześmiał się na mój pozorny brak reakcji na jego widok i jak gdyby nigdy nic podszedł potarmosić moje poplątane od snu i ucieczki włosy, niczym starszy brat wobec małego uroczego rozrabiaki, którym kompletnie nie byłem. A już zupełnie w ich oczach.
Tylko on doskonale rozumiał moje zamiary.
Moje intencje i pragnienia.
Nie potrzebował moich tłumaczeń, zapewnień.
Uzupełnialiśmy się nie tylko przez bagaż wspólnych doświadczeń, lecz także poprzez dziwne, bezsłowne wzajemne porozumienie.
Nikt tego nie rozumiał. I nie musiał.
To byliśmy my i nasza wyjątkowa relacja, której nikt nie miał prawa podważać.
Nikt nie miał prawa nam jej odebrać.Może to właśnie dlatego, gdy dotarliśmy ponownie do czegoś na wzór obozowiska, wszyscy rozeszli się pozostawiając naszą dwójkę samym sobie.
Hyung o nic nie pytał.
O mój wcześniejszy wybuch i ucieczkę.
O wypadek.
O to, że pierwszy raz w życiu opuściłem sierociniec.
Ja też nie pytałem.
Nie musiałem.
Wiedziałem, że hyung powiadomi mnie o wszystkim co istotne prędzej czy później.
A nadeszło to nader szybko.Hyung poprowadził mnie przez obozowisko. Było ono małe, jednak zawierało wszystko co najpotrzebniejsze do przeżycia. Składało się ono z kilku zbitych z desek małych chatek, których większość posiadała jedynie jedną ścianę i dach, będąc otwartymi na otaczającą ją przyrodę. Właściwie tylko dwa pomieszczenia można było nazwać owymi chatami. Była to prowizoryczna toaleta oraz jedna z dwóch sypialni. Druga pozostawała otwarta, jak i kuchnia wraz z dziwnym pomieszczeniem osłoniętym jedynie dachem i zagospodarowanym jedynie w najróżniejsze rodzaje broni. W centralnej części znajdowało się pokaźnej wielkości miejsce na ognisko, a wokół niego ułożone zostały pnie by wieczorem zgromadzać się razem i naradzać w otoczeniu wiernych, nocnych słuchaczy w postaci gwiazd i samotnie oświecającego im mrok, księżyca.
To tam właśnie prowadził mnie mój hyung.Gdy posadził mnie na jednym z pni, samemu zajmując miejsce naprzeciw, zalała mnie nagle fala irracjonalnego wstydu. Nie mam pojęcia dlaczego tak się poczułem, ale uczucie było na tyle silne, że opuściłem swój wzrok i kopiąc butem trawę pod moimi nogami marzyłem by zlać się z otoczeniem.
Przez cały ten czas Seokjin mierzył mnie swym czujnym spojrzeniem, właściwie od naszego pierwszego ponownego spotkania nie spuszczał ze mnie wzroku.
Tylko dzięki niemu wciąż jeszcze tu byłem, nie uciekając w popłochu.
Przyjemnie gładka dłoń pogłaskała lekko mój policzek, a moje wystraszone oczy spotkały te spokojne i czułe.
Wiedział, że nienawidziłem dotyku.
Wiedział też, aby nie słuchać tego co próbuje wmówić innym jak i sobie.
Poznał tą moją bezpieczną otoczkę, którą się zasłoniłem i użył ją przeciw mnie.
Przejrzał mnie o wiele wcześniej, nim ja sam zdołałem poznać samego siebie.
Czasami czuje, że nadal tego nie zrobiłem.
I wtedy właśnie przypominają mi się oczy hyunga, jakby niemo przekazujące mi "Jest ok. Nie masz się czego bać. Na wszystko przyjdzie pora."
Tak było i tym razem. Moje rozkołatane serce przywróciło swój normalny rytm, a lekki uśmiech wdarł się na usta.
CZYTASZ
νύχτα | Taekook |
Fanfiction|Ταεκσσκ, mγτhσlσgγ αυ!| "Gωιαzδγ błσgσsłαωιą mrσκ, bσ ση ρσzωαlα ιm błγszczεć."