Unrestrained sky

61 16 50
                                    


*Tae*


-Chłopcze, ktoś z ludzi, których zowiesz rodziną życzy wam śmierci.


Kłamstwo.

Oczywiste kłamstwo.

Jednak, na dźwięk owych słów, mocny niewidzialny supeł związał się gdzieś w moim podbrzuszu i z każdą sekundą zaciskał się coraz to mocniej, pozbawiając mnie oddechu. Wszystko inne straciło wartość.

Zdrada.

Tylko to jedno słowo brzmiało w mojej głowie, odbijając się w niej niczym echo.



-To niemożliwe. -wydusiłem z siebie ciężko, sam czując jak fałszywie brzmią te słowa. Jak miękko, jak niepewnie, jak żałośnie.

Ja sam nie mogłem wyglądać teraz lepiej.
Wspierając się na drżących dłoniach, z pozbawioną emocji twarzą utkwioną w ziemię.
Z załzawionymi oczami i rozdartym sercem.
Musiałem wyglądać tak marnie, jak jeszcze nigdy.

To wszystko mnie przerastało, docierało powoli i niszczyło od środka.
Nie potrafiłem się z tym wszystkim pogodzić.
Wypierałem to wszystko ze świadomości, bo tak było mi łatwiej.
Tak było prościej, lżej.

Świat w którym mój Ggukie wciąż żył.
W którym jego uśmiech, wciąż mógł rozświetlić mój dzień. W którym jego oczy lśniły tak jasno niczym gwiazdy, które oglądaliśmy. W którym wciąż mogłem tulić się do niego udając sen, a ten mimo zmieszania czy niechęci nie odrzucał mnie. W którym zasypiałem i budziłem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdyż za każdym razem otwierając oczy mogłem widzieć jego piękną twarz. W którym mogłem kochać, nawet pomimo obawy bycia odrzuconym. W którym mimo ciszy, słyszałem więcej niż zwykłbym. W którym każdy nowy dzień był jak przygoda, którą chce przeżyć, zabijając okrutną monotonię. W którym czułem że naprawdę żyje.


Świat, gdzie żaden z moich przyjaciół nie spiskował przeciw nam.
W którym nadal byliśmy szczęśliwą rodziną, ze swoimi dziwactwami. W którym nie musiałem się bać o to co i komu powiem. W którym każde słowo było przepełnione śmiechem i miłością, nie kłamstwem i zdradą. W którym mógłbym z czystym sercem rzucić się w ogień za każdym z moich towarzyszy, będąc pewnym, że oni zrobili by dla mnie to samo.


A zamiast tego pozostał mi świat gdzie moja miłość, tym razem naprawdę nie mogła wypowiedzieć choć jednego słowa. Gdzie moje serce było skazane na ból i pustkę.
Świat, gdzie każdy mógł mnie zdradzić, wyrywając tym mój i tak już roztrzaskany, niezdalny do dalszego funkcjonowania parszywy organ.


Mogłem zaprzeczać, ale prawda się o mnie upomniała.
Wtargnęła do mojego umysłu, mącąc w nim i dopraszając się o uwagę.
Nie potrafiłem wciąż zakłócać jej pełnych desperacji wrzasków.
Musiałem w końcu ją przyjąć, nie ważne jak trudna dla mnie ona była, jak bardzo zmieniała ona mój świat, otwierając ponownie bliznę z przeszłości, o której miałem nadzieje już nigdy nie wspominać.


Poczułem obcą dłoń na moim ramieniu, wyrywającą mnie z tego dziwnego odrętwienia i zgubnych przemyśleń. Uniosłem wzrok na zmartwioną twarz Jimina i dopiero wtedy pojąłem, że po moich policzkach płyną łzy.

νύχτα  | Taekook |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz