Moje beznamiętne ciało ciągnięto przez spowite nocą podwórze. Krzyki hyungów niknęły wśród mroku, a z każdym krokiem moich oprawców, twarze przyjaciół stawały się coraz mniej wyraźne
Obolałe ciało wlekło się bez sił, krzywdzące słowa raniły me uszy.Rzucono mnie bezlitośnie gdzieś w bok, niczym nic nie wartą rzecz.
Ktoś splunął mi prosto w twarz, ktoś inny kopnął mnie w obolałe żebra, a moje ciało wygięło się w nienaturalny łuk.Chciałbym krzyczeć, by dały mi tak upragniony spokój.
Chciałbym krzyczeć, by hyungowie wiedzieli że wciąż żyje.
Chciałbym krzyczeć, by ulżyć sobie w bólu, by wyrazić swe cierpienie, by w końcu wyrazić mą niezaprzeczalną słabość, skrytą pod fasadą obojętności.Ale moje nędzne ciało nie było zdolne do krzyku.
Do czegoś tak prostego.
Do czegoś tak naturalnego.Byłem zepsuty i doskonale o tym wiedziałem.
Chciałem wpasować się w świat tych wszystkich normalnych, doskonałych wręcz ludzi, przyjmując ich nawyki, starając się żyć jak oni. Lecz prędzej czy później w końcu poznawali kim jestem naprawdę.
Oszustem.
Felerną podróbką człowieka, której nie chce naprawić.
Nikt nie chce dać poczucia, że jest normalna.
Ktoś chwycił mnie za kołnierz i uniósł nad ziemię. Materiał nieprzyjemnie wbijał się w moją szyję, a ja zaciskałem pięści powtarzając sobie że wytrzymam.
Nie chciałem otwierać oczu, bałem się tego co zobaczę.Po tak wielu konfrontacjach dotyczących mojej zauważalnej wady, powinienem już nabyć jakieś wspaniałe techniki do obrony, wiedzieć co robić, jak się zachowywać. Jak ranić, nie być ranionym.
No cóż...
Zawsze robiłem wszystko na opak.
"My z łatwością nauczymy go mówić."
Te słowa wciąż na nowo pojawiały się w mojej głowie.
Wrzeszczały, rozsadzając mnie od środka.
Było dokładnie tak jak kiedyś.W sierocińcu nigdy nie było kolorowo, a już tym bardziej jeśli jakkolwiek się wyróżniałeś.
Miałeś fory, talent, mocny charakter, bądź różniłeś się fizycznie od reszty.
To był twój bilet wprost do najmroczniejszych czeluści piekła, najbardziej oddalonych, nie podlegającym żadnym regułom, gdzie jedyną radością był ból.Twój ból.
Już kiedyś słyszałem dokładnie te same słowa.
Wiele lat temu, gdy kilku chłopców popisując się przed dziewczyną, podczas naszego przydziału do pomocy w kuchni, postanowiło udowodnić wszystkim, że niemowa może przemówić.
Zapytacie jak?
Otóż żadna zachęta nie działa tak dobrze jak ból.
Cierpienie, oto właśnie odpowiedź.Na początku po prostu złapali mnie za ręce i przyszpilili do podłogi, jakby sami do końca nie wiedzieli co ze mną począć.
Byłem przerażony, szarpałem się póki nie straciłem sił, a nawet dłużej, ale nie mogłem im się wyrwać. Byli zbyt silni, a ja tylko jeden.
Reszta towarzystwa tylko patrzyła, może tak samo przerażeni jak ja, może tak samo zafascynowani i podekscytowani jak moi oprawcy.
Nikt się nie odezwał.
Nikt nie zareagował.Podwinięto mi rękawy, a nóż którym wcześniej starannie obierałem ziemniaki, został mi odebrany i przyciśnięty do nadgarstków.
Nie wierzyłem, że zrobią mi cokolwiek przy tak wielu osobach, ale gdy umówili się, że w razie gdyby zostali przyłapani, winę zrzucą na niezwykle realny oraz tak samo nagły atak, podczas którego zacząłem samookaleczać się własnym nożem, podważyłem słuszność mojej niewiary.
Jednak już tym bardziej nie wierzyłem, gdy wszyscy wokół przytaknęli na to zgodnie, bez słowa sprzeciwu.
CZYTASZ
νύχτα | Taekook |
Fanfiction|Ταεκσσκ, mγτhσlσgγ αυ!| "Gωιαzδγ błσgσsłαωιą mrσκ, bσ ση ρσzωαlα ιm błγszczεć."