Od wielu dni błądziliśmy zupełnie bez celu. Tak jak podejrzewałem, żaden z moich towarzyszy właściwie nie wiedział gdzie konkretnie powinniśmy się udać, co dokładnie robić. Błądziliśmy jak we mgle, a przyświecał nam jeden cel.
Odnaleźć Wyrocznię Delficką.
Wydaje się to całkiem proste i niewymagające zbyt wiele wysiłku. Ot, znalezienie jakiejś kobiety. Chociaż nie jakiejś. Przecież Wyrocznia powinna znajdować się w jakimś konkretnym miejscu i wyróżniać się z tłumu, przez swój ubiór bądź zachowanie.
Cóż więc trudnego?
Otóż żaden z nas nie miał nigdy nic z nią do czynienia i nie mieliśmy pojęcia, gdzie choćby zacząć nasze poszukiwania.
Chłopcy beznadziejnie wierzyli w swoją przełożoną, w jej misterny plan, który ponoć ułożyła i od której nie mieliśmy zupełnie żadnej wiadomości od czasu spotkania z niezwykłym łabędziem.
Ja byłem zgoła innego zdania. Nie znałem tej kobiety, czy kimkolwiek, bądź czymkolwiek ona była. Nie miałbym z nią zupełnie nic do czynienia, gdyby nie to, że hyungowie wspominali jej imię stosunkowo często, zwłaszcza ostatnio, tak jakby ich nadzieja została na na nowo podbudowana, a owa Olympia była tego główną zasługą.
Nie wierzyłem w jakiś większy plan, nie wierzyłem właściwie w nic czego nie mogłem samemu potwierdzić, a brak odzewu z jej strony, jakiejkolwiek podpowiedzi czy chociażby wskazania dalszej drogi, tylko mnie w tym utwierdzał.
Jedyne w co wierzyłem to moi hyungowie.
Ufałem Seokjinowi, a on ufał im.
Poznałem już ich na tyle przez te wszystkie dni, że wiedziałem iż nie są niespełna rozumu i nie pisali by się na coś co zagraża życiu któregokolwiek z nas, jak i że gdyby naprawdę w to nie wierzyli, nie opuszczali by obozu tak ochoczo, zwłaszcza jeśli nie mieliby pojęcia co właściwie czeka ich dalej.
Postanowiłem im zaufać.
Podążałem za nimi zupełnie w ślepo, jako jedyny chyba z jakimkolwiek lękiem i wątpliwościami.
Pomimo tego nie kwestionowałem ich czynów, w końcu w razie niebezpieczeństwa nie łączyło mnie z nimi nic, co sprawiłoby że zostałbym przy ich boku.
Chociaż....
Już nie chodziło jedynie o mnie i moje nędzne życie.
Teraz liczył się także hyung, a ten zdawał się do nich niezwykle przywiązany.
Może nawet bardziej niż do mnie?
W końcu minęło tyle lat odkąd mnie opuścił, dla niego mogłem być jedynie głupim dzieciakiem, którym opiekował się z czystej litości. Chłopcem z bidula, który tak jak on doświadczył czystych uroków tego miejsca. Który jak i on narażony był na szyderstwa i znęcanie przez okropne dzieciaki.
Stałem się czymś co łączyło go z przeszłością, czymś wesołym i smutnym zarazem. Wspomnieniem o przeszłości, której nie każdy wolałby pamiętać.
Nie byłem już jego rodziną.
Nie byłem jedynym w jego życiu.
Teraz to nie na mój widok usta hyunga rozszerzały się w uśmiechu.
Podczas, gdy on pozostał dla mnie jedynym. Jedynym hyungiem, jedynym autorytetem, jedyną bliską osobą. Tak ja dla niego byłem zamienny.
W końcu na co komu użerać się z jedynym niemym dzieciakiem, skoro można przyjaźnić się z wesołą piątką zupełnie normalnych chłopców?Przełknąłem nieprzyjemną gule w gardle i jeszcze mocniej opuściłem głowę, modląc się by moja przydługa już grzywka, zasłoniła zaszklone oczy.
Od kilku godzin Seokjin hyung uczył mnie zaplatać koszyki z wikliny.
Każda mała rzecz była nam teraz niezwykle przydatna, gdyż nie mogliśmy zabrać ze sobą zbyt wiele z obozu, a zapasy wciąż się kończyły. Co prawda Hoseok ciągle powtarzał, że mógłby pójść do sklepu i zakupić najpotrzebniejsze rzeczy za jedno złote jajko, jednak z jakiegoś powodu reszta zgodnie przyznała, że nie wolno nam udawać się w miejsca gdzie są ludzie, a już tym bardziej samotnie.
Przemierzaliśmy więc drogę lasami, chodząc po od lat nie używanych ścieżkach. Spaliśmy gdzie tylko mogliśmy, a nikt w imię wyższej sprawy, nie narzekał na niedogodności i niewygody.
No, nikt z wyjątkiem Hoseoka.
Westchnąłem kończąc w końcu głęboki kosz, który miałem zamiar podarować Hoseokowi, by to w nim trzymał swoją kurę podczas całej podróży.
Zwolniłem swe ruchy, spoglądając niezauważenie na pochłoniętego w swej pracy Seokjina. Najróżniejszej wielkości i kształtów koszyki piętrzyły się przy jego osobie. Każdy z nich miał już zapewnioną funkcje. Jedne były przeznaczone na leki i mikstury tworzone przez hyunga, kolejne na zapasy wody i jedzenia, którego w zawrotnym tempie niestety ubywało, inne zaś miały zostać podarowane reszcie, by i oni zrobili z nich pożytek.
CZYTASZ
νύχτα | Taekook |
Fanfiction|Ταεκσσκ, mγτhσlσgγ αυ!| "Gωιαzδγ błσgσsłαωιą mrσκ, bσ ση ρσzωαlα ιm błγszczεć."