a negligible amount of it.

80 16 18
                                    



Było mi dziwne przyjemnie. Wszystkie moje mięśnie, umysł, całe wręcz ciało było odprężone. Przyjemność witała mnie w swych objęciach usypiając rozsądek.
Usypiając...
Sen...


Wziąłem głęboki wdech, doskonale wiedząc na co sobie pozwoliłem.
Zasnąłem.
Zasnąłem mimo, że nie mogłem.
Mimo własnych starań, obietnic i działań.


Zawsze musiałem coś schrzanić.
Mimo początkowych chęci, zrobić coś zupełnie na opak.
Powtarzać sobie i innym jedno, a robić drugie.
Być tak dwulicowym i przebiegłym w swych najmniejszych kłamstwach, że można się w tym zgubić.
Nienawidziłem siebie za to.
Nienawidziłem siebie za to i za wiele innych, równie okropnych rzeczy.
Nienawidziłem siebie.


-Myślisz, że powinniśmy ich budzić? -rozległ się cichy głos gdzieś za mną.

-Oczywiście! To będzie zabawne widzieć ich tak skołowanych! -roześmiał się ktoś w odpowiedzi.

Spiąłem się spodziewając się zarazem iż to ja jestem głównym obiektem rozmowy. Zawsze tak było, zwłaszcza jeśli rozmawiano szeptem.
Jestem niemową, ale niestety wciąż słyszę doskonale.

-A on nie miał przypadkiem nigdy nie zasypiać? -zamarłem. Dziewczęcy głos, który tak rzadko było mi dane słyszeć, właśnie zabrał głos wzdychając przy tym głośno. Poczułem niepokój, ogromny niepokój, jak zawsze gdy jestem w jej pobliżu.

Otworzyłem w końcu oczy, lecz zamiast sylwetek wpatrujących się ze mną z wyrzutem i rozbawieniem, bądź choćby widoku nieba, nie zobaczyłem nic.
Dosłownie nic.
Czarną plamę.
Na przemian zamykałam i otwierałem swe oczy, jednak to nic nie zmieniało, obraz wciąż pozostawał ten sam. A raczej jego brak.
Byłem przerażony, z każdą chwilą czułem jak moje ciało coraz bardziej się trzęsło, a mój oddech stawał się coraz bardziej przerywany.
Czyżbym teraz stracił wzrok?
Czy już do końca życia zostanę ślepym niemową, niemożliwym do dalszego funkcjonowania w społeczeństwie?
Co wtedy?
Powinienem ze sobą skończyć?
Jak powinienem to zrobić?
Nie dam sobie rady, będąc aż tak zepsutym, nie dam so-


Zupełnie niespodziewanie czarna plama przede mną poruszyła się, a wraz z nią moje ciało.
Powoli przeniosłem spojrzenie na bok, wodząc wzrokiem po plamie i dostrzegając jak zamienia się ona w krótki rękaw, a on w rękę oplatającą szczelnie moje ciało.
Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech, a moje płuca wypełnił tak dobrze mi znany zapach.
Jakże mogłem się nie domyśleć?
Taehyung.

Najlepiej jak potrafiłem, ale wciąż nieumiejętnie wyrywałem się na wszystkie strony kopiąc i szarpiąc. Moje usta otwierały się szeroko, a struny głosowe zaciskały, nie wydobywając jednak z siebie żadnego dźwięku.

Były zepsute, tak jak i ja.
Jak niesprawny do grania instrument, który już nigdy nie wyda z siebie dźwięku.
Miałem całe życie by przywyknąć do tej myśli, jednak czułem zbyt wielki żal by się z tym pogodzić.
Żal do siebie, do rodziców, sierocińca, dzieciaków.
Żal do wszystkich i wszystkiego.
Gardło ścisnęło się boleśnie, a oczy wypełniły się łzami.
Moje ciosy stawały się mniej celne i bolesne, na co zostałem na nowo przyciągnięty do ciała mojego towarzysza. Wciąż udawał, że śpi, gdy mimo to uderzałem go coraz słabiej w klatkę piersiową. Powoli me ciosy ustały, a ja głośno dysząc osunąłem się na ciepłe ciało przede mną. Moja głowa bezsilnie spoczęła na obcej piersi, a ramię oplatające mą talię zacisnęło się delikatnie przybliżając nasze ciała nawet bliżej. Słyszałem jak Taehyung wzdycha sennie, mamrocząc przy tym coś niezrozumiałego.

νύχτα  | Taekook |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz