- Mamo! Tato! Ja nie chcę! - krzyknęła jakaś młoda dziewczyna w wieku 18 lat.Marinette przeszła obok nich najszybciej jak mogła,ukrywając swoją lewą dłoń. To na niej widniała zielona kropka,oznaczająca,że może prowadzić normalne życie. Jak narazie.
Normalność tego miasta została już dawno wymazana.
Każdego dnia,każdy modli się,aby ich dziecko,które ukończyło 18 lat nie otrzymało czerwonej kropki. Oznacza ona defitywną śmierć.
A dzieję się to na całym świecie,przez masowe przeludnienie. I to już od prawie 4 lat. Od 4 lat ludzie,żyją w wielkim strachu ale jak i nadziei.
- Hej,Al. - szepnęła Marinette,wchodząc do mieszkania mulatki.
Alya siedziała w tym czasie na sofie z kolanami podsuniętymi pod brodę.
Ona w przeciwieństwie do pół chinki,miała niebieską kropkę,która oznaczała,że ktoś oddał za nią życie.
Taką osobą był Nino.
- Hej,Mari. - mruknęła niemrawo,poprawiając swoje,od jakiegoś czasu,krótkie włosy. - Jak tam na mieście?
Marinette usiadła obok niej i oparła się plecami o siedzenie,głośno wzdychając.
- Dziś znowu widziałam kolejną osobę z czerwoną kropką. - przyznała,przejeżdżając siebie dłonią po twarzy.
Alya pokręciła głową i mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem.
- Mówiłam Ci,następnym razem to ja pójdę. - położyła jej rękę na ramieniu i popatrzyła bałagalnie w oczy.
- Nie ma takiej opcji,Alya. - zaprzeczyła odrazu. - Przecież wiesz..
Mulatka westchnęła i wbiła się plecami w siedzenie sofy.
Między nimi powstała nie przyjemna cisza.
- Martwię się o Ciebie.. - powiedziała przerywając tą nie szczęsną ciszę. - Zostałaś mi tylko ty..noi i Trixx. - dodała nieco ciszej,kątem oka patrząc na śpiące kwami w kącie pokoju.
Marinette również przeniosła wzrok w tamtym kierunku. Odruchowo dotknęła swojej różowej torebki,która kryła się pod czarną peleryną.
- Pójdę już. - wstała i otrzepała się z niewidzialnego kurzu. Poprawiła swoje granatowe włosy,które sięgały jej aż do pasa i nie czekając na odpowiedź swojej przyjaciółki,po prostu wyszła.
Nie udzielała się jako Biedronka już od dłuższego czasu.
W sumie od momentu,aż rząd nie wprowadził tego durnego układu.
A Miracula? Są schowane u niej w rodzinnym domu.Pod kluczem.
- Marinette,jestem głodna. - Tikki wychyliła się z jej torebki i rzekła słabo. Dziewczyna popatrzyła na nią z lekkim uśmiechem i oznajmiła,że tuż za rogiem znajduje się sklep z serami.
Bo piekarnia jej rodziców już dawno nie istnieje.
- Ciekawe co robi Czarny Kot. - odezwała się nagle Tikki,a dziewczyna momentalnie stanęła w miejscu.
- Tikki,proszę. Nie rozmawiajmy o nim. - powiedziała najłagodniej jak tylko mogła.
Nie lubiała o nim rozmawiać. Nie wiedziała dlaczego.
Po prostu,nie widziała go tyle czasu,że straciła jaką kolwiek nadzieję,że żyje.
Chodź jej kwami mówiło jej,że Miraculum Czarnego Kota jest nadal aktywne.Nagle Marinette stanęła z przeciwko swojego celu. Był to sklep z przeróżnymi serami.
Nosił nazwę Fromagerie Monti's.- Jesteśmy na miejscu,Tikki. - uśmiechnęła się lekko,do swojej kwami,która jak zaczarowana patrzyła na sklep z nabiałem serowym.
I jak na złość,brzuch kobiety się odezwał. Tikki zachichotała pod nosem.
- Chyba ty też potrzebujesz coś przekąsić. - powiedziała a Marinette przewróciła tylko oczami i weszła do otwartego budynku.
Sklep był pusty. W sumie jak każdy w Paryżu.
Dorośli wyjechali odrazu po tym jak zaczepiły czipy wszystkim dzieciom.
Zostali tylko nieliczni.
W tym Pan Monti.
- Kogo ja tu widzę! - krzyknął jak zwykle entuzjastycznie,widziąc ją wchodzącą do jego sklepu. - Niech zgadnę. Kot znowu głodny?
Marinette zaśmiała się na jego słowa.
Monti był około 60-siątki,ale rozmawiał i ruszał się jak 20-sto latek.
Powoli weszła głębiej do pomieszczenia i zdięła ze swojej głowy kaptur. Oparła swoje dłonie na blacie i oczekiwała swojego zamówienia,które Monti zna na pamięć.
- Panienko,proszę mi wybaczyć,ale camembert jest na dziś zamówiony dla kogoś innego. - powiedział smutno,wychodząc z zaplecza. - Ale za to dam Ci kawałek roquefort'a !
Marinette uśmiechnęła się lekko i przyjęła podarunek od starca,dziękując kiwnięciem głowy.
I zakładając spowrotem kaptur na głowę,schowała kawałek sera do torebki.
I już miała się odwracać,gdy za plecami usłyszała jakiś dość głośny,szelest.
Gwałtownie sięgnęła do swojego prawego buta i wyjęła z niego broń palną. Wzięła nosem głęboki wdech i odwróciła się w stronę drzwi.
- Panienko,spokojnie! - krzyknął Monti,stając na przeciwko Marinette,zasłaniając nieznaną jej osobę,która była na jej celowniku. - To Pan,który zamówił u mnie kawałek camemberta! - wytłuamczył a dziewczyna niepewnie opuściła broń.
- Nie miałem pojęcia,Monti,że załatwiłeś sobie ochronę. - odezwał się tajemniczy mężczyzna.
Ten głos.
Dała sobie by uciąć głowę,że gdzieś go słyszała.
Tylko gdzie?