- Luka? - wydukała odsuwając się od niebieskookiego mężczyzny.Posłała mu niepewne spojrzenie,bo czuła się przy nim bardzo dziwnie.
- We własnej osobie,Ma-marinette. - zaśmiał się cicho pod nosem. - Myślałem,że nikogo już tutaj nie ma,z osób które znam. - wzruszył ramionami a kobieta posłała mu obojętne spojrzenie.
Nie wspomniał jej,że przecież jest tu cudowna Chloé,która niszczyła jej życie na każdym kroku.
Co za ironia losu.
- Marinette? Wszystko dobrze? Pytałem Cię czy nie chciałabyś się ze mną przejść do jakiegoś baru. - wróciła do rzeczywistości,przez kolejny jego dotyk,który wylądował na jej ramieniu.
Uśmiechnęła się do niego lekko i kiwnięciem głowy,zgodziła się.
Bo co miała zrobić.
Przez całą drogę,którą szli do wcześniej wspomniałego baru,nie zamienili ze sobą ani słowa. Granastowłosa zauważyła,że kątem oka,jej tworzysz ciągle się jej przygląda.
Niezauważalne naciągnęła swój kaptur,aby na dobre ukrył jej bladą twarz.
- Jesteśmy. - oznajmił,zatrzymając się przez dosyć masywnymi,czarnymi drzwimi.
Marinette podniosła swoją głowę trochę do góry,aby lepiej się przyjrzeć nazwie danego baru.
Jej oczom ukazał się wielki,niebieski napis "Le bar de Leni".
Zmarszczyła brwi i zapytała:- Bar u Leni? Kto to?
Młody mężczyzna z tajemniczym uśmiechem na ustach,wzruszył ramionami i otworzył drzwi.
- To mój stary znajomy. - wytłumaczył,pokazując gestem ręki aby weszła do środka. - Poznasz go. - dodał nieco ciszej,zamykając za nią drzwi gdy weszła do środka.
Marinette ciekawa rozglądała się po pomieszczeniu.
Było tutaj naprawdę ładnie. Wszystko urządzone było w stylu,którego Marinette nie umiała opisać.
Ten kto ją urządził naprawdę miał fantastyczną wyobraźnię.
Luka w tym czasie,z czułym uśmiechem na ustach obserwował każdy jej ruch. Wiedział,że jej się tutaj spodoba. Bo człowiek,który urządził ten bar ma podobne upodobania do niej.
- Luka! Przyjacielu! - nagle z za lady wyskoczył trochę starszy mężczyzna od nich.
Marinette podskoczyła na krześle,które zdąrzyła zająć jakąś minutę temu. Dzięki temu,zwróciła jego uwagę na jej osobę.
- Czy to twoja dziewczyna? Bardzo ładna! - podszedł do niej i oparł swoją głowę na swoich dłoniach,przyglądając się nieźle zmieszanej kobiecie.
Marinette również się mu przyjrzła.
Miał na głowie czarne afro i miał ciemną karnecje. W 100% musiał być Afrykańczykiem. Na jego ciele spoczywała fioletowa koszula z krótkim rękawem i długie spodnie jeansowe. Oczy miał brązowe a uśmiech biały jak śnieg.
- Nie,Leni. - powiedział Luka,siadając obok niebieskookiej dziewczyny. - Marinette nie jest moją dziewczyną.
Marinette spojrzała na niego kątem oka. Mogła przyżec,że w jego głosie usłyszała smutek.
- Szkoda. - odwrócił się od nich plecami i zaczął przygotowywać napój. - To co zawsze?
Luka spojrzał na Marinette po czym odparł:
- Tak. Dwa razy poproszę. - uśmiechnął się zalotnie do niej,gdy zauważył na sobie jej piękny wzrok.
- Robi się szefie! - odpowiedział mu Loni i tak jak kazał,zaczął przygotowywać jeszcze jeden napój,nucąc przy tym jakąś melodyjkę.
Luka oparł swoją głowę na swojej prawej dłoni i przyglądał się kobiecie,która ciągle miała na sobie ten sam,czarny kaptur.
Westchnął i swoją lewą dłoń uniósł ku górze,łapiąc skrawek materiału. Marinette posłała mu zaskoczone spojrzenie.
- On tylko zakrwa twoją urodę. Pozwól. - szepnął,patrząc jej głęboko w oczy,szukając od niej pozowelnia.
Ona jednak nic nie powiedziała. Opuściła swoją dłoń,którą trzymała kaptur i spuściła głowę w dół.
Luka uznał to za pozwolenie,więc powoli zdjął jej nakrycie z głowy.
Wreszcie mógł ujrzeć dokładnie całą jej twarz. Była piękna jak zawsze,lecz nie za to ją pokochał gdy był jeszcze głupim nastolatkiem.
Pokochał ją za złote serce i dobroć,którą mogła obdarować każdemu.
I już miał coś do niej powiedzieć,ale przeszkodził mu w tym mężczyzna,który położył przed nimi dwa napoje.
- I gotowe! Na koszt firmy. - dodał ciszej,mrugając przelotnie do pół chinki. Ona odpowiedziła mu tylko cichym chichotem.
- Dzięki,Leni. Zawołamy Cię gdy będziemy czegoś potrzebować. - rzekł w stronę mężczyzny,który właśnie kierował się w stronę zaplecza.
Leni kiwnął głową,posłał mu kciuka w górę i zniknął im z oczu.
Luka nie czekając już chwili dłużej,szybkim ruchem przysunął do sobie szklankę z trunkiem i wziął pożądnego łyka. Marinette nie była już taka odważna. Brała po małych łykach i chodź nie przepadała za alkoholem,przed muzykiem chciała wyjść jakoś dobrze.
Nagle przechyliła głowę w jego stronę,napotykając swoim wzrokiem jego dłoń,która trzymała przezroczystą szklankę a na niej widniała do tego niebieska kropka.
- Kto oddał Ci życie. - zapytała pewnie,czując,że trunek ją trochę pobudził.
Luka posłał jej zaskoczone spojrznie,bo nie spodziewał się takiego pytania prosto z jej ust. Odstawił naczynię na czarny blat i uśmiechnął się krzywo mówiąc.
- To Juleka. To ona oddała za mnie życie.