- Marinette,wszystko dobrze? - zapytała niepewnie Tikki. Nastolatka nic jej nie odpowiedziała,a kwami nie naciskało.Po prostu musiała pomyśleć.
Granastowłosa momenatlne skręciła w jakiś ciemny zaułek.
- Tikki,obiecuję,że porozmawiajmy w domu. - powiedziała patrząc na nią z poważnym wyrazem twarzy. - Ale teraz potrzebuję twojej pomocy. Tikki Kropkuj!
I powiedziawszy to,na jej szczupłym ciele pojawił się czerwony lateksowy kostium w czarne kropki. Nic się w nim nie zmieniło,jednak gumki które utrzymywały włosy dziewczyny zniknęły,ponieważ były rozpuszczone.
Dawno nie czuła tej wolności i wiatru we włosach. Ta niewinność i poczucie bezpieczeństwa,dawały jej nadziei na lepsze jutro.
Lecz ta nadzieja zniknęła wraz z jej rodziną.
Stała właśnie na szczycie Katedry Notre Dame i z góry podziwiała nieliczne osoby,które przechodziły tamtędy. Zaczepiła spowrotem swoje yoyo na swoją talię i usiadła na zimnym betonie.
Nie oczekiwała nagłego przybycia Czarnego Kota,bo wiedziała,że to praktycznie nie możliwe. Nawet nie wiedziała czy jest w Paryżu,albo czy w ogóle żyje.
Odchyliła swoją głowę trochę do tyłu i westchnęła ciężko.
Brakowało jej tamtego życia. Brakowało jej ataków Władcy Ciem czy walki u boku zieloonokiego blondyna. Ile by dała,aby wrócić do tamtych czasów. I w takim przypadku,mogłaby użyć Miracula Królika,ale to było by zbyt niebezpiecznie. A do tego,podróże w czasie są bardzo delikatne.
Ponownie wbiła swój wzrok w nieliczną grupę ludzi przechodzących chodnikami miasta Miłości. Nagle jej oczy zobaczyły znaną jej czarną czuprynę z niebieskimi końcówkami.
Był to Luka Couffaine. Muzyk i typowy tajemniczy chłopak. Spokojny i wyrozumiały..lubiła go za te cechy. Możliwe,że przez to zakręcił jej w głowie. Uśmiechnęła się momentalnie bacznie go obserwując.
Nie widziała go sporo czasu. Ostatni raz spotkali się na urodzinach Juleki,które były 2 dni przez tą wielką tragedią. A teraz,on stoi przed jej oczami w całej okazałości. Jego włosy były ciągle takiej samej długości a jego ciało odziewała ta sama koszulka z logiem Jaggeda Sotna. Zmieniły się tylko spodnie i trampki,które były całkowicie czarne. A oczy? Nadal niebieskie jak ocean. Jego szczęka też się zmieniła,dodając mu tego czego nie miał wcześniej. Czyli uroku,który miał Adrien a nie miał on.
Innymi słowy wyprzystojniał.
I nagle jej uśmiech zniknął,a twarz opanował wielki szok.
Na przeciwko chłopaka pojawiała się znikąd blondynka o bardzo krótkich włosach. Zdziwiło jej też to,że żadne z nich nie ma na sobie płaszcza,który ukrywał by ich prawdziwe oblicza.
Dziewczyna objęła momentalnie jego szyję,przyciągając do niego swoim ciałem. A Luka,odwzajemnił jej gest,kładząc swoje dłonie na jej talii.
Blondyna nagle obkręciła głowę we wszystkie strony,aby upewnić się,że nikt ich nie obserwuje. I Marinette wtedy mogła ujrzeć dokładnie jej twarz.
Nieznana jej do tąd dziewczyna,okazała być się jej największym wrogiem z gimnazjum.
Chloé Bourgeois.
Marinette zacisnęła mocno zęby i pięści.
Z pośród wszystkich dziewczyn w Paryżu,wybrał akurat tą?Co z tym chłopakiem było nie tak!
Nie mogła na nich patrzeć. Nie mogła patrząc na ich miłość,którą okazywali sobie nielicznymi pocaunkami.
Brzydziło ją to.
Wstała na równe nogi i chwyciła swoje yoyo,od razu zarzucając je na najbliższy budynek. I po chwili jej ciało szybowało w powietrzu.
Westchnęła z ulgą,gdy znalazła się wystarczająco daleko od zakochanej pary.
A stała właśnie na budynku,który był na przeciwko wielkiej rzeźby,która ukazywała ją,jako Biedronkę i Czarnego Kota u boku.
Zeskoczyła z niego i pewnym krokiem podeszła do pięknej konstrukcji. Przejechała po nim smutnym wzrokiem i przyjrzała się dokładnie twarzy bohatera.
Uśmiechnęła się krzywo i ponownie złapała w swoje dłonie czerwone yoyo,zarzucając je na najbliższy budynek.
Chciała odwiedzić jeszcze jedno miejsce,do którego jest też silnie przywiązana.
Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego,że z za jednego komina,wygląda para zielonych oczu,które nie odstępują jej na krok.
W miejsce,do którego chciała się dostać było niedaleko od jej rodzinnego domu. Mieszkanie Fu było jej jednym z ulubionych cichych miejsc.
Gdy dotarła pod właściwie drzwi,złapała pewnie za klamkę i pchnęła drzwi zostawiając je otwarte.
Jej oczom ukazało się pomieszczenie o białych ścianach. Nic się tutaj nie zmieniło,od jej ostaniej wizyty.Weszła głębiej do środka i swoim spojrzeniem obiegła cały pokój. W jej fiolkowych oczach pojawiały się łzy.
Przyłożyła sobie dłoń do ust i zacisnęła mocno powieki,aby się nie rozpłakać a z ust nie wydobył się głośny szloch.
- Nie przeszkadzam..? - odezwał się nagle głos za jej plecami. Marinette otworzyła w sekundzie swoje oczy,ale nadal pozostając w tej samej pozycji.
Tego głosu nie da się zapomnieć.
- Czarny Kot..?