- Nie mam żadnej ochrony. To tylko moja najlepsza klientka. - odparł obrażony. Nigdy nie lubił żartów.Zamaskowany mężczyzna wydał z siebie tylko chichy śmiech.
- Myślałem,że to ja nim jestem. - dodał a Monti prychnął.
- To byłeś w wielkim błędzie. Panienko,najmocniej przepraszam jeszcze raz. - tym razem zwrócił się do Marinette. - Obiecuję,że jutro camembert będzie tylko twój.
Złapał ją za dłonie i ścisnął lekko,aby przekonać ją do sowjej obietnicy.
- Wierzę Ci na słowo. - powiedziała z uśmiechem i poprawiła swoją pelerynę. - A więc do jutra,Monti.
Odsunęła się od niego i wymieniła go zwinnym i szybkim ruchem,odrazu kierując się do wyjścia.
Kiedy znalazła się przy nieznajomym,momentalnie się zatrzymała i wycedziła przez zęby:
- Zrób coś Montiumu,a mnie popamiętasz. Nie ufam Ci.
I wyszła,zostawiając go z wymalowanym na ustach lekkim uśmiechem.
- Paniczu Adrienie,na drugi raz proszę przyjść o 15.30. - rzekł starzec,podając mężczyźnie jego zamówienie. - Panienka nie lubi innych klientów.
Agreste przytaknął tylko.
- Kim ona jest? - zapytał,chowając ser do swojego plecaka. Monti pokręcił desperacko głową.
- Paniczu,ja nic powiedzieć nie mogę. - uniósł ręce w geście obronnym. - Słowo jej dałem.
Chłopak westchnął i założył swój plecak na plecy,dziękując przy tym za towar starszemu mężczyźnie.
Po tym,po prostu wyszedł.
Dziewczyna w tamtym czasie kierowała się do swojego domu. Czyli piekarni.
- Dziękuję Mari. - powiedziała Tikki,wychylając się z jej torebki. - Ser był przepyszny. Zostawiłam dla Ciebie trochę.
Marinette uśmiechnęła się do niej i posłała jej czułe spojrznie. Cieszyła się,że chociaż ona jej została,poza Alyą.
- Nie ma sprawy Tikki. - mrugnęła do niej. - Cieszę się,że Ci smakowało. - dodała szczerze i pogłaskała ją po główce.
I przez jej nie uwagę,ktoś w nią wpadł. A raczej ona w kogoś.
- Przepraszam.. - mruknęła,masując swoją głowę i wstając na równe nogi.
Osoba na przeciwko niej mruknęła tylko coś pod nosem i wyminęła kobietę,nie zamieniając z nią ani słowa. Nawet nie zdążyła się jej przyjrzeć.
- Świnia. - mruknęła w stronę oddającej się postaci i obróciła się na pięcie,ponownie idąc w kierunku swojego mieszkania.
Czuła na sobie jakiś wzrok. Jednak nie dawała po sobie tego poznać.
Czuła się obserwowana.
- Tikki. - zaczęła,patrząc przed siebie. - Nie wychylaj się z torebki. Ktoś nas śledzi. - szepnęła,a kwami jak na zawołanie zatrzasnęło się w torebce.
Nagle skręciła w jakiś ciemny zaułek,szybko chowając się za kontenerem na śmieci,tylko po to,aby przyłapać sprawcę na gorącym uczynku.
W pewnym momencie,usłyszała kroki. Nieznana jej osoba,szła pewnym krokiem,tak jakby nie zdawała sobie sprawy,że ktoś mógł tu być.
Przycinęła się do ściany najmocniej jak mogła a gdy nieznajomy przeszedł obok niej,odliczyła do trzech w myślach i rzuciła mu się na plecy,mocno go podduszając.
Jednak zdążyła się zorientować,że nieznajomym okazał się mężczyzna,bo inponował swoją siłą.
Ich przepychanki nie trwały długo.
Przez przypadek dziwny mężczyzna wysunął swoją lewą dłoń,aby ją z sobie zrzucić. Marinette wtedy zauważyła,że ma na niej niebieską kropkę.
Odepchnęła się od jego pleców,robiąc fikołka w powietrzu i lądując na równych nogach.
- Niebieska. - mruknęła i sięgnęła do swojego prawego buta wyciągając z niej broń. Mężczyzna stał nadal odwrócony do niej tyłem. - Kim ty do cholery jesteś. - zapytała gorzko.
Adrien zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
- Równie może zapytać o to Ciebie. - odwrócił się do niej,ale nadal nie widziała jego twarzy. - Jaką masz kropkę? - zmienił temat.
Pół chinka scisnęła mocnej broń i ukryła swoją dłoń czarnym materiałem. Prychnęła i naciągnęła swój kaptur na głowę. Nie chciała,aby widział jej twarz. Ale przez jej nie uwagę,kosmyk jej niesfornych włosów wydostał się na światło dzienne.
- Jesteś chinką? - zadał kolejne pytanie,zauważając jej włosy.
Marinette nie odpowiedziała. Schowała kosmyk za czarny kaptur i również zrobiła to z bronią.
- Zadajesz za dużo pytań. - zauważyła,cofając się powoli w tył. -
Niepotrzebnie.Powiedziała i udała się do ucieczki.
Biegła najszybciej jak mogła,ale słyszała jak za nią biegnie.
Dosłownie deptał jej po ogonie.
I nagle ją złapał,powalając brzuchem do zimnej ziemi. Jej ręce trzymał mocno. Tak mocno,że az wydała z siebie jęk bólu.
- Zielona. - obkręcił jej dłoń,dokładnie przyglądając się znakowi.
Szarpała się.
- Teraz zobaczę,kto skrywa się pod tym czarnym kapturem. - powiedział i sięgnął swoją dużą dłonią do materiału.
Marinette przygotowała się na gorzki smak porażki.
Przymknęła mocno swoje powieki i czekała. Ale nagle w jej głowie pojawił się bardzo ciekawy pomysł.