~*~
𝕷𝖎𝖕𝖎𝖊𝖈 ౹੧Դ੧
"Obiecaj, że wrócisz. Obiecaj, że wrócisz. Obiecaj, że wrócisz"
Te słowa miał zawsze, gdy wyruszał na misję, jako członek Zakonu Feniksa. Głos Lily wewnętrznie go uspokajał. Zawsze go prosiła, żeby wrócił, lecz nie mógł jej tego obiecać, więc zawsze wtedy milczał, przytulając ją mocno do swojego boku.
Tym razem również wyszedł z domu, nie wiedział, czy wróci, więc nic nie powiedział, jedynie tylko mocno objął ukochaną, jakby miał jej więcej nie zobaczyć. Wszedł z ich wspólnego, małego mieszkania i aportował się wprost do siedziby zakonu w podziemiach Dziurawego Kotła.
– Dobra jest i Potter – powiedział Moody – Więc tak, Black, Lupin i Meadows osłaniać tyły. Revell, Potter idziecie tuż za mną, Shacklebolt i Weasley, wiecie co robić, możecie się aportować – wydał polecenie, a po chwili już go nie było. Pozostali członkowie zakonu, zaczęli się aportować tuż za nim. Nie wiedzieli, że ktoś jednak zna ich plany.
Gdy byli na miejscu śmierciożercy rzucali zaklęciami na prawo i lewo, w ustalonym szyku ruszyli do przodu, co chwilę odbijając jakieś zaklęcie i nagle zobaczyli jego, twórcę tego zamieszania, Voldemorta we własnej osobie. Według informacji, które przekazał im informator, Czarnego Pana nie miało tu być.
Walki stawały się coraz bardziej zaciekłe, nie wiadomo, z której strony nagle pojawiało się zaklęcie niewybaczalne. James starał odbijać każde, nie przestając trzymać się planu. Musieli zdobyć to, po co przyszli.
Nagle były gryfon zapatrzył się w jeden punkt. Mężczyzna zobaczył małą dziewczynkę, pochylającą się nad ciałem martwej kobiety, najprawdopodobniej swojej matki. W tym momencie w jego podświadomości na stałe zagościła myśl, że nie skaże swojego dziecka na oglądanie okropności wojny, której on doświadczył na własnej skórze bardzo dotkliwie.
Stał w miejscu, nie mogąc oderwać wzroku od tej rozpaczliwej sceny i gdyby nie szybką reakcja Dorcas Meadows, zapewne padłby martwy. Kobieta rzuciła się wprost przed sylwetkę Pottera, przyjmując serię zaklęć wprost na klatkę piersiową, wiedziała, że ta decyzja była zbyt pochopna, jednak James miał do czego wrócić, ona już nie...
Nieżywa padła na ziemię ubrudzoną krwią niewinnych, czas wokół jakby nagle zatrzymał się w miejscu, śmierciożercy rozpoczęli masową aportację, mając na ustach uśmiech zwycięstwa. Sam Pan ciemności przyglądał się klękającemu przy martwym ciele przyjaciółki Potterowi, po chwili jednak wyczarował nad głowami aurorów i członków Zakonu Mroczny Znak, rzucający paskudną zieloną poświatę, która kojarzyła się wyłącznie ze śmiercią.
Tak jak śmierć, która przyszła z szybko i Voldemort opuścił miejsce pojedynku, z kpiną spoglądając na wszystkich zrozpaczonych czarodziei. Dla niego miłość był głupia i zbędna, im ona dawała nadzieję na lepsze jutro...
Miłego dnia ❤️
Mam nadzieję, że widziany się w niedzielę 😘
CZYTASZ
𝙿𝚊𝚛𝚢𝚜𝚔𝚊 𝙺𝚕𝚊𝚝𝚔𝚊 // 𝙰𝚄
Fanfic𝙱𝚎𝚕𝚕𝚊𝚝𝚛𝚒𝚡 𝙱𝚕𝚊𝚌𝚔 × 𝙹𝚊𝚖𝚎𝚜 𝙿𝚘𝚝𝚝𝚎𝚛 -𝕮𝖟𝖞 𝖙𝖔 𝖓𝖎𝖊 𝖏𝖊𝖘𝖙 𝖈𝖍𝖔𝖗𝖊, 𝖔𝖇𝖔𝖏𝖊 𝖏𝖊𝖘𝖙𝖊ś𝖒𝖞 𝖓𝖆 𝖏𝖆𝖐𝖎𝖒ś 𝖜𝖞𝖌𝖓𝖆𝖓𝖎𝖚 𝖓𝖎𝖊 𝖟 𝖓𝖆𝖘𝖟𝖊𝖏 𝖜𝖎𝖓𝖞... - 𝕮𝖍𝖔𝖗𝖊 𝖏𝖊𝖘𝖙 𝖙𝖔, ż𝖊 𝖒𝖆𝖒 𝖔𝖈𝖍�...