~*~
Szczerze nienawidziła grudnia, gdyż w tym miesiącu jej życie jak z bajki posypało się jak domek z kart. Wszystko pękło jak mydlana bańka i stało się tylko odległym wspomnieniem. Na to miejsce wkroczyła szara rzeczywistość, która z każdej strony zaczęła przygniatać siedemnastolatkę.
W grudniu 1968 wyszła za mąż, co w sumie mogło być szczęśliwym wydarzeniem, gdyby nie fakt, że wyjść za Rudolfa musiała nie z miłości a z powodu dziecka, które rozwijało jej się pod sercem.
Mogła powiedzieć, że miała i tak w jakimś stopniu szczęście, kochała w końcu Lestrange'a, jednak to właśnie jej życie powoli przestało być idealne. Tydzień po ślubie mężczyzna po prostu wyszedł z domu i nie wrócił na noc, na początku Bellatrix jakoś to nie przeszkadzało, jednak z każdą mijającą godziną zaczynała się o niego martwić. Nie były to łatwe czasy, zło mogło zjawić się znikąd i nawet w Proroku Codziennym powstał osobny segment na temat obrony.
Rudolf nie wracał przez następne dni, stres zbierał się w kobiecie z każdym dniem coraz bardziej, kłębił się w środku niej czekając tylko na odpowiedni moment by wybuchnąć, jak bomba. Nie chciała powiadamiać rodziny i tak mieli ostatnio dużo zmartwień związanych z chorobą jej matki Druelli.
Wieczorem, gdy miała położyć się spać, Bellatrix poczuła ból w okolicy podbrzusza, szybko udała się do łazienki, myślała, że być może to mdłości, które miała dość często. Jednak, gdy stała nad umywalką i spoglądała na swoje blade odbicie, zrozumiała, że jest coś nie tak i gdy jej wzrok skierował się na niebieskie kafelki ułożone na podłodze, zobaczyła krew co nie wróżyło nic dobrego. Niespodziewanie uderzyła w nią fala kolejnego bólu, przez co zwinęła się kucając na podłodze, coraz ciężej było jej złapać powietrze, cierpienie nasilało się z każdą chwilą. Nie mogąc już wytrzymać położyła się na zimnej, twardej podłodze, mając nadzieję, że poczuje się, choć odrobinę lepiej. Zamknęła oczy i błagała Merlina, by ktoś jej pomógł.
Rudolf z uśmiechem na twarzy przekroczył próg domu, zamknął za sobą drzwi i ruszył na poszukiwania swojej żony, by podzielić się z nią radosną wiadomością, nie zastał jej jednak w salonie, kuchni czy sypialni, więc ruszył do łazienki gdzie zastał Bellatrix zwiętą w kulkę na podłodze, a wokół kobiety ciemnoczerwone plamy krwi. Nie myśląc wiele podszedł do żony, wysunął jej ręce pod kolana i plecy, po czym aportował się Świętego Munga.
Gdy zjawił się z na wpółprzytomną Bellatrix na rękach, uzdrowiciele od razu pojawili się przy nim. Zabrali byłą Ślizgonkę na badania, a Lestrange'owi nakazali siedzieć w poczekalni.
Bellatrix odzyskała siły dopiero kolejnego dnia rano, wtedy dopiero uzdrowiciel, który opiekował się nią mógł jej przekazać niezbyt dobre wieści.
– Co mi się stało? – zapytała, na co mężczyzna w białym kitlu przysunął stołek bliżej łóżka brunetki.
– Pani Lestrange, nie mam dla pani dobrych wieści... Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, jednak pani dziecka nie udało się uratować – oznajmił ciężko wzdychając, spojrzał na arystokratę, która miała kamienny wyraz twarzy.
– To nie wszystko prawda?
– Z badań wynika, że w przyszłości, może mieć pani problemy z zajściem w ciążę, o ile w ogóle będzie to możliwe...
CZYTASZ
𝙿𝚊𝚛𝚢𝚜𝚔𝚊 𝙺𝚕𝚊𝚝𝚔𝚊 // 𝙰𝚄
Fanfiction𝙱𝚎𝚕𝚕𝚊𝚝𝚛𝚒𝚡 𝙱𝚕𝚊𝚌𝚔 × 𝙹𝚊𝚖𝚎𝚜 𝙿𝚘𝚝𝚝𝚎𝚛 -𝕮𝖟𝖞 𝖙𝖔 𝖓𝖎𝖊 𝖏𝖊𝖘𝖙 𝖈𝖍𝖔𝖗𝖊, 𝖔𝖇𝖔𝖏𝖊 𝖏𝖊𝖘𝖙𝖊ś𝖒𝖞 𝖓𝖆 𝖏𝖆𝖐𝖎𝖒ś 𝖜𝖞𝖌𝖓𝖆𝖓𝖎𝖚 𝖓𝖎𝖊 𝖟 𝖓𝖆𝖘𝖟𝖊𝖏 𝖜𝖎𝖓𝖞... - 𝕮𝖍𝖔𝖗𝖊 𝖏𝖊𝖘𝖙 𝖙𝖔, ż𝖊 𝖒𝖆𝖒 𝖔𝖈𝖍�...