~*~
Od kilku dni Francuskie Ministerstwo zaczęło przyglądać im się coraz bardziej, więc postanowili jak prawdziwe małżeństwo pójść na spacer, gdyż uznali, że siedzenie w domu tygodniami nie wygląda normalnie.
Aportowali się na Paryski odpowiednik ulicy pokątnej. Stając na kostce brukowej, którą wyłożona była cała ulica, James złapał Bellatrix za rękę. W pierwszej chwili kobieta zamierzała wyrwać się z uścisku, jednak w porę zrozumiała intencje Pottera.
Spacerowali co chwila przyglądając się wystawom sklepowym, zastanawiał ich jednak fakt, dlaczego byli prawie zupełnie sami. Była Ślizgonka dopiero po chwili skojarzyło fakt. Dziś był dwudziesty czwarty grudnia, więc ludzie zaczęli przygotowywać się do wieczerzy wigilijnej. Nachyliła się w stronę Pottera, by móc szepnąć mu na ucho, to co przed chwilą wywnioskowała.
– Musimy znaleźć choinkę – ożywił się nagle mężczyzna, złapał swoją pseudo żonę za rękę i pociągnął w stronę wyjścia z ulicy.
Po kilku minutach znaleźli się w mugolskim Paryżu, gwar tutaj był kilka razy większy niż w magicznej części. James nie musiał zbyt wiele szukać drzewka bożonarodzeniowego, ponieważ zauważył sprzedawcę w rogu ulicy. Szybko do niego podszedł nie puszczając ręki Black.
– Bonjour! Chcielibyśmy z żoną kupić choinkę – powiedział w stronę sprzedawcy po francusku.
– Tak oczywiście, tutaj mogą państwo wybrać – mężczyzna wskazał ręką na drzewka stojące po jego lewej stronie. James jak małe dziecko ruszył w ich kierunku, by wybrać najpiękniejsze, mimo że był z dala od rodzinnego domu święta chciał spędzić tak jak należało.
– Co o tym myślisz, kochanie? – zapytał Bellatrix, wskazując niewidoczne głową na mężczyznę w eleganckim płaszczu po drugiej stronie ulicy.
– Nie jest za duża? Chociaż, najwyżej wyniesiemy stolik z salonu – powiedziała kobieta podchodząc do sprzedawcy, który posłał im życzliwy uśmiech – Poprosimy tą – wskazała na drzewko, przy którym stał zadowolony James.
– Potrzebny będzie transport? – zapytał sprawdzając cenę drzewka.
– Poradzimy sobie – powiedział Potter podnosząc drzewko z ziemi – Dziękujemy bardzo.
– To ja dziękuję – powiedział, po tym, jak otrzymał od Bellatrix należną zapłatę.
Czarodzieje opuścili plantacje, a następnie ruszyli w stronę mniej uczęszczanej uliczki, by móc się aportować. Gdy znaleźli się już w mieszkaniu James odstawił drzewko w przedpokoju.
– Ci z ministerstwa dalej za nami chodzą – warknęła kobieta – Czego oni chcą?
– Nie mam pojęcia i założę się, że dziś ktoś będzie stał na dole przyglądając się nam, więc musimy zrobić kolacje – westchnął Potter.
– Damy radę, ja zajmę się gotowaniem ty przygotuj salon – oznajmiła – Powinniśmy skończyć przygotowania za kilka godzin.
𝕮𝕯𝕹...
𝙺𝚞𝚛𝚜𝚢𝚠𝚊 = 𝚏𝚛𝚊𝚗𝚌𝚞𝚜𝚔𝚒
CZYTASZ
𝙿𝚊𝚛𝚢𝚜𝚔𝚊 𝙺𝚕𝚊𝚝𝚔𝚊 // 𝙰𝚄
Fanfiction𝙱𝚎𝚕𝚕𝚊𝚝𝚛𝚒𝚡 𝙱𝚕𝚊𝚌𝚔 × 𝙹𝚊𝚖𝚎𝚜 𝙿𝚘𝚝𝚝𝚎𝚛 -𝕮𝖟𝖞 𝖙𝖔 𝖓𝖎𝖊 𝖏𝖊𝖘𝖙 𝖈𝖍𝖔𝖗𝖊, 𝖔𝖇𝖔𝖏𝖊 𝖏𝖊𝖘𝖙𝖊ś𝖒𝖞 𝖓𝖆 𝖏𝖆𝖐𝖎𝖒ś 𝖜𝖞𝖌𝖓𝖆𝖓𝖎𝖚 𝖓𝖎𝖊 𝖟 𝖓𝖆𝖘𝖟𝖊𝖏 𝖜𝖎𝖓𝖞... - 𝕮𝖍𝖔𝖗𝖊 𝖏𝖊𝖘𝖙 𝖙𝖔, ż𝖊 𝖒𝖆𝖒 𝖔𝖈𝖍�...