06. A little party never killed nobody

463 12 0
                                    

Przepełniona szczęściem rzuciłam się na szyję blondynce stojącej przede mną. Dopiero teraz gdy ją zobaczyłam, zdałam sobie sprawę z tego jak cholernie za nią tęskniłam. Ta dwutygodniowa rozłąka była dla nas niczym dwa miesiące, biorąc pod uwagę to, że w Nowym Jorku rozstawałyśmy się tylko na 10 godzin, które były poświęcone na sen, jednak nie w pełni, gdyż często zdarzało nam się rozmawiać przez telefon lub Skypa dzięki czemu zarywałyśmy nockę.

 Demi odwzajemniła uścisk również z taką siłą przez co poczułam jak zgniata mi żebra, lecz nie przeszkadzało mi to. Był to nasz moment, którego nie dane było mi doznać ostatnimi czasy.

Tak bardzo byłam szczęśliwa lub to, że stałam plecami do salonu sprawiło, że nie zauważyłam Justina, który opierał się o framugę drzwi i patrzył na nas z tym swoim uśmiechem za milion dolarów. Dopiero gdy Demi powiedziała mi do ucha coś na kształt „co to za ciacho patrzy się na nas” lecz nie jestem pewna, gdyż bardziej skupiłam się na ślinie wydobywającej się z ust przyjaciółki prosto do mojego ucha z powodu bliskości w jakiej się obecnie znajdowałyśmy. Gdy wreszcie blondynce udało się wyplątać z moich sideł, postanowiłam przedstawić sobie moich towarzyszy.

-Demi poznaj mojego sąsiada Justina. Justin poznaj moją przyjaciółkę Demi. – powiedziałam, wykonując w powietrzu ruch dłonią pomiędzy tą dwójką. Gdy gładkie dłonie Demi zetknęły się z dużymi dłońmi Justina mogłam wyczytać z jej twarzy, że rozpływa się pod jego dotykiem. Dosłownie.

-Miło mi cię poznać Demi. Jessica opowiadała mi o tobie same pozytywne rzeczy. – gówno prawda. Nie mu o niej nie mówiłam, więc w co on próbuje grać?

-Tak? Mi natomiast nie wspomniała o tobie ani słówka. – mówiąc ostatnią część zdania blondynka posłała piorunujące spojrzenie w moją stronę, na co jedynie wzruszyłam ramionami.

-Wolała trzymać taki skarb jak ja w ukryciu. – arogancka wypowiedź szatyna spowodowała, że zaczęłam dusić się śliną, zapewne wyglądając przy tym jak wieloryb na brzegu duszący się z braku wody.

-Uważaj Bieber, bo jeszcze wpadniesz w samouwielbienie.

-Hamilton, mówiłem Ci już, że nie lubię jak się do mnie zwracasz po nazwisku.

-A ja już mówiłam, że gówno mnie to obchodzi. – wspominałam coś ostatnio, że zamierzam pozbyć się w sobie tej wrednej i zbyt pewnej strony? A więc przy Bieberze do niemożliwe. Sam jego widok powoduje, że mam zamiar coś rozwalić. Najlepiej jego głowę. O zlew.

W dzieciństwie byłam małą złośnicą, więc mama często powtarzała mi, że złość piękności szkodzi. Po raz pierwszy postanowiłam posłuchać jej rady i przerwać konwersacje z szatynem w tym celu chwytając Demetrie za rękę i ciągnąc ją w stronę schodów, aby mogła się rozpakować. Taka krótka wymiana zdań potrafiła sprawić, że z ledwością hamowałam się aby nie doszło do rękoczynów, więc mój chwyt na nadgarstku przyjaciółki był zbyt mocny, przez co zasyczała z bólu. Posłałam jej jedynie przepraszające spojrzenie i kontynuowałam wędrówkę w stronę swojego pokoju, zostawiając w korytarzu Justina, który nie przejmując się zaistniałą sytuacją udał się do salonu, gdzie rozwalił się na kanapie i kontynuował wcześniej przerwane oglądanie telewizji.

Otworzyłam białe drzwi i przepuściłam blondynkę w przejściu. Demi rozejrzała się po pokoju, a jej oczy świeciły się jakby znajdowały się w nich małe iskierki. Obydwie jesteśmy podobne, lecz oprócz tego mamy też takie same zainteresowania, poglądy, gusty i marzenia, więc po minie brązowookiej wywnioskowałam, że moja sypialnia również jest dla niej definicją wymarzonego pokoju.

-I jak się podoba? – spytałam, opierając się prawym ramieniem o lawendową ścianę.

-Jest piękny. – odpowiedziała Demi, wciąż trwając w amoku. Potrząsnęła głową w celu wyrwania się z niego i zaczęła zasypywać mnie pytaniami, czego spodziewałam się odkąd przekroczyła próg tego domu. – Czemu do cholery byłaś taka wredna dla tego Adonisa na dole i czemu mi o nim nic nie mówiłaś?!

Chłopak z sąsiedztwa.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz