-Dzień dobry, piękna. – wymruczał Justin do mojego ucha, gdy promienie słoneczne przebudziły mnie następnego ranka.
-No witam, seksowny. – ziewnęłam, próbując przeciągnąć się na łóżku jednak ramiona Justina owinięte wokół mojego ciała mi to uniemożliwiały.
-A jednak jestem seksowny? – spytał Justin z tym swoim uśmieszkiem. Gdybyśmy grali w jakimś filmie, mogę się założyć o wszystkie moje pieniądze, że jego zęby zaświeciły by się tak jak te u cyganów. Okey, to się wytnie, jednak nie myślę zbyt racjonalnie o 8 rano.
-Czy ja wiem. – droczyłam się z nim, gładząc się palcem po brodzie i zlustrowałam go wzrokiem niczym najlepszy na świecie rentgen. – Gdybym miała cię oceniać w skali od 1 do 10 dałabym ci solidną 3.
-Trójkę?! – krzyknął oburzony Justin.
-Masz rację, to za dużo; dwójka też jest w porządku.
-Dwójkę?!
-Schodzimy jeszcze niżej? Ojj, Bieber nie wiedziałam, że masz taką niską samoocenę.
-Jesteś wredna, wiesz? – szatyn zrobił smutną minkę, wydymając dolną wargę.
-Ojj, nie słodź mi już tak, bo się zarumienię.
-Z chęcią bym zobaczył jak zamieniasz się w małego, słodkiego buraczka.
-Ha, ha, ha – zaśmiałam się sarkastycznie. – Przezabawne, Bieber. Ciesz się, że za marzenia nie karają, bo byś dostał dożywocie. – cmoknęłam ustami w powietrzu, chwilę później chichotając. Lubię gdy mamy te momenty z Justiem. Mam na myśli, wtedy gdy się nie kłócimy i naprawdę fajnie nam się rozmawia.
-Gdybym dzielił z tobą celę, nie miałbym nic przeciwko temu. – stwierdził brązowooki składając soczysty pocałunek na moim nosie. – Mój ty piegusku.
-Że co? – wydusiłam z siebie, poprzez nagły napad śmiechu.
-No tak; masz piegi na nosie i kilka na policzkach, piegusku.
Zmierzyłam Justina podejrzliwym spojrzeniem. – Nie nawdychałeś się czasem jakiegoś gówna? Podobno gdy powącha się męskie skarpetki noszone przez tydzień mogą one spowodować uszczerbki na psychice człowieka.
-Czy ty mi sugerujesz, że nie jestem zdrowy psychicznie? – spytał retorycznie chłopak, próbując powstrzymać uśmieszek cisnący się na jego usta.
-Ja tego nie powiedziałam! – stwierdziłam, unosząc ręce w górę.
-A właśnie, że powiedziałaś!
-A wcale, że nie!
-Kłamiesz!
-Sam kłamiesz!
-Czy wiesz, że zachowujemy się jak dzieci?
-Jak na to wpadłeś, geniuszu?
Chwilę później pokój wypełniła salwa naszego szczerego śmiechu. Turlaliśmy się po łóżku, a łzy leciały z kącików naszych oczu. Tak, zdecydowanie mieliśmy głupawkę.
-Jesteś takim debilem, Bieber. – stwierdziłam, gdy udało mi się uspokoić i złapać oddech. Miałam jakąś niewytłumaczalną skłonność do obrażania tego chłopaka.
-Ty również, Hamilton. Ty również. – uśmiechnął się delikatnie, niezauważalnie zbliżając się w moją stronę, tak, że byłam wstanie poczuć na twarzy jego (może niezbyt świeży) oddech.
-Tylko wariaci są coś warci. – powiedziałam, następnie czując jego pulchne wargi na moich spierzchniętych ustach.
Pocałunek był taki delikatny i słodki, że zapragnęłam aby nigdy się nie kończył. W takich oto momentach główna bohaterka stwierdza, że czuje motylki w brzuchu, jednak ja z ręką na sercu mogę stwierdzić, że wewnątrz mnie znajduje się chmara jakiś pieprzonych owadów. Dosłownie.
CZYTASZ
Chłopak z sąsiedztwa.
Fanfic"Chłopak z sąsiedztwa" tak bardzo niepozornie to brzmi, prawda? A jednak za tymi słowami kryje się powód przez który moje życie obróciło się o 180 stopni. Po przeprowadzce wszystko miało się zmienić. Na lepsze. A skończyło aię na tym, że opowiadam...