Shawn's POV
Miałem takie chwile w swoim krótkim życiu, że zastanawiałem się, co by było gdyby? Myśłałem, co bym robił, gdybym nie został odkryty przez Andrew. Jako dziecko nie łączyłem swojej przyszłości z muzyką, chociaż zawsze brałem czynny udział w przedstawieniach, chórach i różnorakich wystąpieniach. Miałem talent i umiałem go wykorzystać, jednak nie uważałem, że byłbym w stanie zbudować swoją przyszłość, która powinna być stabilna, na fundamentach muzycznych. Wszystkim powtarzano, że prawnik, lekarz, biznesmen, architekt są zawodami, które dadzą zabezpieczenie i zapewnią byt na wysokim poziomie finansowym. Do wykonywania czynności związanych z daną profesją nie potrzebowałeś wybitnego talentu. Wystarczyło mieć trochę smykałki, pojęcia, o czym się mówiło oraz poukładane w głowie, a praktyki nabierało się latami.
Człowiek, który swoją przyszłość wiązał ze światem artystycznym, musiał od małego przejawiać jakiś talent. Dopiero później można było zacząć proces dopracowywania nieoszlifowanego kamienia, mającego w przyszłości stać się brylatem. Lśniącym, pięknym, przyciągającym ludzi kamieniem szlachetnym. Dobrze było, gdy taki człowiek oprócz zdolności wykonawczych – takich, jak śpiewanie czy malowanie lub granie na instrumencie – posiadał predyspozycje do bycia źródłem. Idealnie było, gdy osoba związana z muzyką miała śliczny głos, wykazywała sie procesem twórczym piosenek i na dodatek grała na instrumencie, najlepiej więcej niż jednym.
Należałem do drugiego typu ludzi. Od dziecka śpiewałem razem z rodzicami, dziadkami i zawsze sam, kiedy miałem do tego sposobność. Z czasem rodzcie dostrzegli we mnie to coś i postanowili maksymalnie wykorzystać mój talent. Rozwijałem go, później zaistniałem w sieci, a na końcu zostałem dostrzeżony przez wytwórnię, która zaryzykowała i zainwestowała we mnie sporo czasu i pieniędzy. Długofalowe skutki były takie, że w wieku dwudziestu jeden lat byłem chłopakiem, który miał na koncie trzy albumy studyjne, trzy trasy koncertowe i kilka nagród – ważniejszych bądź mniej ważnych. Jaki z tego wniosek?
Gdybym nie posiadał zdolności artystycznych, prawdopodobnie zostałbym pracownikiem jakieś wielkiej korporacji, a w wolnych chwilach chodziłbym na mecze z kolegami z biura. Czy widziałem się w takiej roli? Zdecydowanie nie. I nie ważne, jak mocno próbowałem przekonać siebie, że nie byłoby tak źle, na samym końcu śmiałem się sam z siebie. Ja po prostu urodziłem się w odpowiednim czasie, z odpowiednimi cechami, by zostać muzykiem. A pomoc wielu ludzi sprawiła, że osiągnąłem sukces. I nie osiągnąłem go sam. Osiągnęliśmy go razem – jako drużyna i przyjaciele.
Dlatego byłem najszczęśliwszym człowiekiem na planecie, gdy trzydziestego pierwszego października grałem trzeci koncert w Melbourne ze wspaniałą publicznością. Dawałem im to, czego chcieli, samemu świetnie się przy tym bawiąc. Skakałem po scenie w przebraniu na styl lat osiemdziesiątych, rozmawiałem z moimi fanami i śpiewałem z całego serca. Poza standardowymi rzeczami, które zawsze pokazywałem na wszelkich występach, strasznie mocno wczułem się w klimat Halloween. Czasami dawałem się ponieść emocjom, dobremu nastrojowi i klimatowi mroczności, zagadki i śmierci wiszącym w powietrzu na arenie.
Gdy przychodził czas występów, angażowałem się w stu procentach. Zapominałem o świecie, wyłączałem się z życia prywatnego, odcinałem się od problemów, z jakimi się borykałem i oddawałem się publiczności. Byłem z ludźmi całym sobą i nigdy nie chciałem tego zmieniać, bo taki byłem. Chłopak, który wkładał wszystko, co miał i nie ograniczał się do minimum.
Minął ponad miesiąc, od kiedy widziałem się z Evelyn i się z nią rozstałem, pozostawiając za sobą wiele pytań lecz żadnych odpowiedzi. Mimo to byłem spokojny, bo wierzyłem, że dziewczyna daje sobie radę beze mnie. Że lepiej jej było, gdy nie znajdowałem się w pobliżu i nie próbowałem ingerować w jej porządek, który zbudowała po wypadku w dwa tysiące piętnastym. Ponadto miałem w Toronto małego szpiega. Mój mały wspólnik na bieżąco informował mnie o stanie Evvy, jej wyglądzie i zachowaniu. Dzięki temu wiedziałem prawie wszystko i uciszałem cholerne wyrzuty sumienia, które nie dawały mi chwili oddechu od września.
CZYTASZ
Tęsknię Za Tobą || S.M
FanfictionKontynuacja: Dlaczego to zawsze jestem ja? „Udaję, że nie jestem gotowy. Dlaczego wystawiamy się na piekło? Dlaczego nie możemy poradzić sobie sami?" Shawn jest w trasie, gra i robi to, do czego został stworzony. Evelyn została w Toronto i próbuje...